Quantcast
Channel: DAWNY KRAKÓW
Viewing all 114 articles
Browse latest View live

Zoo, Prezydent RP Ignacy Mościcki w "Gazeta Cafe", i małe kłamstwo?

0
0

Ostatnio wreszcie odwiedziłam Krakowski Ogród Zoologiczny. Wydarzenie jak na mnie godne podziwu, gdyż od wielu lat  jak mantrę powtarzałam "nie lubię zwierząt w klatkach" i w taki to sposób Lasek Wolski wraz z okolicami pozostawał poza zasięgiem  mojej umysłowej mapy dawnego Krakowa.

Zoo jak to zoo :), ale same jego terytorium przemyślane, kompaktowe i  bardzo zadbane, a fakt że utworzone zostało w 1929r.  zakwalifikowało go do uwiecznienia na tym blogu.

I tu zaczęło się robić wielce ciekawie :) Na oficjalnej stronie Zoo  istnieje taki  to opis  początku ich działalności:

"Ogród Zoologiczny otwarto uroczyście 6 lipca 1929 roku w obecności Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego. W dniu otwarcia zwierzostan liczył 94 sztuki ssaków, 98 sztuk ptaków i 12 sztuk gadów. Były to głównie zwierzęta fauny rodzimej, ale eksponowano również okazy tak egzotyczne jak małpy."
Strona Zoo

W małpy nie wątpię, w setną ilość ptaków i gadów też nie, ale w datę i obecność przy otwarciu Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego zwątpiłam mocno i to wszystko dzięki konserwatystom krakowskim z nieistniejącej siedziby na nieistniejące ulicy Różanej.

Nie ma nic o tym w "Czasie"! 5,6,7, 8 lipiec - nic.  Ani prezydenta w Krakowie, ani radosnych małpek w klatkach ze wstążką z napisem "Open".

 Już stwierdziłam,  że otwarcie Zoo było sprzeczne z polityką ówczesnej prawicy i jako karę pominęli to w swoich relacjach, lecz jak się okazuje ....


Czcigodny Prezydent RP owszem odwiedził Kraków w lipcu tegoż roku, ale o kilka dobrych dni  później - 15 lipca. I tutaj "Czas" popisał się rozpisywaniem niczym teraźniejszy "pudelek.pl"

 Przez Bramę Triumfalną na Prądniku Czerwonym wjeżdża samochód prezydenta. "W otoczeniu banderji Krakusów zgromadzony tłum wzniósł okrzyk "Niech żyje", kompanja honorowa 20 p.p. ze sztandarem sprezentowała broń a orkiestra wojskowa odegrała hymn państwowy! Prezydent miasta Krakowa inż. Rolle przemawia bardzo serdecznie, po czym  "dzieci z ochronki w Ludwinowie Dziunia Grabowska, Rysia Chorążanka i Marceli Łobodziak wygłosiły krotki wierszyk okolicznościowy i wręczyły Prezydentowi wiązankę kwiatów", Prezydent RP jedzie dalej,  przed nim  inżynier Rolle w automobilu o barwach miasta i pół szwadronu 8 p. ułanów, a za nim drugi półszwardon tegoż pułku...  itd. itp w tym samym duchu.  (Czy teraz jakiekolwiek miasto wita w taki sposób Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej?)



Przejdźmy jednak do 16 lipca bo to ten dzień nas interesuje ( już wiecie dlaczego?).
O godzinie 11, Prezydent w Sali Tronowej na Wawelu przyjmuje "hołd obywatelstwa krakowskiego dla majestatu Rzplitej".  O godz. 12 w południe w "towarzystwie adjutanta majora Jurgielewicza udaje się na pieszą przechadzkę po plantacjach krakowskich naokoło miasta", co sprawiło duże wrażenie na mieszkańcach Krakowa, po czym o godzinie 13 spożywa późne śniadanie w salonach recepcyjnych "Pałacu Larysza" udekorowanych emblematami, chorągwiami i orłem polskim z kwiatów. (Myślę, że mieszcząca się obecnie dokładnie w tym miejscu kawiarnia "Gazeta Cafe" powinna zainspirować się tą dekoracją np. na 3 Maja :)) Aż do godziny 15 pił czarną kawę z przeszło setką osób z krakowskiej elity, po czym wietrzył się na balkonie ku uciesze publiczności zebranej na pl. Wszystkich Świętych, wrócił na Wawel na krótki odpoczynek i ....ta dam ta dam ta dam o godzinie 17:30 udał się na zwiedzanie Kopca Kościuszki oraz Parku Ludowego w Lesie Wolskim!

"Oprowadzany przez nadradcę leśnictwa p. inż. Wobra p. Prezydent zwiedził szczegółowo Lasek, ślicznie położony na wzgórzu, przyglądając się pięknym widokom Krakowa, poczem przez dłuższy czas oglądał miejscowy zwierzyniec. Celem wzbogacenia tutejszych okazów zwierzyńca, ofiarował p. Prezydent jelenia spalskiego "Wicka", a później udał się na polanę Lea, gdzie miasto podejmowało dostojnego gościa podwieczorkiem. Honory domu czyniła p. prezydentowa Rollowa wraz z gronem pań miejscowych."
 "Czas" z 18 VIII 1929


Tego dnia zmęczony Prezydent poszedł spać tuz po obiedzie po godzinie 20-tej :)

Tyle relacji. Podejrzewam, że ktoś przepisując jakieś akta, wspomnienia itd zjadł jedynkę (cyfrę nie zęba :P) , stąd ten szósty lipca i wyszło kłamstwo ... (napisać o tym do ZOO?)
Albo "Czas" się myli :), chociaż na zegarku już prawie północ ;) ehhh ... jutro pobudka skoro świt.

Zapraszam do obejrzenia pięknej foto relacji z całego 3 dniowego pobytu Przedenta RP - audiovis.nac.gov.pl!

Relacja na podstawie "Czas" z 18 VIII 1929 zdigitalizowanego przez Małopolską Bibliotekę Cyfrową.

Moda pierwszej połowy lat 80-tych XIX wieku

0
0
Jeżeli ktoś zadaję się pytaniem o co chodzi z tą modą na blogu o Krakowie, to śpieszę się z odpowiedzią.

Otóż często daję wolną wolę wyobraźni i przenoszę swoją osobę do tamtych lat.  Jako że nie chcę wtedy wyróżniać się w ówczesnym krakowskim tłumie :), ubieram się zgodnie z ówczesnymi kanonami mody: odpowiednia suknia (w tym wypadku - gorset pod spodem i  druty wżynające się tu i tam poniżej :P), kapelusz, dodatki itd. W tym celu buszuję w przestworzach internetu i zbieram, a potem szufladkuję w umyśle konkretne obrazy z tamtych lat.



 Lata 20-te, 30-te już były, a koniec XIX wieku został zaniedbany, a przecież stroje były wtedy przepiękne. Owszem mało wygodne, ale za to jak efektowne!

Początek lat 80-tych (czyli tzw. późna epoka wiktoriańska) charakteryzuje się dość wąskimi sukienkami z wielką "pupą".
Modne kolory ubioru to: popiel, w czarne, lub srebrne paski/kratkę,  ożywiony aksamitnymi kamizelkami, kokardkami we wszystkich odcieniach granatowego;  szafranowy, brązowy, ciemnowiśniowy, ceglasty, terracotta, blady róż.

Los Angeles County Museum of Art
Koniecznym stroju elementem była tiurniura. Nie tylko powiększała tylną część sylwetki, ale nadawała też całej posturze kształt litery S. Była to bardzo skomplikowana, wręcz inżynierska konstrukcja!

Kobieta o kształcie "Ś"

Poruszanie się w  takim czymś jeszcze  jakoś szło, gorzej z tańczeniem (chociaż w sukniach balowych tiurniura była mniejsza, ale za to dodatkowo doczepiano długi tren), niemożliwym natomiast było siedzenie! Kobieta siedziała wyłącznie na boku z jedną nogą podwiniętą pod drugą. Spróbujcie tak usiąść z gracją! wysiedzieć np. całą partyjkę brydża i wstać z lekkością piórka!


 Góra sukni była zabudowana aż po szyję, przypominając formą żakiet, z żabotem ze wstążek czy koronki i  z długimi obcisłymi rękawami. Oczywiście kreacje wieczorowe ukazywały ciut więcej nagiego ciała, lecz mały rękaw i tak był obowiązkowy.

 Koronki  były kolejnym ważnym elementem każdego stroju -  różnokolorowe, czarne, białe - odświeżano nimi podniszczone suknie.

Pod każdą suknią przymusowo znajdowało się kolejne  narzędzie tortur - gorset. Gorset zakładano przy pomocy drugiej osoby (pamiętacie ten motyw z filmu "Przeminęło z wiatrem"!?) na koszulkę, która zapobiegała wpijaniu się drutów w skórę.

Scarlett bez koszulki!

 Ówczesny kanon "tap madl" nakazywał by talia miała  nie więcej niż 30-35 cm, lub tyle samo ile obwód szyi ukochanego. Kobiety, których niestety nie udawało się zwęzić do takich rozmiarów, ochoczo kładły się pod nóż chirurgiczny na usunięcie dolnych żeber (uwaga, uwaga - wtedy  powszechnie nie stosowano znieczulenia ogólnego - kobiety znieczulano spirytusem doustnie, aż nie usnęła ...).

Okrycia wierzchnie to paltoty, wcięte lub luźne z przodu i przewiązane lekko z przodu jedwabną wstążką.

Kapelusze: kapotka inaczej zwana budką, toczek, kapelusze okrągłe z wysoką główką - "elegantka",  kapelusz "Stella" z szerokim rondkiem podniesionym z jednego boku. Jesienne - pilśniowe, z dodatkami z aksamitu, pluszu, a także upiększone krótkimi piórami, skrzydełkami, lub całymi ptakami.

Toczek
Suknia w stylu Pompadour - uwaga skierowana na element kapelusza!

Rękawiczki  tzw. duńskie we wszystkich odcieniach, z wyłączeniem koloru żółtego, jako, że brzydko odbija się od różowej lub stalowej sukni.
Fryzury: koniecznie z grzywką,  włosy upięte z tyłu, sam kształt uczesania przypomina  hełm.



Biżuteria: - różnego rodzaju zabójczo ostre szpilki do włosów, broszki, spinki, klamry.


Stroje z domu mody Charles'a Worth'a:

                                                                                                             
                                                 






I na koniec panna z dobrego krakowskiego domu - fotografia zrobiona w 1883 roku  w zakładzie Rzewuskich na Wesołej, ul Kolejowa 27B (Teraz to Podwale?)



A teraz ubieramy się  w odpowiedni strój  i idziemy pospacerować po nocnym Krakowie z 18 września 1883 roku, warto wziąć parasol, bo może padać :)


Na podstawie "Moda, pismo ilustrowane dla kobiet" rocznik 1881-1883

1 listopada 1890 roku - szybki przegląd wydarzeń

0
0
Tyle mam różnych pomysłów na posty, lecz tylko rozmyślam i szukam i tak mijają dni, a blog opustoszały. Dziś tematów jeszcze więcej, biorę pierwszy z brzegu, inaczej znowu się zagrzebię....

Dzisiaj 1.11.11 warto więc dowiedzieć się o tym, co się działo w Krakowie dokładnie 121 lat temu !!! :)
Wehikuł "Czasu" włączona dzięki Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej. Zaczynamy historyczny misz-masz.

Wiadomość nr 1
Na pierwszy planie wspominany w ostatnim poście zakład Walerego Rzewuskiego i kilka pięknych portretów  ś. p. Artura Potockiego:


Wyżej wspomniany portret

Wiadomość nr 2
Oczywiście nie możemy przeoczyć święta zmarłych  i z tym związanej kwesty na cmentarzu krakowskim:


Wiadomość nr 3
Jak już pewnie zdążyliście przeczytać, że na Wystawę Zjednoczonego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych nadeszły nowe obrazy:
1) Nijakiego Abramowicza  "Studyum niewiasty" ( nie mylić z Romanem Abramowiczem,  który zapewne nie jedną niewiastę wystudiował);
2)  Olgi Boznańskiej  - "W pracowni";  


3) Jana Matejki "Portret mężczyzny" ( podejrzewam, że był to portret znanego nam już Artura Potockiego); 


4) a także Anieli Pająkównej - kochanki Stasia Przybyszewskiego ( z tego związku 11 lat później urodzi się córka - znana pisarka - Stanisława Przybyszewska) obraz "Główka dziewczynki"; oraz inne arcydzieła znanych twórców (zachęcam do poszukiwań wizualnych!)

Wiadomość nr 4
Niejaki Aleksander Romer, porucznik ułanów, przeszedł bardzo niebezpieczną operację:


Wiadomość nr 5
Do Krakowa przyjechała Helena Modrzejewska, a także dr Bruckner - badacz kultury słowiańskiej.


A na koniec REKLAMY i  tajemnica ....

 Co to jest to Demi-place? Jakiś super pałac z dzieciakami do wychowania? 


 A naprzeciw Arsenału na Grodzkiej (wydział Geografii UJ?) będzie otwarty gabinet fotoplastyczny!!!! Takie ówczesne World Press Photo :)


 Natomiast lekarstwo Dra Schipka - pozwoli być w tem miłem położeniu, że można wszystko słyszeć. Poleca Apteka Leona Rosnera, która mieściła się na Rynku pod Złotą głową. Tradycja się kłania! (Czy teraz w Pasażu 13, też znajduje się apteka?)


 A na koniec, na dobranoc, zamiast piżamy, polecam prawdziwą ale fałszowana oryginalną, lecz normalną bieliznę z wełny owczej tylko u Ignacego Kesslera:


Wydanie zamknięto i jest gotowe do druku :)

W międzyczasie zapraszam do odwiedzania mojego bloga z amatorskimi zdjęciami - tam też jest Kraków :)

Dwie epoki patriotyzmu

0
0
Kiedyś ludzie żyli wolniej,  pociagi jeździły szybciej (w 1936 r. jedna z "luxtorped" ustanowiła niepobity dotąd rekord przejazdu na trasie Kraków – Zakopane: 2 godziny 18 minut), a  Święta Ważne też inaczej obchodzono:

Patriotyzm - 11.11.1928:


 Patriotyzm 11.11.2011:

gazeta.pl

A może Święta?

0
0
Szukam i szukam opisu uroczystego otwarcia nowego gmachu Szkoły Sztuk Pięknych przy pl. Matejki (17.7.1879 - o tym żadnej wzmianki w ówczesnych gazetach, więc śmiem oskarżyć Mirosława Frančica o nieścisłości w "Kalendarzu Dziejów Krakowa), przez to szukanie blog pustuje :) Znany stan blogowy, błoga nicość :)
I będzie powszechnie, o Świętach i przemyśle świątecznym, który był naturalną sprawą i nikt każdego roku nie marudził "wszędzie już ozdoby i w Rossmanie i na ulicach. Co tak wcześnie ..."

Z Kuriera Literacko-Naukowego 17.12.1928 (Małopolska Biblioteka Cyfrowa) - pisownia oryginalna.

"Z pośród wielu świąt, okres Bożego Narodzenia obfituje szczególnie w rozliczne a tradcyjne zwyczaje, do których w pierwszym rzędzie należy choinka  i  tzw. gwiazdka, czyli obdarowywanie się nawzajem stosownymi podarkami. Naturalnie, że przedewszystkiem jest to najmilszą niespodzianką dla dzieci, świętem dzieci i życia rodzinnego. 
Aby te potrzeby w tym względzie zaspokoić, ożywia się w okresie przedświątecznym wytwórstwo przedmiotów potrzebnych do przystrojenia choinek, jak liczne ozdoby z drzewa, papieru, metalu i szkła, to znów lichtarzyki itp. A że znów najmilszym podarkiem dla dziecka jest piękna książka, obrazek (ewentualnie: Ipad, Iphone i podobne), a przedewszystkiem zabawka - dlatego to przemysł zabawkarski pracuje w tym okresie gorączkowa (Chińczycy świąt nie mają). Stąd to z tych wytwórni wychodzą niejednokrotnie cuda pomysłowości i techniki, które radują oczy i serca naszej dziatwy".





I później to wszystko trafia na Rynek :) wraz z grzańcem galicyjskim i grillowanym oscypkiem niewiadomego pochodzenia :) (jak i te zdjęcia - też nie wiem skąd je mam od paru lat na dysku ...)



Muchy w Krakowie w postaci akrobatów

0
0


Zagadka z otwarciem gmachu Moraczewskiego dalej nie rozwiązana. Niby już się poddałam, ale dalej mnie to męczy i śni się po nocach :) naprawdę! A więc zmiana tematu jak najbardziej się przyda.

Dzisiaj obrazki z życia akrobatów-wspinaczy.

W Polsce międzywojennej najbardziej znani byli Feliks Nazarewicz i tragicznie zmarły Stefan Poliński. Obaj ścigali się o tytuł "najsprytniejszego człowieka-muchy".


 (Kawałek prywaty:
Pamięta ktoś  horror o podobnym tytule?  - miałam wielką przyjemność oglądać go w wieku bodajże 8-9 lat na lotnisku Moskwa-Domodiedovo. Chodziliśmy z bratem do pierwszych salonów video, które jak muchy:) rozmnażały się zwłaszcza na lotniskach. Dlaczego? Otóż biletów w przedsprzedaży prawie nigdy nie było, i często czekaliśmy ze 3-4 doby na bilet do Magadanu, przy czym codziennie trzeba było latać do kas i wystać swoje w długaśnych kolejkach. Oczywiście w kolejkach stała mama, a my w tym czasie podziwialiśmy "Cobrę", wszystkie części "Rambo", "Koszmar z ulicy Wiązów" i inne "Terminatory". Oczywiście mama  często była nieświadoma co ogląda jej młodsza pociecha, braciszek umiejętnie przekonywał, że będą to kolejne przygody "Tom i Jerry". Kadry z przemiany Jeffa Goldbluma w muchę na długo utkwiły mi w pamięci ...).


audiovis.nac.gov.pl
Feliks Nazarewicz wspinający się po rynnie pomiędzy Kamienicą Ciemowiczowską a Pałacem Spiskim.

Akrobaci ci wzbudzali sensację wchodząc po elewacjach, ścianach budynków, rzeczywiście jak muchy. Wspinali się aż po dach, po czym najczęściej skakali  w dół na płachtę trzymaną przez strażaków. Pokazy takie były oczywiście płatne, teren dookoła budynku  i okoliczne uliczki były ogrodzone i aby obserwować popis trzeba było wykupić bilet.

audiovis.nac.gov.pl
Feliks Nazarewicz na iglicy? (gdzie?) Ratusz?
Często odwiedzał Kraków i Lwów Stefan Poliński. Poniżej wspina się on na ścianę budynku przy ul. Dietla, który to ja odwiedzam przynajmniej raz w tygodniu i mury którego muszą znosić moje wokalizy (i tutaj serdecznie pozdrawiam ukochaną p. Grażynkę!).





audiovis.nac.gov.pl


Niestety, ów człowiek-mucha nie używał nigdy siatki, czy płachty zabezpieczającej, co miało tragiczny skutek. 15 stycznia 1928 roku Stefan Poliński  we Lwowie podczas niebezpiecznego skoku  na linie spadł na bruk.



Lwowiacy, jak to Lwowiacy zamiast opłakiwać znanego akrobatę, utrwalili go w piosence-przyśmiewce:

Przyjechał do Lwowa akrobata-mucha 
Spadł z dachu na ziemię i wyzionął ducha.
Chciał pokazać ludziom, jak on umie zwinnie 
Drapać się po gzymsie i chodzić po rynnie


Chciał pokazać ludziom, że trudności ni ma 
I na gładkim murze jak mucha się trzyma.
Chciał się popisywać za bilety wstępu 
I najadł się wstydu i narobił sztempu.


Wlazł na Teliczkową bez poczucia strachu, 
Minął drugie piętro...już był blisko dachu...
Wszyscy dech zaparli, cisza była głucha, 
Bo on rzeczywiście istny człowiek-mucha.


Czy on się poślizgnął, czy się tynk obruszył? 
Czy się chwycił gzymsu, a gzyms się wykruszył?
Nagle z krzykiem leciał w dół, na łeb, na szyję 
Ratujcie mnie ludzie - taż ja się zabiję!
Marian Hemar

 (Uprzejmie informuję, że wkrótce pojawi się blog o dawnym Lwowie, jako że przynajmniej 2-3 razy do roku tam jestem i powoli coraz bardziej się zakochuję) .

Zdjęcie z 15 stycznia 1928 Lwów, ... albo przed pokazem strażacy naciągają linę i sprawdzają dach, lub już post factum  ...  zauważcie ile osób zbierał taki pokaz!



Feliks Nazarewicz miał więcej szczęścia, po wojnie po letniskach i Wesołych Miasteczkach sprzedawał horoskopy.

Artykuł z "Przekroju" z 1946 roku (z MBC)
"Kobiety urodzone pod znakiem "Wagi" są Wenery z postaci" (naprawdę? jak miło :P)



Marian Eile, ówczesny redaktor naczelny "Przekroju" pod pseudonimem Bracia Rojek, zwrócił się do Pana Feliksa z  dobitnym apelem:
"Panie Franciszku, (nie wiem czemu z Feliksa się zmienił na Franciszka) już lepiej pan "Wenery z postaci pod Rybami", a nie drap się! I ręce już nie tak silne, i figura nie tak zwinna jak dawniej. Jeszcze (puk, puk, w niemalowane drzewo) zlecisz i mordę se rozbijesz. Daj pan spokój."

Pierwszy pokaz mody w Krakowie

0
0
Półtora miesiąca raz dwa i minęło. Już mamy Nowy Rok, i nasz i nawet chiński - wodnego smoka! Więc wszystkim moje mega spóźnialskie życzenia samych pomyślności! Mnie bez reszty pochłania nowa strona/blog Craftladies.pl, a na Kraków... czasu brak. Ze zdjęciami i dłuższymi spacerami czekam na wiosnę, nie ze względu na temperaturę (uwielbiam to co teraz jest za oknem - mróz i słońce!), czekam po prostu na dłuższy dzień.

Ten rok zaczniemy modą :) A konkretnie od niezwykłego pokazu mody w Teatrze Słowackiego, który się odbył  17 listopada 1927 roku.
 Niezwykły - bo pierwszy taki w Krakowie, a do tego zorganizowany przez prezydentową Rollową. Pokaz ten miał na celu  zademonstrować rodzimą - krakowską produkcję, a modelkami (ówcześnie mówiło się  - manekinkami :P) były artystki Teatru.
Estradę  przepięknie udekorowano pięknymi dywanami, świeżymi kwiatami, a  każda z pań, "która wychodziła na scenę witana była jakąś swoją ilustracją muzyczną odtwarzaną na świetnym fortepianie Bechsteina, ze znanego zakładu pani Smolarskiej".

Janina Wernicz
A więc pokaz zaczyna się oczywiście od futer, jako że były wtedy niesłychanie modne.
Firma "Elsen" przy ul. Floriańskiej zademonstrowała przepiękny płaszcz z "breitschwanców" przybrany gronostajami - prezentowany przez panią Wernicz, a także piękny kołnierz z niebieskich lisów, wytworny płaszcz z nutrii i oryginalne lamparcie futro obłożone lisami - na pokazie miała go Zofia Barwińska.


lamparcie futro
Pracownia futer "Jachimskiego" z ul. Grodzkiej zademonstrowała futra raczej praktyczne, ogólny aplauz wzbudził płaszcz z perskim barankiem noszony przez panią Kłońską, a także nowość - futro z młodych świstaków, miała go  na sobie Kicia (Maria) Bednarska.


audiovic.nac.gov.pl
Zofia Barwińska

Kolejna krakowska firma  to "Moor" również z ul. Grodzkiej pokazała futra nadzwyczaj efektowne. Pani Jaroszewska chodziła po podium w bogatym płaszczu z piżmaków sealskinowych przybranym prawdziwymi białymi lisami.
Cóż jak widać "grinpisi" jeszcze wtedy nie działali, a i farby w sprayu nie było, inaczej  taki pokaz z pewnością by się nie udał.
Helena Hałacińska
Kolejno były pokazywane sukienki: od skromnych sportowych do wspaniałych olśniewających toalet wieczorowych. Największymi brawami cieszyła się znana dobrze krakowskim modnisiom firma "Szaneer" z ul. Floriańskiej, która przy pomocy p. Hałacińskiej zaprezentowała imponującą czarną kreację z wachlarzem z prawdziwych strusich piór.
 Był też pokaz kapeluszy od firmy "Lu" przy Floriańskiej, szali chustek i wachlarzy od firmy "Schreiber" znajdującej się też przy Floriańskiej, pantofelków od "Wernera" z ul. Sławkowskiej.


Wydarzenie wieńczyła demonstracja fryzur chłopięcych (krzyk ówczesnej mody) i  peruk. Największe owacje otrzymał zakład fryzjerski "Bristol" z pl. Mariackiego - gdyż "wiadomą jest rzeczą, że p. Roman i p. Erna to prawdziwi artyści w swoim zawodzie - najpiękniej upinają perukę i równie pięknie układają fryzury".
Pod koniec pokazu zgodnie stwierdzono, że niezbędnym uzupełnieniem każdego stroju jest kwiat, który przypina się i do futra i do sukni, gdyż "kwiat prawdziwie artystycznie wykonany, ogromnie wiele dodaje uroku aparycji - polecamy kwiaty z pracowni "Jadwiga" przy ul. Grodzkiej.

 od lewej: Antonina Klońska-Sauerowa, Janina Piaskowska, Zofia Barwińska, Janina Werniczówna, Konstancja Bednarzewska, konferansjer Roman Niewiarowicz, Helena Hałacińska, Maria Treszczyńska, Celina Niedźwiecka, Maria Bednarska.


Na podstawie "Ilustrowany Kurier Codzienny" - mbc.malopolska.pl.

Zima zima i po zimie?

0
0

Odwilż, ciapa i deszcz spadający na brudny śnieg... Jeszcze nie tak dawno narzekałam na zimno, a teraz znowu narzekam :). No cóż nic co ludzkie nie jest mi obce :) hehe.
Otóż dzisiaj chciałabym wrócić do zimy 1929 roku, kiedy to 2 lutego w Dubiach koło Krakowa odnotowano  rekord zimna: -42 stopni, niestety liczone "w Celsiuszach" (tak myślałam w dzieciństwie, że stopnie to raz Celsiusz + dwa Celsiusz + itd., a sam Celsiusz to taki piękny bóg pogody :), prawda okazała się mało romantyczna).
Anders Celsius upiększony przez malarza
Przez cały luty 1929 r. w całej Polsce odnotowywano ponad - 20 stopniowe mrozy.
W Krakowie brakowało węgla, a jego ceny prężnie rosły w górę. Pojawiały się liczne przypadki odmrożeń i  zgonów. Ruch na targowiskach ustał zupełnie. Z powodu braku wody zamknięte były szkoły, zawieszono wykłady na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dzieci nie wypuszczano z domów.


Wisła zamarzła całkowicie i mieszkańcy Krakowa przemieszczali się z dzielnicy do dzielnicy z pominięciem mostów.

1929 r. Widoczna willa Rożnowskich na cyplu.

Najgorzej działo się w przy składach węgla - na ul. Pawiej, ul.Warszawskiej i przy rynku zbożowym (?) . Ustawiały się  tam długaśne kolejki:
"Przed okienkiem kantoru stoi wielka grupa ludzi. Zmieszane w niej wszystko, od wytwornych futer karakułowych czy małp, aż po łachmanu nasycone odorem jakiegoś strasznego cuchnącego kwasu. Połowa tych ludzi ma obandażowane twarze, nosy i uszy. Mróz wprowadza najspokojniejszych w stan rozdrażnienia."

Krakowianka pomaga węglarzowi dowieźć opał do swojego domu. Proszę zwrócić uwagę na jej buty!!!! BRRR!!!
http://www.polityka.pl/galerie/1523945,4,nasze-zimy-stulecia---galeria.read
 Połączenia kolejowe w całej Polsce były zawieszone, z powodu pękania szyn. Na trasie, którą czasami często przemierzam - Lwów-Stryj odnotowano około 33 takich pęknięć.


Jak widać nasze mrozy w porównaniu do tego to pikuś. Nawet gdyby nie grzaliśmy piecami, kaloryferami, to  ilość włączonych urządzeń elektrycznych, które posiadamy w każdym domu nie pozwoli nam zmarznąć.

Na koniec polecam maść z kogucikiem o dźwięcznej nazwie - "Mrozol".


Na podstawie "IKC" z lutego 1929 roku udostępnionego przez Małopolską Bibliotekę Cyfrową.

Przechadzka po sklepach w 1904 r.

0
0
Zapraszam wraz z "Gazetą Ilustrowaną" na spacer przedświąteczny (niech będzie, że Wielkanocny) po sklepach w dawnym Krakowie: magazyny, składy, cukiernie, destylarnie ...
A więc przenosimy się do roku 1904.
"Zacznijmy od firm na Rynku Głównym się znajdujących...
Magazyn Nowości zacnego "prezesa" Józefa Rudnickiego w hotelu drezdeńskim się znajdujący - słynie ze swej solidności i przednich towarów w zakresie galanteryjnym i modnej konfekcji męskiej ... Tam więc wielki mamy wybór przedmiotów stosownych na podarunki dla młodych, a nawet starszych, lecz "eleganckich panów"!

Również o parę kroków dalej znajdujący się Magazyn konfekcyi męskiej i towarów galanteryjnych F.A. Grigara, posiada spory wybór praktycznych i luksusowych przedmiotów dla płci brzydkiej"...

Olbrzymi Magazyn Reima i Ski, firmy ruchliwej, która stara się o dobór i jakość przednią towarów i dba o wielki ich wybór, cieszy się bardzo wartkim ruchem, gdyż w tym właśnie Magazynie można nabyć wszystko to, co codzienne praktyczne ma zastosowanie, a niemniej w znacznej mierze kwalifikuje się jako podarunek świąteczny.

A gdy od firmy Reim i Ska zwrócimy swe kroki na lewo - ot.. i już znajdziemy się w słynnym magazynie, ale nie towarów galanteryjnych, jeno towarów korzennych i dyetetyczno-wyskokowych ... Mam na myśli słynnego "Hawełkę", a więc firmę światowej reputacyi, firmę prowadzoną z dużem zastosowaniem współczesnej wiedzy handlowej przez rutynowanego handlowca a obecnego właściciela firmy p. Fr. Macharskiego. Jest w handlu Hawełki wszystko, czego, jak to mówią "dusza zapragnie", chociaż w tym wypadku, lepiej by brzmiało: "czego podniebienie zapragnie. A więc rozmaite smakołyki, sprowadzane z najsłynniejszych domów handlowych kontynentu. Dalej wielki wybór wszelakich wódek i likierów krajowych, znakomite buliony sporządzane we własnym zakresie handlowo-wytwórczym, przewyborne własne, polskie miody - i wiele, wiele z tego wszystkiego, co na stole każdego domu dbającego o smak i dobroć towarów spożywczych znajdować się powinno.

 

W Bazarze wyrobów krajowych: słynne makaty polskie, kilimy jak niemniej wyroby rzezane z drzewa i gliniane, o stylach swojskich - godne szczególnej uwago kupujących.

A w składzie fabrycznym M.Jarry'ego w Sukiennicach od strony pomnika Mickiewicza - jakiż wspaniały tam wybór srebrnych i złoconych przedmiotów: owe w stylu zakopiańskim kubku, klamry do damskich pasków, broszki, solniczki, puszki na papierosy i w stylu tymże serwisy do czarnej kawy. Wszystko to przemawia do nas typem swojskości, wartością artystyczną i co dla niektórych najważniejsze - realną.

Kto zaś jest amatorem wybornej herbaty np. "oryginalnej rosyjskiej", ze słynnego Domu handlowego Perłowa, ten niechaj przejdzie na drugą stronę Sukiennic a dostanie tam od firmy "Fortuna"  jako wyłącznej reprezentantki wspomnianej firmy. Są tam do nabycia sławne samowary tulskie, praktyczne i tanie, również przednie rumy i prawdziwy "cognac" francuski.


Zawinąwszy w dodatku na ulicę Bracką, można w sklepie fabrycznym A. Nowińskiego nabyć cukry deserowe i słynne czekoladowe "brylanty" i pralinki. Również w tym guście rzeczy nabyć można w cukierni Rehmana w Sukiennicach.

Idąc ulicą Floryańską - sklep Zakładu artystycznego Zygmunta Wałaszka. I tu - dla ludzi prawdziwego gustu artystycznego znajduje się wybór oryginalnych obrazków olejnych naszych zdolnych artystów malarzy, które stosunkowo tanio nabyć można. Wreszcie Zakład wspomniany słynie z gustownej oprawy obrazów w ramy o najrozmaitszych stylach.

Nieco dalej od wspomnianego zakładu idąc ku bramie Floryańskiej, wstąpić nam wypada do głośnej "Cukierni lwowskiej" Jana Michalika, by tu czerpać jak z nieprzebranej krynicy... sama słodycz słodycz słodycz!


Kto zaś życzy sobie tak zwanych "wódek zdrowotnych" odznaczonych na ostatniej Wystawie lekarskiej - niech zaglądnie do destylarni M.Ogieńskiego przy Floryańskiej 32, znajdzie ich tam zapas obfity i o cenach bardzo przystępnych.

Zbliżamy się do przybytku muzy i słodyczy!.. do miejsca w którem i oko ma na czem spocząć i myśl weselej biegnie - krótko mówiąc zbliżamy się do Cukierni Piątkowskiego i Kissa. Tu w słynnej "grocie fantastycznej" gdzie wdzięczna nimfa (o prześlicznym polskim wyrazie twarzy) - uśmiecha się i przekomarza.. z satyrem. Wśród szmeru wodospadu i w tajemniczym oświetleniu - usiądźmy na chwilę i ..przy herbacie kawie lub czekoladzie (kto co woli!) pogwarzmy o ułudach życia. Miło tu i wygodnie: to co podają - znakomite!

Stąd idźmy na ul. Sławkowską do "radcy Zdanowicza". Firma "Zdzisław Zdanowicz" chyba wszystkim nam jest dostatecznie znana, nie tylko z olbrzymiego wyboru modnej i pierwszorzędnej jakości konfekcyi męskiej, ale i z elegancyi kupieckiej w stosunku do gości. Jest to magazyn, w którym jak to mówią: wszystko "idzie piorunem". Cylindry, kapelusze, klaki, męska bielizna, krawaty, rękawiczki laski itd, a wszystko - jak świadczą handlowe stemple z pierwszorzędnych źródeł pościągane.


Naprzeciw wspomnianej formy - znajduje się pierwszorzędny Zakład krawiecki Antoniego Zaremby - który w każdej chwili gotów przykroić nam wspaniałe palto lub garnitur.

 Mężczyźni którzy - jak to mówią - "znają się na rzeczy" z pewnością nie pominą Apteki H. Bartmańskiego przy ul. Grodzkiej 22, bo w tej właśnie aptece mogą nabyć jako prezent dla pań prawdziwe słynne warszawskie mydła toaletowe "Pulsa: słynne perfumy francuskie "Mignon Boucher'a" i prawdziwe angielskie szczoteczki do zębów.


 A gdy odwiedzą jubilera Wojciechowskiego przy ul. Szewskiej, lub jubilera Zapałę, również przy tejże ulicy i nabędą tam modny pierścionek, bransoletę lub kolej i ofiarują coś z tego "płci nadobnej".
I gdy się w dodatku zaopatrzymy wszyscy w wino od Gralewskiego, w piwo okocimskie od Rippera, lub również przednie i krajowe piwo Trzcinickie, tedy sądzę, że bieżące święta zaliczymy do pomyślniejszych..."

Dzieje Pani Marii C. - część I

0
0

Gdybym kiedyś chciała napisać powieść kryminalno-sensacyjną z nutką romansidła i aferą w tle, to na pewno główną jej bohaterką byłaby Pani Maria Ciunkiewiczowa. Znacie tą historię?

 "Tajny detektyw" 15/1932 r. (pisownia oryginalna)

"ZA DRZWIAMI POKOJU Nr 29.


W ubiegłą sobotę dokonano w naszem mieście olbrzymej kradzieży. Łupem nieznanego sprawcy padła biżuterja, oraz gotówka lokatorki pokoju Nr. 29 w Grand Hotelu, którą okazała się słynna z urody i burzliwego życia, niejaka p. Marja Ciunkiewiczowa, żona obywatela ziemskiego z Litwy. Nazwisko tej wyjątkowej kobiety wypłynęło na szpalty naszej prasy jeszcze w roku 1924, kiedy to p. Ciunkiewiczowa, po wielu przeżyciach w Rosji, zdołała szczęśliwie przybyć do Warszawy. W stolicy rozpoczęła nadzwyczaj wystawny tryb życia, który zwrócił w końcu na nią uwagę władz policyjnych. Wówczas to wyszło na jaw, iż p. Ciunkiewiczowa zdobyła swój olbrzymi majątek w Sowietach i jako taka popadła w silne podejrzenie, jako pozostająca w kontakcie z bolszewickim wywiadem.

Młoda Pani Ciunkiewiczowa

W łaskach białego i czerwonego cara.

Na długo przed wojną wypłynęła na powierzchnię życia towarzyskiego Warszawy piękna kobieta, która poślubiwszy niejakiego p. Charłupskiego, właściciela tamtejszego tatersalu, wiodła beztroski żywot. W kilka lat po ślubie umiera Charłupski, a żona jego, która jeszcze za życia męża poznała bogatego właściciela dóbr z Litwy Ciunkiewicza, obecnie owdowiała, wychodzi za tego drugiego powtórnie za mąż i przenosi się na stały pobyt w okolice Landwarowa, na spokojną wieś litewską.

Landwarów - w tle pałac  hr. Tyszkiewicza
Najbliższem sąsiedztwem pięknej pani Ciunkiewiczowej jest majątek Jakimiszki, własność rodziny Zakrzewskich. Pomiędzy temi dworami zawiązuje się żywa nić sympatii; obie panie domu stają się przyjaciółkami, a przyjaźń ta, jak się Czytelnicy przekonają z dalszego ciągu reportażu, ciągnę się przez wszystkie lata następne, aż po dzień dzisiejszy.
Wielki, życiowy temperament pięknej panny Marjanny, częste jej wyjazdy do Petersburga i innych wielkich środowisk rosyjskiej przedwojennej arystokracji i plutokracji. Widzimy ją na dworze Mikołaja II, w otoczeniu kwiatu młodzieży, jak zbiera hołdy pozostających pod jej urokiem magnatów. Na tem tle dochodzi wkońcu do rozdźwięku z mężem, z którym się rozchodzi, przenosząc się na stały pobyt w głąb Rosji.
Jakimiszki, może obok pani Zakrzewskiej stoi Ciunkiewiczowa?
Tam zastaje ją straszliwy przewrót komunistyczny. Uciekając przed czeredą rozwydrzonych prowodyrów, którzy dopatrzyli się w niej zausznicy białego cara, chroni się w Jałcie i powoli zacierając za sobą ślady swego poprzedniego współżycia z najwyższą sferą tamtejsze go społeczeństwa, nawiązuje obecnie kontakt z wysłannikami czerwonych carów. Pomocna okazuje się jej przelotna znajomość z Krassinem, datująca się jeszcze z czasów przedrewolucyjnych, kiedy to późniejszy ambasador Sowietów w Londynie był dyrektorem jakiejś fabryki rosyjskiej i choć nie taił swych liberalnych poglądów, był przyjmowany przez wszystkie „salony".

Spotkanie, które zadecydowało o późniejszym życiu.
Krassin został komisarzem na Jałtę i nolens volens musiał dostosować się do poleceń, wychodzących z Kremlu. Rozpoczęły się dni teroru, który jednak mieście nigdy nie przybrał, dzięki Krassinowi rozmiarów, obserwowanych w tych czasach w innych miastach sowieckiej Rosji.

Leonid Borisowicz Karsin
Pani Ciunkiewiczowa wnet odnalazła grono swych dawnych, świetnych znajomych, ukrywających się w Jałcie przed okiem bolszewików. Wspomaga ich, jak może, zaglądając niemal codziennie do ich ponurych mieszkań. W końcu, pewnego dnia, spotyka przypadkowo na ulicy jakąś arystokratkę w przebraniu chłopskiem, idącą na „audjencję" do Krassina w sprawie rzekomego ukrywania przez nią rodzinnych klejnotów. Prosi ona panią Marję o pomoc. Ciunkiewiczowa, niewiele się namyślając, prowadzi swą znajomą do domu i tam przebiera się nie w strój chłopski, lecz w wytworną toaletę wieczorową, odsłaniającą jej przepyszne wdzięki. Wie bowiem dobrze, czym zdobywała mężczyzn dawniej i czym obecnie potrafi najprędzej przemówić do „sumienia' miękiego komisarza.

Tak ubrana wkracza z przerażoną towarzyszką do gabinetu Krassina. Zaraz od pierwszego wejrzenia opanowuje całkowicie swego przelotnego znajomego,który już podczas pierwszej wizyty nie może jej niczego odmówić. Towarzyszka pani Marji jest uszczęśliwioną, ma bowiem swą „sprawę" całkowicie załatwioną. Nie mniej zadowoloną jest sama Ciunkiewiczowa, która instynktownie Wyczuła wagę tego spotkania. Rozpoczyna się dla niej nowy okres życia, wypełnionego całą gamą bogatych w nie codzienne wrażenia wypadków. Powoli natura tej wyjątkowej kobiety lgnie do różnych interesów, których powodzenie zapewnia jej wysoki urząd protektora. Jak z rogu obfitości sypią się zamówienia na różne rządowe dostawy. Piękna pani pośredniczy w nich z zadziwiającą orjentacją i zmysłem kupieckim, dochodząc po kilku latach do olbrzymiego majątku.


Pani Maria w hotelowym łóżku

Teraz zaprząta jej umysłem całkowicie sprawa bezpiecznego  lokowania zebranych kapitałów. Rozpoczyna się szalona pogoń za okazowem kupnem, któremu szczególnie sprzyjają ciągle niepewne stosunki na rozległych obszarach Rosji. Raz po raz nadarza się sposobność nabycia z rąk bolszewickich drogocennych sreber, futer i klejnotów, które przezorna pani Marja powierza pieczy Kraissina. Wkońcu zaczyna ona przemyśliwać o przeniesieniu się razem z zdobyłem bogactwem do kraju o bardziej uregulowanych stosunkach i wtedy jej wybór pada na Francję.


Przejście przez granicę.
Najtrudniejszą rzeczą było jednak obmyślenie sposobu  przewiezienia bogactw przez rosyjską granicę. Tu  okazał się wprost zbawczym fakt mianowania przez Sowiety ambasadorem w Londynie. Od tej chwili walizy tego dyplomaty, chronione międzynarodową instancją, stają się niedostępne dla oka rąk celników wszystkich krajów, przez które wiozły one skarby  pięknej kobiety. W ten sposób wypływa z sal aukcyjnych europejskich niejeden olśniewający klejnot ze zbiorów rosyjskiej magnaterji, a pieniądze stąd płynące gromadzą się w Banku Francji, na koncie „Madame Ciunkiewic". Dość powiedzieć, że po dziś dzień szereg z tych drogocennych przedmiotów czeka napróżno na swego na bywcę, a wśród nich nieostatnie miejsce zajmuje słynna, platynowa zastawa stołowa Katarzyny II na czterdzieści cztery osób, dawno już wystawiona na sprzedaż w Sztokholmie.
 Zastawa stołowa z kameami Katarzyny II
Wobec szczęśliwego przewiezienia niemal całkowitego majątku, nie było powodu do zwlekania z ostatecznem pożegnaniem granic rosyjskich. Pani Marja nie chce się jednak pogodzić z myślą pozostawienia czegokolwiek po „tamtej stronie", a nie mogąc już korzystać z pomocy postanawia na własną rękę przekraczać się przez granicę razem z „małym" bagażem, zawierającym tylko kilkanaście futer i odpowiednią ilość klejnotów. Po przejściu granicy od strony Sowietów (co na pewno dużo ją kosztowało), wpada w ręce naszych patroli i przebywa jakiś czas internowana w granicznym baraku. Dopiero interwencja jednego z komisarzy P. P. z Mołodeczna pozwala jej spokojnie odjechać do Warszawy. Tam jednak, jak to na początku reportażu wspomnieliśmy, popada w podejrzenie jako osoba, utrzymująca kontakt z wywiadem, w konsekwencji czego zostaje wysiedlona z granic państwa.

króciutka ulica Rue Jardin w Paryżu - tylko 90 m
Zkolei przybywa do Paryża, gdzie podejmuje część swych kapitałów i za nie zakupuje dobra w Normandji, oraz w samym Paryżu piękny pałacyk przy Rue Jadin. Jeździ kilkakrotnie później do Polski, uzyskawszy widocznie pozwolenie naszych władz. Ostatnia jej podroż kończy się tragicznie. Zostaje bowiem w Krakowie okradzioną z drogocennych futer i klejnotów, które podobno przedstawiały wartość półtora miljona złotych.
Comtesa de Ciunkiewic
Sam wypadek przedstawia się nadzwyczaj zagadkowo. Piękna pani Marja, dziś kobieta czterdziestoletnia, zachorowała już w Warszawie, dokąd przybyła wprost z Paryżu. Zapadła na zapalenie płuc, w konsekwencji czego tamtejsi lekarze poradzili jej po ustąpieniu gorączki wyjazd w góry - do Zakopanego. Ciunkiewiczowa przybyła do Krakowa, pragnąc się jeszcze poradzić tutejszych specjalistów. Zajechała razem ze swą wieloletnią przyjaciółką p. Zakrzewską z Jakimiszek do Grand Hotelu i tamże, w pokoju nr. 29. ulokowała swoje dwie fibrowe walizy, w których przywiozła z Warszawy futra i klejnoty.
Grand Hotel
Zamierzając zabawić w naszem mieście tylko dzień jeden nie zdeponowała precjozów w safesie hotelowym, lecz zostawiła je w walizach, a potem, chodząc po lekarzach i klinikach, zapomniała o tem zupełnie, tem bardziej, że utwierdziło się w niej przekonanie, iż ubierając się i żyjąc skromnie nie zwróci niczyjej uwagi.
Po pięciu dniach, gdy już zamierzała wyjechać i rozpoczęła pakowanie nielicznych, wyjętych z walizek drobiazgów, spostrzegła, iż bez otwierania zamków można było otworzyć ich wieka. Cała zawartość zniknęła, ulotniły się futra i klejnoty, ubezpieczone w francuskiem tow. asekuracyjnem na sumę przeszło 3 miljonów franków. ..."

Ciąg dalszy nastąpi.... a może to jest do przewidzenia??? Kto się domyśla?


Dodam jeszcze, że na stronach rosyjskich znalazłam informację, że Ciunkiewiczowa miała zawsze otwarte drzwi do tzw. Diamentowego Funduszu ZSRR. Spieniężała kosztowności, a pieniądze wykorzystywane były na budowanie nowego proletariackiego kraju. Bardzo dobrze znała się na cenach i rynkach zbytu. Tylko przez 16 miesięcy (luty 1920-czerwiec 1921)  Maria Kliemientiewna :) wywiozła: brylanty – 96 874 karatów; szmaragdy, rubiny, sapfiryny – 7 213 karatów; złote monety rosyjskich mennic – 18 tys 264 szt., złote monety zagranicznych mennic – 2 893 szt.; platynowe wyroby  - ponad półtorej tony, srebrne wyroby ok 6 ton!!! Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się jak znikały carskie kosztowności, to macie jedno z rozwiązań.
 Pani Maria dobrze na tym zarabiała i było ją stać na życie w przepychu.  Natomiast Krasin, (który m in. od 1918 do 1923 był ludowym komisarzem od handlu i miał cztery córki i dwie żony: jedna po rewolucji została na emigracji, druga pracowała w komisji dbającej o przechowanie wartościowych dzieł sztuki!) naprawdę kochał się w Mariannie. Jego ostatni przedśmiertny list (chorował na białaczkę), był skierowany właśnie do niej: "Kochana Maroczka, za chwilę złożę raport Włodzimierzowi Iljiczu..." Chodziło oczywiście o Lenina, który zmarł 2 lata wcześniej.

Dzieje Pani Marii C. - część II

0
0
Kontynuuję  opowieść o Marii Ciunkiewiczowej. Jest ona naprawdę nietuzinkową damą, i im dalej w las (czyli im więcej o niej czytam), tym bardziej mnie zachwyca. Ale wróćmy do sedna:
Rabunek na taką sumę (przypominam, że wartość skradzionych rzeczy wyceniona została na kwotę ponad miliona złotych), wstrząsnął nie tylko Krakowem, ale i całą Polską. Od razu za śledztwo wzięli się najlepsi detektywi - m.in. sędzia śledczy dr.Wątor. Rozwikłaniem sprawy zainsteresowana była nie tylko pani Maria, lecz także Towarzystwo Asekuracyjne Lloyd Compagnie, w którym właśnie od kradzieży ubezpieczona była  Ciunkiewiczowa. W międzyczasie gazety w całej Polsce rozpisywały się na temat czcigodnej poszkodowanej i na światło dzienne wypłynęło mnóstwo ciekawych faktów:

Otóż w tym samym czasie  toczył się w Paryżu wielki proces o zwrot kwoty 3.000 funtów pani Marii "z wzajemną pretensją" o kwotę nie mniejszą, jak 300.000 dolarów, 120.000 Koron szwedzkich i 100 tysięcy rubli przedwojennych, które to sumy miał jej pozostać dłużnym Krassin. -  Jak widać miłość miłością, ale za nią futer nie kupisz!
 Okazało się też, że oprócz pałacyku przy Rue Jardin,  posiadała Ciunkiewiczowa jeszcze i mieszkanie w najwytwornieszej dzielnicy Paryża - Auteuil, przy Rue de Varize 16, gdzie mieszkała ona wraz z "damą do towarzystwa" i trzema  rasowymi pieskami ;), oraz posiadłości w Normandii, w Ezy.
Polecam - Google Street View.

Do redakcji "Ilustrowanego Kuryera Codziennego" napływało mnóstwo listów. Większość nadawców zastanawiała się, po co pani Maria woziła ze sobą cały swój majątek i dlaczego nie schowała go do hotelowego sejfu. Przecież jedna tylko kolia z pereł i brylantów oszacowana została na 280 000 zł, a oprócz tego były jeszcze i brylantowe kolczyki  i kolia z niezwykłymi szmaragdami  i mnóstwo bransolet z czarnymi i bezbarwnymi brylantami - prawie królewski zbiór kosztowności.


 Trudno było też przypuścić, że długi płaszcz sobolowy, futro z brajtsztwańców i futro gronostajowe, a także peleryna z kretów i kolejna z soboli, cztery płaszcze sukienne obszyte szynszylami i lisami czarnymi wraz z szalem i mufką z soboli mogły się pomieścić w 2 normalnych walizkach.

Po uzbieraniu wszystkich dowodów 5 lutego 1932 ZNALEZIONO SPRAWCĘ!  


Jak się pewnie domyśliliście, Pani Maria została oskarżona o sfingowanie kradzieży. Okazało się, że w walizkach owszem woziła ona "czarne kamyki" ale był to zwykły węgiel ... , natomiast futer nikt nigdy nie widział.
Umieszczona została ze względu na stan zdrowia (celem podróży przez Kraków była kuracja w Zakopanym, gdzie leczyć miała swoje płuca) w szpitalu więziennym św. Michała przy ul. Senackiej, tam też doczekała się rozprawy, która miała miejsce aż w grudniu 1932 roku. Skazana została na 10 miesięcy więzienia, z czego zaliczono jej czas aresztu tymczasowego od 28 czerwca (wcześniej Ciunkiewiczowa była na przepustce to w szpitalu, to w Zakopanym), więc odsiedziała tylko 4 miesiące. 
Dokładny reportaż z rozprawy, ku mojemu zdziwieniu zamieściła strona deser.pl, gdzie Was i odsyłam - warto, choć niektóre opisy zdarzeń różnią się od mojej wersji.
Niestety jesienią 1934 roku, pani Maria znowu trafiła za kratki za namawianie "kilku drabów" do fałszywego przyznania się do kradzieży. Dziennikarz "IKC" ubolewał, że "comtesse" siedzi w celi jeszcze z 5 więźniarkami skazanymi za sprawy kryminalne, że zestarzała się i ślad  jej dawnej urody zniknął bezpowrotnie ...
Zaskakuję mnie upór naszej bohaterki - po odsiedzeniu całej kary w czerwcu 1937 roku, pani Maria, mimo tego, iż została bez środków do życia i musiała zamieszkać u siostry w Warszawie, (z którą btw mieszkała też na samym początku swojej "kariery" tańcząc w kabarecie) , zaczęła się starać o rewizję procesu, wynajęła adwokata, który znalazł nowych świadków uczestniczących w zdarzeniu w pokoju Nr 29.

Dworcowe epitafium

0
0
W ubiegły poniedziałek miałam okazję zwiedzić nowy dworzec PKP. Zachwycać się nad postępami, czy też opóźnieniami w budowie i tym, że będzie to jedyny dworzec w Polsce ulokowany pod torami - nie będę. Ja jestem człowiekiem starej daty :), który urodził się o cały wiek za późno - cenię wartość historyczną nad funkcjonalnością, niestety. 
A wartości historycznej na dworcu kolei nie będzie wcale, jako, że zabytkowy budynek od października idzie pod młotek i nowy właściciel może z nim zrobić wszytko co chce: obiekt handlowy, hotel, restaurację..., z zachowaniem wyglądu z zewnątrz, cóż pożyjemy zobaczymy ...Oczywiście Miasto Kraków z dziurą w budżecie, nie jest zainteresowane jego kupnem. I tak to na moich oczach kończy się kolejowa historia tego budynku.

Dworcowe epitafium 
Uroczyste otwarcie gmachu Dworca, a także uruchomienie odcinka kolei pomiędzy Krakowem i Mysłowicami nastąpiło 13 października 1847 roku. Była to pierwsza linia kolejowa w Galicji! „W obecności licznie zgromadzonej publiczności, po przemówieniu biskupa L. Łętowskiego, administratora ówczesnej diecezji Krakowsko-Kieleckiej i po błogosławieństwie pierwszej lokomotywy ze znaczną ilością wagonów pasażerskich (pojazdowych) i towarowych (transportowych), punktualnie z uderzeniem godziny wpół do dziesiątej pierwszy parowiec krakowski wyruszył szczęśliwie do Pruss”. Ten skład ciągnął parowóz, który nosił dumne miano "Kraków" i rozwijał prędkość do 60 km/h, co krytykowały krakowskie wielmożne damy: 
"Mówią, że ten szatański wehikuł rozwija i do 60 kilometrów na godzinę! Jezusie Nazareński! Sześćdziesiąt kilometrów! I to nawet wtedy, gdy podróżują nim damy! Ja tam do czegoś takiego nie wsiądę i córkom nie pozwolę."
Jedną z pierwszych pasażerek miała być Salomea Becú, matka Juliusza Słowackiego. Pytana o wrażenia z podróży odpowiedziała „Kolej, jak kolej, ale ten dworzec!”. Ponoć jej syn, zainspirowany opowieściami o krakowskim dworcu i zrozpaczony, że nie może go osobiście zobaczyć, napisał słynny hymn „Smutno mi, Boże” :). Józef Mączyński w książce "Kraków dawny i teraźniejszy z przeglądem okolic" z 1854 pisał:



Zaprojektował dworzec w duchu neogotyckim Piotr Rosenbaum, ten sam od dworca we Wrocławiu.  
"Fasady południowa i północna miały wyższe części środkowe, ozdobione po bokach wielkimi oknami, między którymi znajdowały się cztery wysokie kolumny zakończone sklepionymi łukami. Pod każdym z trzech łuków biegły tory kolejowe umożliwiające wjazd pociągów do krytej hali, gdzie umieszczono perony. Hala peronowa nakryta była szklanym dachem, który umocowano na żelaznych wiązaniach podtrzymywanych przez żelazne filary." 

wawel.net
Widok na perony i szklany dach
W latach 1869- 1871, po likwidacji ogrodów przydworcowych,  dworzec został powiększony wg planów Józefa Wasillko i tym samym zyskał wygląd dzisiejszy. Do końca XIX wieku zbudowano żelbetonowy tunel pod peronami, nową halę peronową, wiadukt Talowskiego, a plac dookoła nazwano Kolejowym.
Przed palacem Włodkiewiczów, dziwna budowla , a zamiast galerii - Dworzec Zachodni i "Urząd Cłowy", tramwaj nr 1 dojeżdżał górą do samego dworca, a dołem, ul . Lubicz - jeździła 2. - 1927 r.
audiovis. nac.gov.pl
Dworcowa restauracja, stała się ulubionym nocnym miejscem bohemy młodopolskiej. Podczas, gdy inne kawiarnie były zamknięte, tutaj zawsze było ludno i gwarnie.

"Potem przybył miastu jeszcze jeden nocny lokal: dworzec kolejowy. Dawniej zamknięty na parę nocnych godzin, od czasu „blitzów” otwarty był całą noc. Tam – już za czasów „Balonika” – wędrowali nad ranem wypędzeni skądinąd cyganie. Pamiętam, jak raz malarza Stasia C., zalanego porządnie, opanowała uparta myśl, że wszyscy, którzy tam czekają na ranne pociągi, przyszli pić, tylko „kuferki, hycle, dla niepoznaki pobrały”, powtarzał z podziwem dla ich pijackiej chytrości." - Tadeusz Boy - Żeleński "Znasz li ten kraj".


W czasach II Rzeczpospolitej, dworzec był miejscem powitania ówczesnych "celebrytów".


Dworzec udekorowany na przyjazd regenta Węgier Miklosa Horthy
audiovis. nac.gov.pl

Jan Kiepura, przy pomocy policjantów przeciska się przez tłum
audiovis. nac.gov.pl
Udekorowany dworzec przed przyjazdem prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Józefa Piłsudskiego
audiovis. nac.gov.pl
Uroczystości pogrzebowe Józefa Piłsudskiego
audiovis. nac.gov.pl

Stąd wyjeżdżały też Lux-Torpedy. W 1936 roku jedna z nich ustanowiła niepobity dotąd rekord - trasę Kraków-Zakopane pokonała w 2 godziny 18 minut!!! Poniżej filmik z dworcem i ze śliczną luxtorpedą :).



W drugiej połowie lat 30-tych  obecny dworzec chciano zburzyć, a zamiast niego zbudować nowy. Przeszkodził wybuch II wojny światowej. Poniżej wstępne szkice projektów dworca, który miał się mieścić około 300 metrów na północ (czyli tam gdzie będzie nowy podziemny?!)

I projekt (taki rozbudowany Muzeum Narodowy :P)
II projekt
Natomiast podczas wojny, Niemcy chcieli cały węzeł komunikacyjny przenieść na Dębniki, gdzie miała powstać monumentalna dzielnica rządowa. Mimo tych planów dworzec został na swym miejscu, niemniej odegrał swoją smutną rolę w okropnych wydarzeniach tamtych czasów.
bez komentarza


Przybycie oddziałów SA do Krakowa
audiovis. nac.gov.pl
Władze PRL-u też chciały przenieść dworzec na Rondo Mogilskie i też skończyło się na planach. Jednocześnie obecna inwestycja "Krakowski Dworzec Główny" pobiła wszystkie rekordy w długości realizowania planowanej inwestycji. Już w 1956 r, wysiedlono okolicznych mieszkańców, z przyczyn przyśpieszonej budowy dworca.

P.S.
Podczas naszej wycieczki pan Markos z bloga mareklasyk.blogspot.com, (którego bardzo pozdrawiam i którego często podczytuję i którego poznałam od razu :P) powiedział, że dobrze, że tego dworca nie będzie, ponieważ kojarzy się z tym, iż w 50-lecie przyjazdu Lenina do Krakowa powstały pocztówki (czy to plakaty) z wielkim wodzem na tle dworca. No cóż, pocztówek takowych nie znalazłam, ale znaczki z Włodzimierzem Iljiczem z  Sukiennicami i Kościołem Mariackim w tle owszem ;) . Mam nadzieję, że z tego względu nie pójdą one pod młotek...
Lenin z Krakowem po 2,50.
Na podstawie:
Leszek Mazan "150 lat dróg żelaznych w Galicji"
Kondrad Malik "Spacerownik: Z Kleparza na Wielopole"
"IKC" w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej

Zagadka i FB

0
0
Zagadka bardzo prosta: temu, który pierwszy zgadnie gdzie to jest i co tam było  - stawiam kawę w pobliżu :)


A także malutki anons -  takiego typu drobnostki o Krakowie możecie znaleźć TUTAJ - uwaga Facebook'o oporni mogą mieć problem - Strona Dawny Kraków na FB.

Samochody w dawnym Krakowie

0
0

Dawne dzieje dawnego bloga czas odkurzyć nowym wpisem, a jako że niedawno minęła pierwsza rocznica pojawienia się automobilu w Krakowie to i temat się znalazł raz dwa.
Od razu uprzedzam - jestem niewiastą bez prawa jazdy i na samochodach znam się tak jak ....( i tutaj można przytoczyć mnóstwo rzeczy na których się nie znam, a którymi próbuję ostatnio się zajmować :P). Za to uwielbiam nimi jeździć, zwłaszcza w doborowym towarzystwie i najlepiej na drugi kraniec Polski. Ponoć jestem najlepszym typem pasażera - potrafię zagadać kierowcę na śmierć :), co może się przydać podczas nocnej jazdy.
A cóż by to musiała być za przyjemność 100 lat temu!
Już sobie wyobrażam jak krzyczę rozmawiając przez głośny turkot silnika, upajam się zapachem spalin z silnika i przytrzymując kapelusz bez szala, (pomna nieszczęsnej Isadory Duncan) rozpływam się w piwnych oczach kierowcy  .... a krakowskie budynki przelatują z niesamowitą prędkością 20 + coś kilometrów na godzinę. ...

Czyli mniej więcej tak :).

Najlepiej  jednak zacytujmy czasopismo na wskroś krakowskie z  19 marca 1903 r.

Czas nr 64, 1903
Na redaktorach "Czasu" to wydarzenie nie zrobiło żadnego wrażenia. Wręcz, zgodnie z konserwatywnym duchem, zaniepokoili się tą szaloną i niebezpieczną jazdą. Także i dla innych obywateli Krakowa  był to czyn karygodny.
"Wszyscy zachwyceni, a taki Mycielski, taki Tomkowicz, a Kossak, a Wyczółkowski – jak to-to w Rynku zobaczyli, zaraz poczuli się w samym środku Paryża!!! Jak to łatwo zbaranieć… Wystarczy odrobinę smrodu w nos wciągnąć, posłuchać – tur! tur! tur! pfuu! pfuu! – wystarczy popatrzeć na ów automobil i wariactwo gotowe! Stoisz na krakowskim Rynku, patrzysz na Sukiennice i Paryż widzisz! Ciekawe!!! No mnie nikt nie otumani! Możem staroświecka, zacofana nawet, ale niech nikt mi nawet nie próbuje wmawiać, że ten-tam… automobil to cywilizacja. To zdziczenie! Lekceważenie dobrych obyczajów! Czytam sobie dzisiaj Czas, a tu mi ów automobil charczy przed domem! Jedzie taki, bo ma ochotę, i ludzi hałasem nęka. Egoista! I po co się to fabrykuje?! Żeby ludziom zakłócać poobiedni odpoczynek?!" - pisała Antonina Domańska w swoim dzienniku.
Cóż, też była już wtedy leciwą damą w wieku 50 lat :), która samą siebie nazywa staroświecką.

Coś mi się jednak wydaje, że data ogólnie przejęta nie jest prawdziwą.
Warsztat reperacyjny dla "samojazdów" sprawcy marcowych wydarzeń Wincentego Schindlera powstał już w 1892 i cóż innego, niż samochody przez 11 lat  naprawiano w tym "Garage d' Automobiles" ?

....ciąg dalszy nastąpi .....

A ja w międzyczasie zapraszam na profil Dawnego-Krakowa na Facebooku.

Kennedy w Krakowie

0
0

Na początek włączamy przynudzającego Andy'ego Williamsa ...i ...

Miała być kontynuacja o samochodach, lecz życie nie przewidywalne jest...a ja całkiem pogrążyłam się w czasy nie tak odległe i nie wchodzące w ramy czasowe tego bloga.

Cóż, połknęła mnie rodzina Kennedych. Wiem, że to wszystko jest już bardzo oklepane, wałkowane na 50 różnych sposobów. Klątwa nie klątwa, zamachy nie zamachy, z cudowną Jackie w tle.  Dla mnie to swoista nowość, zwłaszcza, że umknął mojej uwadze film Olivera Stone'a "JFK" (w tamtych czasach wolałam jego "Doorsów" niż politykę i rozprawy sądowe), a także książka - rozmowa z Jacqueline Kennedy o jej życiu z  z Johnem F.
 Siedzę w tym temacie od paru dni i przełączyć się na coś innego nie umiem. A i po co? Mieszkać i pisać o takim mieście jakim jest Kraków jest łatwo. Pojawia się on znienacka w najmniej oczekiwanych momentach.

Otóż, jeszcze przed wojną Jack F. Kennedy zwiedzał Polskę, całkiem możliwe, że zahaczył wtedy o Kraków.
Natomiast w 1964, w niecały rok po zamachu na JFK, jego młodszy brat Robert wraz z żoną dziećmi i siostrami był w Krakowie!

 Okazuje się też, że parę lat temu o tym wydarzeniu został  nakręcony film -"Amerykanin w PRL-u". Tak to jest gdy nie posiada się telewizora - mogą ominąć cię całkiem ciekawe rzeczy! Nawet moja mama nie zainteresowana zbytnio historią, na moje okrzyki radości, że RFK był w Krakowie,  spokojnie odpowiedziała - wiem, wiem widziałam. Więc aby nie było więcej takim nie ogarniętych jak ja osób - zapraszam  do darmowego Iplexu. Po 15 reklamach  (sic!) czeka na Was ciekawa przygoda.


Dla mnie jednak samej wizji było zbyt mało, zaczęłam więc szukać śladów w ówczesnej prasie. I co? Smutki i żale.
Dzień wcześniej odwiedzał  nas władca z tego samego obozu  - Josef Broz Tito i o nim rozpisywano się bardzo szeroko z licznymi ilustracjami. Z kolei o wrogim Bobby Kennedym w "Dzienniku Polskim" pojawiła się tylko niewielka wzmianka:

29.6.1964 "Dziennik Polski
A gdzie tłumy witających, rozwalone dachy samochodów (tylko "Czajka" dała radę!)  i co ważne - wsparcie od wrogiego reżimu dla UJ (w 600 rocznicę powstania) na budowę nowoczesnego szpitala dziecięcego w Prokocimiu? Cenzura, cenzura ...

Zapraszam Was do podziwiania kadrów z filmu.


Ratusz w remoncie! Robert stoi, obok niego z prawej jego żona, siostra i ... ambasador USA w Polsce?
  
Tłumy na ul. św Anny.

Morze ludzi u wylotu ul.Grodzkiej
A dlaczego mieliście słuchać nudziarza Andy'ego?  Otóż 4 lata później, 5 czerwca 1968 roku, Bobby (tak nazywała rodzina Roberta), wtedy kandydat na prezydenta USA, był zastrzelony przez wychodźca z Jordanii Sirham Sirham Bishara. To tak według wersji oficjalnej.
 8 czerwca podczas jego pogrzebu, przy akompaniamencie Orkiestry Morskiej Piechoty, Andy Williams zaśpiewał "The battle hymn of the Republic" żegnając się tym samym ze swoim bliskim przyjacielem.


Książka z Krakowem w tle - "Zimowy morderca" Krystyny Kuhn

0
0

Książka Krystyny Kuhn "Zimowy morderca" (a raczej Wydawnictwo Dolnośląskie, któremu serdecznie dziękuję za udostępnienie egzemplarzu) zmamiła obietnicami akcji rozgrywającej się w Krakowie podczas II wojny światowej. Owszem dzieje się tak, ale tylko w 1/10. Większość akcji rozgrywa się we współczesnym świecie, z przeważającym Frankfurtem, a dzisiejszy Kraków jawi się jako miasto żywcem wyjęte z kryminałów skandynawskich. (W sumie tegoroczna zima to udowodniła - mieliśmy szaro buro, a do tego niby mgła - smog.).

Tematyka książki jest ciężka i po przeczytaniu jeszcze długo pozostaje w pamięci. Mamy tutaj i pamiętnik z czasów wojny, i dyskusje o zbrodniach, a wszystko zakrapiane jest niemieckim poczuciem winy przemieszanym z polskim poczuciem niesprawiedliwości. Nad całością górują barwne sylwetki głównych bohaterów - prokuratorki Miriam Singer i komisarza Henry Lieblera, którzy tworzą doskonały duet do spraw kryminalnych. Niepotrzebnie według mnie wykroczył on poza ramki zwykłej współpracy, jest to zbyt schematyczne.

Kryminał ma dobrze zbudowaną strukturę i nawet gdy wiemy już kim jest morderca, ciągle zastanawiamy się dlaczego to zrobił.

Nie będę wdawała się w szczegóły, bo znana jestem z tego, że niechcący potrafię zdradzić przebieg akcji. 
Jako że blog traktuje o Krakowie, pozwolę przytoczyć opis teraźniejszego miasta. A Wam zostawiam refleksję nad tym, czy nasi mieszkańcy i miasto w rzeczywistości są tacy (a my widzimy inaczej), czy jednak jest to tylko subiektywna opinia niemieckiej autorki.

"Jost nie mógł pojąć dlaczego ludzie uważali, że to piękne miasto. Ulice były brudne i czarne jak węgiel, którym palono w zimie. Poza tym powietrze śmierdziało smołą. Czarne sterty śniegu piętrzyły się na brzegach  chodników i zawężały przejście. Sadza przyczerniała fasady. Nawet dopiero co odrestaurowane i pomalowanie w tonacji żółci lub ochry budynki upstrzone były szarymi zaciekami po deszczu.
A ludzie? Pochylali głowy i wciskali je w podkurczone ramiona. Jakby tutaj nikt nikomu nie chciał spojrzeć w  twarz. Domy też sprawiały wrażenie pozamykanych, jakby mieszkańcy się w nich zabarykadowali".

Ocena osobista: 7/10

Z dala od Krakowa bliżej mody - Les Grands Couturiers – Charles Frederic Worth

0
0
Przez ostatnie miesiące nic nie robiłam tylko się uczyłam i uczyłam i się stresowałam ... i ciągle Kraków i Kraków, więc postanowiłam ożywić blog tym, co zachwyca mnie podobnie jak i gród Kraka - historią mody. Ten artykuł pisałam dla mojego bloga rękodzielniczego, ale tam ten temat się nie przyjął, natomiast najwięcej wejść na tego bloga jest na hasło "moda". Dziwne :)
Obiecuję, że kolejny post będzie wyłącznie krakowski, a teraz poznajcie:

Les Grands Couturiers – Charles Frederic Worth
Ten osiadły w Paryżu Anglik zapoczątkował erę couturiers, ubierając koronowane głowy, słynne aktorki i arystokratki. Urodził się w 1825 roku, mając 11 lat wyruszył zdobywać wielkie miasto – Londyn. Na początek pracował jako księgowy w hurtowni tkanin „Lewis and Allenby”, która zajmowała się dostawą jedwabiu do stolicy Anglii, a cały swój wolny czas spędzał w galeriach sztuki podziwiając  historyczne portrety i robiąc pierwsze szkice ubiorów. Już wtedy przekonuje się, że jego powołanie to moda, zwłaszcza kobieca.
A gdzie moda, tam i Paryż. W 1845 roku, mając niecałe 20 lat przebywa do Francji. Nie zna francuskiego języka, a w kieszeni ma tylko 117 franków, lecz nic nie stoi na przeszkodzie ku sławie. Początkowo zatrudnił się jako sprzedawca w sklepie odzieżowym, później pracuje w jednej z najbardziej znanych firm odzieżowych „Gagelin”. A wolny czas…. tak, tak oczywiście, że go spędzał  w Luwrze!
Po pięciu latach udało mu się stworzyć własny oddział produkcji odzieży w sklepie  ”Maison Gagelin”.
W tym samym roku dostał złoty medal za opracowanie nowatorskiej konstrukcji trenu (dotychczas tren zaczynał się od talii, a Worth’owy  - od ramion).
Mając 33 lata  otwiera swoją własną pracownię przy 7 Rue de la Paix. Charles Worth doskonale czuł duch epoki  i tworzył swoje ubrania w stylu rokoko z obsesją na punkcie dekoru.
Pracownia Wortha
Sprawami marketingu :) zajęła się jego żona Maria- Augusta, która wcześniej pracowała jako sprzedawczyni w sklepie „Gagelin”. Obdarzona pięknymi bujnymi kształtami prezentowała się w strojach Charlesa jak żadna inna i umiejętnie namawiała znane francuskie damy na  zakupy w sklepie przy Rue de la Paix.
Lecz najbardziej pożądaną klientką była oczywiście cesarzowa Francji – Eugenia.
I tutaj też nie obeszło się bez ukochanej żonki. Maria-Augusta tygodniami siedziała w korytarzach pałacu, aż w końcu spotkała się z bliską przyjaciółką cesarzowej – austriacką księżną Pauliną Metternichową.
Spodobały się jej szkice i przede wszystkim ceny, które były bardzo symboliczne – 600 franków za dwie suknie. Na balu w pałacu Tuileries (przepiękny pałac! ze smutną historią i tragicznym końcem Marii Antoniny…) krynolina księżnej ze srebrnym haftem  i bukietami kwiatów cieszyła się tak wielkim powodzeniem, że wkrótce Charles Worth stał się głównym krawcem dla całego cesarskiego dworu.
Oczywiście ceny za kreację szybko wzrosły, najtańsze kosztowały nie mniej niż 1600 franków. Jeżeli policzymy, iż Dom mody Charlesa Wortha rocznie sprzedawał ponad 5000 sukien i ubierał 6 dam z koroną , to z pewnością zrozumiemy dlaczego stał się on ojcem „Grand couture” i był przezywany królem krawców i krawcem królów.
Jego kreacje nosiły m.in  Elżbieta Bawarska znana jako Sisi, królowa Hiszpanii Maria Krystynakrólowa Szwecji Luiza, królowa Anglii Wiktoria, cesarzowa Rosji Maria Fiodorowna, królowe sceny Sara Bernard i Eleanora Duse.
Był znany nie tylko na starym kontynencie. W ówczesnych amerykańskich gazetach pisano, iż w Europie Amerykanki interesują tylko dwie rzeczy: majętni panowie i sukienki od Wortha.
Jako pierwszy wprowadził też „podpisywanie” swoich dzieł, czyli etykietki na jedwabnych tasiemkach. A jego żona zapoczątkowała, tak upragniony wśród współczesnych młodych wysokich dziewczyn zawód modelki.
Charles Worth umarł w 1895 roku. Jego dzieło kontynuowali synowie Jean Filip i Gaston, to właśnie dzięki nim do Europy zawitał styl modern.
Do obejrzenia:
Obrazy Franza Xaverego Winterhaltera  - 8 stron.
Filmografia, czyli tam gdzie możecie zobaczyć podobne stroje:
– cesarzowa Eugenia i jej dwór:
Idol of Paris, reż. Leslie Arniss, USA 1949
Si Paris m’ètait conte, reż. Sacha Guitry, Francja 1955
o Elżbiecie Bawarskiej - Sisi:
Sisi, serial 2009
Trylogia o Sisi, 1955-57
http://princessissi.npx.pl/articles.php?cat_id=2
Inne filmy i seriale z ubiorami tej epoki w tle:
Dracula, reż. Francis Ford Copolla, 1992
Daniel Deronda, mini serial 2002
Anna Karenina, 1997
Wywiad z wapmirem, 1994
Jezebel, 1938
La veuve de Saint-Pierre, 2000
Ludwig,  reż Luchino Visconti,1972
Scarlett, mini serial, 1994
Silk, 2007
Sherlock Holmes 2009, 2011
Wiek niewinności, 1993
The Crimson Petal and White, mini serial 2011
The Mystery of Edwin Drood, mini serial 2012
The phantom of opera, 2004
Portret damy, 1996
The Royal Scandal, tv serial, 2001
The Shadow in the North, 2007
The woman in white, 1997
Tipping the velvet, mini serial, 2002
Może znacie jeszcze jakieś filmy z tej epoki?
Do posłuchania:
Utwory Rimskiego Korsakova.
A teraz po prostu cieszymy oko :) .
 

Tramwaje na Małym Rynku

0
0

zdjęcie z audiovis.nac.gov.pl
Jesień w pełni, ja chodzę senna i ciągle przeziębiona, a głosem skaczę od głośnie charczącego basu do całkowitego silentium,  z czego najbardziej się cieszą współpracownicy, bo wreszcie nie gadam :) 

Czas dokończyć relację o tramwajach. 


Zgodnie z odpowiedzią Marka, budowa linii tramwajowych zlikwidowała handel na Małym Rynku. Stragany wtedy przeniosły się .... i tu zagadka - gdzie

Budowa linii tramwajowych rozpoczęła się w sierpniu 1913 r. -  całkowicie zmieniono układ torów na Rynku Głównym (wzdłuż linii A-B powstał odcinek  aż trzytorowy!).

Uroczyste otwarcie dwóch linii (1. Sienna - Mały Rynek - Rynek Główny - Sławkowski - Dworzec Towarowy i  2. Poczta Główna - Lubicz - Mogilska) nastąpiło  20 grudnia 1913 r.

Tak to wydarzenie relacjonuje "Czas"wydanie z tego samego dnia:

mbc.malopolska.pl/dlibra
"Wsalach firmy Hawełki Spółka urządziła przyjęcie. W czasie śniadanie wzniesiono kilka tostów ...."Alkohol z samego rana? :)


Lecz nie wszyscy świętowali. Jak przystano na Krakusa, ponarzekać trza!


"I tak z powodu tramwaju zniszczono jedną z najciekawszych osobliwości miasta. I nie trzeba myśleć, że wtedy kiedy go niszczono nie było protestów. Owszem, w dawnym Towarzystwie Ochrony Piękności Krakowa robiono wszystko by odwrócić niebezpieczeństwo. Cóż kiedy przedstawiciel magistratu oświadczy, że tramwaj musi być przeprowadzony przez środek Starego Miasta "gdyż dla kogoś, kto jedzie na bombę piwa do Hawełki nie jest obojętnie, czy tam zajedzie tramwajem, czy od Plant będzie musiał iść piechotą". 
F.Klein "Notatnik krakowski"


Z pewnością te słowa należą do kogoś kto 20 grudnia u tegoż Hawełki wznosił toast za nowe tory, którymi tramwaj nr 6? woził nie jedno urzędowe, z pewnością dość postawne, ciało. 



Plan centrum z zaznaczonymi liniami tramwajowymi

Samochody w dawnym Krakowie - część 2

0
0

Na początku odsyłam do części pierwszej, która ...hmm....  pojawiła się tutaj rok temu. I w ramach myślenia - lepiej później niż wcale - wracamy do opowiastek zmotoryzowanych.
Magdalena Samozwaniec, której książka "Maria i Magdalena" jest kopalnią wiedzy, jeżeli chodzi o obyczajowość Krakowa początku XX wieku, wspomina, że poczciwe koniki na Kossakówce zmarły śmiercią naturalną i zostały zastąpione przez automobile różnych marek.

Na początek był to samochód  niemieckiej marki Mercedes-Benz:
"Okropny, wielki bladożółty wóz firmy ,,Benz”, który trzeba było kręcić ręczną korbą, aby zapalił, i którego motor po obiecującym „teuf, teuf, teuf!” gasł i przez dłuższą chwilę nie chciał iść..."

Ciekawi Was jak wyglądał? Podejrzewam, że mniej więcej to był model - Mercedes-Knight 16-45 PS Tourenwagen, z początku lat 20-tych. Nawet kolor w miarę się zgadza :)  korba  też jest. Nie wiem, czy wiecie, ale bagażnik w takich samochodach był doczepiany w postaci wielkiej walizki-skrzyni z tyłu, oczywiście także z odpowiednim logiem.



Chociaż bardziej mi do Kossaków pasuje ten o to model - 24-100-140 PS Roadster.  Zwłaszcza kolor - strzał w dziesiątkę, tylko gdzie korba i czemuż w takim razie"okropny"? Jest wspaniały! Już widzę siebie za kółkiem w wielkim bordowym kapeluszu i długich rękawiczkach :P.


Pewnego razu Wojciech Kossak przyjechał z Paryża wozem  angielskiej marki „Austin” wraz z: "(...) szoferem Francuzem, eleganckim młodzieńcem w skórzanej kurcie, który nie wyobrażał sobie, aby można było jadać nie z państwem, ale w kuchni ze służbą, jak polski szofer, Jan Mazanek. Tym więc pięknym ciemnozielonym wozem (który dzisiaj wydałby się co najmniej mamutem) jeździła rodzina Kossaków na Bielany, do Ojcowa i na niedzielę do Zakopanego." 

Może był to model Austin Twelve dla szóstki pasażerów produkowany od 1922 roku?


Lub późniejsza wersja tego samego modelu, lekko zmodyfikowana:


A że Krakusi wozili się wszędzie autami już wtedy, udowadnia Muzeum Fotografii w Krakowie. Są to zdjęcia z ich zbiorów.



 Jestem prawie pewna co do modelu Austina, tylko że musiał by to być kabriolet.
Gdy Wojciech Kossak nauczył się sam prowadzić wóz, maszyna cały czas była o krok od katastrofy, a kilka razy nawet znalazła się w rowie.
"Zdarzało się to najczęściej wówczas, kiedy koło kierowcy siedziała jakaś piękna, młoda dama. Gdy wiatr podnosił jej sukienkę i odsłaniał kolana, Wojtek zapominał o tym, że siedzi przy kierownicy, zerkał ochoczo na nóżki i... kraksa gotowa."
Zielonym Austinem woził Kossak nie tylko urocze damy, ale również i chcących się strzelać mężczyzn. Jazdy te odbywały się o świcie i kierowane były na Bielany, gdzie na polanie koło klasztoru ojców Kamedułów zwykle odbywały się pojedynki.

Szukając coś o motoryzacji w Krakowie, znalazłam ciekawą informację o tym, że na ziemiach zaboru austriackiego obowiązywał ruch lewostronny, czyli jak teraz w Wielkiej Brytanii, a już w rosyjskim i pruskim był prawostronny. Ileż to nerwów i ciągłej koordynacji musiał kosztować przejazd na trasie Warszawa-Kraków.
Ja nie dałabym radę, piszczę na rowerze przy ruchliwej drodze i jak to kobieta, ciągle mylę kierunki. Myślę, że dla mnie taka jazda szybko skończyła by się podobnie jak u Kossaka.

Swoją drogą, jak już jesteśmy przy nich. Czy ktoś wie co się dzieje z Kossakówką? Słyszałam różne ploty, że niby komin już się zawalił i ściany w środku i że nikt już tam nie mieszka, więc w sumie miasto mogłoby się nią zaopiekować. Ktoś zna prawdę?

Pałac Tarnowskich - część 1

0
0
Coś ostatnio spać mi nie dają niszczejące historyczne miejsca Krakowa. Ostatnio Kossakówka była w tle opowiastek samochodowych, dziś pałac Tarnowskich przy ul. Szlak.

mhf.krakow.pl
Krótki ekskurs w jego historię:
Ten pałacyk to historyczna posiadłość wybudowana przez Montelupich w XVI wieku. Niemalże przez cały wiek kierowali oni pocztą polską, a tutaj, na terenie jurydyki Szlak posiadali folwark gdzie trzymali konie dla potrzeb pocztowych.
W pierwszej połowie XVII w. Karol Montelupi sprzedaje dwór jezuitom i wtedy też przezwano go kostnicą królewską. Ciała polskich królów, którzy zmarli z dala od stolicy, zgodnie ze zwyczajem przez jedną noc spoczywały we dworze zanim zostały wniesione w obręb murów miejskich i pochowane. W taki sposób "gościł" tu Zygmunt III Waza, czy jego syn Władysław IV.
Później mamy rozbiory i kasatę zakonu jezuitów, pałac przeszedł w ręce miasta. W okresie Wolnego Miasta właścicielami są Rzewuscy. To od nich hr. Branicki kupuje majątek w 1869 r. i pięć lat później daruje go w prezencie swojej córce Róży, która zostaje poślubiona Stanisławowi Tarnowskiemu . W 1879 r. pałac przebudowano zgodnie z projektem Antoniego Łuszczkiewicza i odtąd stał się znaną siedzibą Tarnowskich.
I przy nich się zatrzymamy, (chociaż publiczność pewnie woła - a dalej? a siedziba Radio Kraków i palenie papierosów siedząc w zielonym amfiteatrze?, otóż niestety, nie wchodzi ta historia w ramki historyczne, które mnie ciekawią, sorry :)).

mhf.krakow.pl
Lato 1914 zaczęło się niespokojnie, zamach w Sarajewie i wszystkie wynikające z tego konsekwencje. 8 lipca w kościele Mariackim, przed ołtarzem Wita Stwosza odbył się ślub Hieronima Tarnowskiego z Wandą z Zamoyskich. Przyjęcie odbyło się w Pałacu pod Baranami, noc poślubną spędzili już w pałacu na Szlaku. Nie była ona udana, Hieronim wybiegł z komnaty małżeńskiej "szlochając, chwycił za pistolet wycelował sobie w pierś i strzelił. Pocisk trafił w pierś po lewej stronie, ale ominął serce." Przyczyny tego desperackiego aktu nie są znane, wokół wypadku zapanowała zmowa milczenia by uniknąć skandalu. Możliwe przyczyną był uszczerbek na męskim honorze, brak doświadczenia w sypialni, zbytnia oziębłość żony? Pewnie już nigdy się nie dowiemy. Tak czy inaczej, noc ta zaważyła na losach jak rodziny, tak i pałacu przy ul. Szlak.

Viewing all 114 articles
Browse latest View live