Quantcast
Channel: DAWNY KRAKÓW
Viewing all 114 articles
Browse latest View live

Przyszłe Błonia

$
0
0
Witam powielkanocnie  i z lekka sennie, do Tarnowskich jeszcze wrócimy, a dziś...
W ramach podtrzymania tętna bloga postanowiłam, że w dni zmęczone i mało twórcze będziemy wykorzystywać wehikuł czasu i przenosić się w czasie ze szczyptą historii alternatywnej.
Przestawiamy licznik na 23 maja 1914 roku.
.
.
.
.
"Głośna sprawa regulacji wylotu ul. Wolskiej i urządzenia w przyszłości Błoń, tego tak lubianego, a pięknego miejsca przechadzki  w Krakowie - doszła wreszcie do rozstrzygnięcia i rozpisany przez gminę konkurs przyniósł w płonie kilka projektów z których trzy przyjął i nagrodził sąd konkursowy. Hałasu narobiła wiadomość, że gmina projektuje w przyszłości parcelacyę Błoń, a początkowo pocięcie ich licznymi drogami, tak, że kiedyś śliczny kobierzec darniowy zniknąłby na zawsze. Obecnie te alarmy uspokoiły się, bo jak wiadomo, żaden z projektów nie proponuje parcelacyi, a owszem połączenie Błoń w harmonijną całość ogrodową z Parkiem Jordana i aleją Trzech wieszczów.


Według oceny sądu konkursowego nagrodę pierwszą w kwocie 4000 kor. otrzymało Tow. budowlane w Krakowie (jako autorowie projektu podpisani pp. Kramarski, Meus i S.Meyer). Nadto uchwalono zakupić trzy dalsze projekty: 1 architekta T. Niedzielskiego z Krakowa pod godłem "Błonia"; 2 architekta Józefa Czajkowskiego pod godłem "Cracovia"; i 3 pracę pod godłem "Nygi", nazwisko autora nieznane, gdyż w kopercie naleziono także wymienione tylko godło.
Jak się następnie okazało, twórcami ostatniego są arch. p. Mączyński i inż. Tad Niedzielski. Za godło swojego projektu dali "Nygi", t .j imię znanego psa poety p. L. Biedera, który do projektu dodał dowcipnie wierszowane "wyjaśnienie techniczne", opisujące główne jego zarysy:

 Środkiem Błoń kwietnych - każdy chętnie przyzna
Winien wytyczon plac być półkolisty,
By tam się na nim tężyła Ojczyzna
W igrzyskach, w sporcie - nie  tęsknicy mglistej...
Zaś w zakończeniu niech tam Dom Ludowy
Wraz z trybunami stanie - Narodowy

Po obu stronach niech będą pływalnie
Jedna dla wojska, druga dla cywila
Rudawa wodą zasili je walnie.
A kiedy zima śnieg nam porozpyla
I na lekarstwo nie znajdziesz już trawki
Będzie to miejscem krakowskiej ślizgawki.
Wejścia ku Błoniom dwie sadzawki strzegą,
Które otacza drze zielonych wieniec.
Tam nieraz ujrzysz, Kochany Kolego,
Jak miłość pannie wyznaje młodzieniec.
A za sadzawką da drzewa młodych rzędy
Każą, by domy piękne były wszędy.

Pomyślne to zakończenie sprawy uspokoiło zaprzysięgłych i przygodnych estetów, a Błonia krakowskie w przyszłości czeka przerodzenie się na wspaniały park celowo urządzony. W jednym tylko wypadku mieli rację malkontenci, t.j że zabudowująca się Aleja Trzech wieszczów zasłoni swemi gmachami widok z Błoń na Wawel, jak to się dzieje, a jak podaje jedna z naszych ilustracyj."


(Nowości Ilustrowane nr 21, 1914 r., pisownia oryginalna) 
.
.
.
.

Rzeczywistość alternatywna:
Błonie najdroższą dzielnicą Krakowa! Wiosną 1914 r. ustalono rozbudowę Błoń zgodnie z projektem Towarzystwa Budowlanego w Krakowie i rozpoczęły się prace, które zostały zatrzymane wraz ze zbliżającym się frontem I wojny światowej.





Po odzyskaniu niepodległości rozbudowa była kontynuowana. W 1922 roku, pośrodku, staje pierwszy w Polsce pomnik Józefa Piłsudskiego i Czynu Niepodległościowego (zachęcam do zapoznania się z tym projektem), a najwyższym i najbardziej podświetlanym budynkiem jest dom Piłsudskiego - pierwszy drapacz chmur Krakowa, poza tym okolica przypomina zabudowania paryskie.
Wraz z okupacją niemiecką dzielnica ta staje się "Nur für Deutsche" - pomnik Piłsudskiego w 1940 r. zostaje zburzony, a 20 kwietnia 1941 r. w dzień urodzin Hitlera na jego miejscu staje jeden z największych pomników Führera w Europie. Pomnik ten zniszczony pod koniec stycznia 1945. W setną rocznicę urodzin Włodzimierza Lenina na tym samym miejscu staje pomnik dłuta Mariana Koniecznego, ważący 12 ton. (Mniejsza, acz wierna kopia tego samego pomnika zostaje ustawiona w Nowej Hucie.) 17 kwietnia 1979 r. zostały podłożone ładunki wybuchowe u stóp pomnika, siła eksplozji była tak wielka, że zniszczyła nie tylko sam pomnik, ale i obie fontanny, które nigdy nie zostały odbudowane.
Poza tym Błonia są miejscem cichym i spokojnym, nie odbywają się tu żadne koncerty, pielgrzymki, studenckie pikniki itd, ze względu na gęstą zabudowę. W połowie lat 70-tych powstaje linia tramwajowa do Cichego Kącika, a pod koniec lat 90-tych, decyzją ówczesnych władz krakowskich, na miejscu  zniszczonych fontann i pomnika zostaje zbudowana pierwsza wielka galeria handlowa.
I to by było na tyle.
Zapraszam na spacer po Błoniach!!! ;)

Poniedziałkowy przegląd prasy

$
0
0
Póki co z Tarnowskimi mi nie po drodze, a żeby nie było znowu przerwy rocznej - post o codzienności krakowskiej z dnia 5 maja 1903 r. 


" Czas" i "Kuryer Krakowski" - pisownia oryginalna




Dorożki i pogrzeby Dziwny panuje nieporządek w naszym kochanym Krakówku. Nie dosyć że idąc ulicą, chodnikiem, można być poszturkiwanym przez przechodniów, ponieważ nikt nie trzyma się strony prawej, ale nadto, podczas pogrzebowych orszaków, dorożki, powozy prywatne i wozy nie zatrzymują się wcale. Jest to nadużycie, mogące sprowadzić wielkie nieszczęście przy zbieganiu się koni, zwłaszcza  gdy panuje zbyt silny wiatr i rozwiane chorągwie łatwo przerazić mogą konie. Zwykle w miastach zagranicznych, a nawet w Rosyi, policya przed nadejściem pogrzebu oczyszcza ulice lub też nakazuje dorożkom i powozom zatrzymać się w miejscu dopóki nie przejdzie orszak pogrzebowy.

Rzeźnia w tramwaju elektrycznym. Myślałby ktoś może, że to nieprawdopodobne, a jednak.. wóz  tramwajowy letni (Nr. *24) zbryzgany krwią najlepszem będzie świadectwem. Fakt, który się wydarzył  przekonywa nas, że służba tramwajowa lekceważy sobie wprost bezpieczeństwo i życie pasażerów. Około godziny 5 popołudniu wóz nr. 2 haczony z wozem 24, zajeżdżając na stacyę w Rynku, wykoleił się z powodu niezakręcenia hamulca, i uderzył o słup przed poczekalnią tak silnie, że wszyscy niemal wewnątrz odnieśli mniejsze lub większe obrażenia. Głównie ucierpiała jakaś pani stojąca na przodzie, która tak silnie uderzyła głową o słup, że w jednej chwili upadła i krew strugą puściła się nosem i ustami. Sprawę chciano zatuszować, ale się nie udało. Wóz pokrwawiony dalej... robił dobre interesa.

Romantyczna para. Kraków rozamorował się z nadejściem wiosny. W tak krótkim czasie mamy do zanotowania drugie już wykradzenie panny. Niejaki Bronisław Simitek zyskał serce Maryi Batko i wraz z pieniędzmi, które miała złożone w kasie oszczędności, uwiódł ją z sobą w niewiadomym kierunku.

Z Towarzystwa ratunkowego. W dniu wczorajszy wezwano pogotowie ratunkowe do domu przy ulicy św. Tomasza, gdzie matka przy siekaniu mięsa, odcięła dziecku przez nieuwagę dwa palce.

Pożar. Wczoraj o godzinie 12-tej w południe wybuchł groźny nader pożar w składzie farb, pokostów oraz palnych materyałów Kreislera, przy ul. Grodzkiej 33. Powodem pożaru była eksplozya benzyny, spowodowana skutkiem nieostrożności sprzedającego. W jednej chwili stanął cały sklep w płomieniach. Kłęby dymy poczęły się wydobywać na ulicę — spłonął szyld a okna wszystkie na pierwszem piętrze popękały. Zanim straż przybyła, cała zawartość składu spłonęła doszczętnie. Niebezpieczeństwo stało się groźnem — gdyż tuż przy składzie znajdowały się zbiorniki z benzyną i z naftą — szczęściem że przybyłej straży udało się ogień po godzinnej akcyi zlokalizować. Resztki szuflad, świec, szczotek i innych przeróżnych nawpół spalonych towarów zmieszanych z błotem wyrzucono na ulicę i zmieciono w jedną bezkształtną masę.
Szkoda wynosi przeszło 10 000 koron. Zaznaczyć wypada przytomności umysłu oficyała policyi p.Horaka, który z własnem narażaniem się zdołał zanim straż przybyła odsunąć wielki zbiornik naftowy, a tem samem uratować i za tą może kamienicę od niebezpieczeństwa.

Z Muzeum Narodowego. Anders Zorn, znakomity malarz szwedzki, który w kwietniu zwiedzał muzea i zabytki Krakowa, ofiarował do zbiorów Muzeum Narodowego dwie piękne akwaforty własnej roboty. Jedna z nich przedstawia portret młodej damy, druga grupę dziewcząt przy stole. P. Zorn obydwie akwaforty opatrzył własnoręcznym podpisem i dedykacyą dla Muzeum Narodowego. Muzeum otrzymało także od p. Wiktora Wittyga wielki zbiór oryginalnych pieczęci miast polskich i zbiór monet średniowiecznych, uzupełniających kolekcję p. Emeryka hr. Hutten Czapskiego. Frekwencya wzrasta z każdym dniem; coraz częściej widzi się cudzoziemców, oglądających zbiory z zajęciem.


Ogłoszenia!






Dobrego początku tygodnia!!!!

Harce Lajkonika 90 lat temu

$
0
0
Kochani czytelnicy, więcej biegam ostatnio po Krakowie i staram się zachwycać nim przyjezdnych, niż szukam ciekawostek i smaczków. Sezon przewodnicki w pełni i jeżeli ktoś chce się ze mną spotkać :), to najłatwiej zrobić to na drodze królewskiej. Na pewno nie przeoczycie, tak mocno gestykuluję, że niektórzy stojący z przodu obrywają :P i uciekają do tyłu. A wczoraj obrywali nie tylko ode mnie, ale i od Lajkonika też. Dziwna to tradycja, cóz przynajmniej mogłam wytłumaczyć wczorajszym grupom, że tu w Krakowie delikatne pobicie jest celebrowane i to jak! I nic się nie zmienia od wieków!

Harce Lajkonika w oktawę Bożego Ciała w 1924 roku.



"IKC" dzięki Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej. Pisownia oryginalna. Zdjęcia z NAC, przypadkowe. Uprasza się o zlokalizowanie według budynków :)

"Niezwykła pogoda sprzyjała wczorajszemu tradycyjnemu obchodowi „Lajkonika".
Już na wstępie podkreślić należy porządek i ład, jaki panował na przestrzeni, którą przeciągał „groźny Tatar" wraz swe hordą. Skonsygnowana policya (aczkolwiek w małej ilości) w tym wypadku dała dowód swej sprawności. „Tatar" cośkolwiek zawodził, ale policzyć mu to należy na rachunek jego iście „tatarskiej fantazyi". Za wiele odwiedził w swym tryumfalnym pochodzie „szyneczków" w drodze ku miejscu przeznaczenia — wskutek czego łamał szyki. (To odwiedzanie szyneczków sprzeciwia się tradycyi).




Pierwszym zwykle jego postojem była firma „Nikiel" przy ul. Zwierzynieckiej, gdzie „najeźdźcę"„wstrzyknąwszy" sobie „żytniej'', dopiero nabierał fantazyi, poczem z całą brawurą walił na Kraków. Ale czasy się zmieniają...
Tłumy publiczności z wszelkich warstw społeczeństwa towarzyszyły tej zabawie; wszyscy obecni starali się zająć ochronne pozycye, jakby chodziło nie tylko o to, aby widzieć jak najlepiej, ale mieć zabezpieczoną zasłonę i drogę do odwrotu. Okna i balkony w ulicach, któremi przeciąga! „Tatarzyn" szczelnie zapełniły się publicznością.


ul. Kościuszki 27


Przed pałacem biskupim orszak zatrzymał się, któremu miejsce opróżniła policya. Chorąży zatoczył sztandarem duże koło — zagrzmiała orkiestra janczarska", a „Tatar" wokoło sztandaru harcował.
W środkowych oknach ukazało się czcigodne oblicze ks. biskupa Sapiehy. Tatar przy dźwiękach kapeli złożył trzykrotny ukłon dostojnikowi, a otrzymawszy „haracz", pognał dalej w kierunku ulicy Brackiej, torując sobie drogę swą „buławą".

ul. Zwierzyniecka 32/35, teraz "Bar pod Lajkonikiem" :) 

'W ulicy Brackiej panował niezwykły porządek — niewidziany dotychczas w Krakowie.
„Tatar" przedostawszy się z Brackiej na Rynek, zatrzymał się przed balkonem Muzeum Narodowego (od strony tejże ulicy), gdzie przy dźwiękach kapeli oddawał zebranej na balkonie publiczności ukłony.  Iż „tatar   jest uprzywilejowaną osobą w Krakowie wnioskować można z tych obfitych datków, jakie się sypały z okien i balkonów.
Następnie w tryumfie dotarł, zatrzymując się przed każdym balkonem, do Krzysztoforów, skąd „wdepnąwszy" do Hawełki, wrócił o zmierzchu z całą gromadą Satelitów do restauiacyi Henzlowej na Zwierzyńcu, gdzie czekała go wieczerza z sutym napitkiem.



Wczorajszemu obchodowi „Konika zwierzynieckiego" towarzyszyli pierwszy raz od niepamiętnych czasów dyr. archiwum miejskiego A. Chmiel, archiw. Strojek i prof. Muzeum przemysłowego znany etnograf K. Witkiewicz.
Przyjęciem świty "Lajkonika" w restauracyi Nikla przy ul. Zwierzyneckiej zajął się znany ze swej ofiarności obywatel p. Onufry Fiut.
Nad porządkiem z ramienia policyi czuwali kom. Dr. Kobiela i kom. Poleski. Przy sposobności zaznaczyć należy, że tylko dzięki jakimś nadzwyczajnym okolicznościom przejeżdżające gęsto, jakby na przekór, ul. Zwierzyniecką wozy tramwajowe nie spowodowały tragicznego wypadku."

A teraz po kolei:
 - restauracja Nikla mieściła się przy Zwierzynieckiej 29 - "Niklowa Anna, dawniej Stanisław Nikiel, handel delikatesów, win. wódek i likierów, oraz pokoje do śniadań". Co się stało z nimi później ... nie wiem, przydałaby się monografia ulicy Zwierzynieckiej (zna ktoś coś takiego? ;)). Ciut później w skorowidzach miasta Krakowa znajduje się Teofil Nikiel, też ma restaurację na Zwierzynieckiej 32.
- restauracja  Eugenii Henzlowej znajdowała się na ul. Włóczków 2 , teraz tam znajduje się Rossman...
- Hawełka wiadomo, klasyk, jakoś napiszę o nim więcej.
- Adama Chmiela uwielbiam, polecam jego monografię o domach krakowskich, a także bardzo dużo pisał o średniowieczu.
- Ludwik Strojek współorganizował w 1936 r. pierwsze Dni Krakowa, przyczynił się do zorganizowania pierwszego konkursu szopek krakowskich w 1937 r. wraz z Kazimierzem Witkiewiczem.
- Onufry Fiut, o śpiewnym nazwisku, które wymawiać trzeba było przeciągając literę "i", był ... zobaczcie sami :).


Wraz z Lajkonikiem musieli tworzyć niezły danse macabre. Ciekawe też, czy Jan nie był przypadkiem jego rodziną i tu znowu wracamy na Zwierzyniecką  ...
- Stanisław Kobiela - dyrektor komisarz Policyi mieszkał przy ul. Siennej 9 i jedynie komisarz Poleski pozostaje tajemniczą osobą.

Kobietą jestem i nic co kobiece nie jest mi obce - "Włóczka w kole"

$
0
0
Zapewne garstka moich czytelników wie, że swoje podboje internetowe zaczynałam od założenia forum rękodzielniczego - "Craftladies". Litewska i polska wersja forum działały prężnie. Zgromadziły się tam ciekawe osoby, które udzielały pomocnych rad i stały się prawie jedną wielką rodziną. Lecz... jako, że administrator okazał się ze mnie słaby, najpierw wypaliłam się ja, później Litwinki, a na koniec spaliły się twarde dyski, czyli serwer na którym był postawiony forum polskojęzyczny. Od grudnia zeszłego roku czuję, że straciłam jakąś część siebie... 6 lat byle jakiej, ale jednak pracy, runęło w niepamięć, w niepojętą ilość mini plików, których żaden przyzwoity zakład trudniący się odzyskiwaniem danych nie był w stanie złożyć z powrotem.
Administratorem byłam słabym, a "craft-lady" okazałam się być jeszcze gorszą - oprócz paru ściegów szydełkiem i kłuciem, od czasu do czasu dla wyładowania złości, igłą do filcowania, nie umiem nic. Natomiast zachwycam się wszystkim! Zwłaszcza przedwojenną umiejętnością robienia takich cudeniek jak ta poniżej. I to na drutach!  Już sam opis jest balsamem dla moich uszu:

"Żakiecik trzyćwierciowy i czapeczka  - wytworny, ciepły i lekki komplet  zimowy wykonany z włóczki Angora "Marokko", marki "Trójkąt w Kołe"

Dla spragnionych ciepła i vintage podaję przepis na wykonanie - z czasopisma "Moja przyjaciółka" 1937 r.


Oko nacieszyłam, znowu pomarzyłam o tym, że to ja z osią talią i fikuśną czapeczką, ale co wspólnego to ma z dawnym Krakowem? Otóż włóczka, którą poleca czasopismo, była bardzo popularna także w mieście Kraka, gdyż produkowano ją niedaleko - w Białej Krakowskiej koło Bielska :). 


A największym powodzeniem cieszył się sklep przy ul. Szewskiej 20. Szkoda, że wtedy Polska nie miała swojego Sergieja Prokudina-Gorskiego i zdjęcia  są czarno białe. Inaczej moglibyśmy zrobić seans koloroterapii. Proszę wyjrzeć za okno - piękny widok na przeciwległy budynek - Szewską 23. Zero reklam, czyściutko, pachnie ciastkami, gdyż znajdowała się tam "Cukiernia Teodora Hausnera" lub sklep o niewiadomym asortymencie "Mimoza". Teraz budynek Szewskiej 23 jest jednym z najbardziej zaniedbanych, z przerażającą ilością szyldów reklamowych. A w byłej pasmanterii "Trójkąt w kole, wełna to gwarancja pełna" od niedawna króluje "Pijalnia wódki i piwa".



Ponoć w ręcznie dzierganych swetrach z tej włóczki chodził sam prezydent Mościcki i oczywiście Jan Kiepura. Nie wiem, co się stało po wojnie z przędzalnią w Białej. Przypuszczam, że jak większość zakładów przeszła pod zarząd państwa, lecz nazwa samej włoczki się nie zmieniła. Pod koniec lat 90-tych nie wytrzymała chińskiej konkurencji i jak większość Bielsko-Białych fabryk została zamknięta? A może się mylę i ktoś zna prawdę?

Niestety teraz ze świeczką w sklepach trzeba szukać swetra, kardiganu czy nawet czapki i szalika, które nie byłyby 100 % akrylem. I chciało by się powtórzyć za Stanisławem Mrożkiem:

"Bo ja wolę trójkąt w kole
Jest to wełna pełna zalet
Inne wełny ja pier... !"

Ciepłego dnia życzę!


Jedyny i niepowtarzalny obrońca skarbów - Karol Estreicher

$
0
0
Ostatnio oglądałam "Obrońcy skarbów" ("The Monuments Men") w reżyserii George'a Clooney'a. Historia, na której oparty  jest film -  naprawdę ciekawa, gra aktorska nawet całkiem całkiem, ale reżyseria i scenariusz .... płacz i zgrzyt zębami.
Mocniej wyć zaczęłam zwłaszcza w scenie, gdzie Niemcy palą "Portret młodzieńca" Rafaela Santi  :). Jestem duszą romantyczną i nie wierzę, że ktoś mógł popełnić takie zło! Obraz słynnego Włocha z pewnością znajduje się pod innym obrazem, w innej ramie u jednego z najbardziej znanych kolekcjonerów sztuki i na pewno doczekamy się jego powrotu do Krakowa do Muzeum Czartoryskich. O ile to Muzeum w ogóle będzie istnieć...
Mało kto natomiast wie, że jednym z "Monuments Men" był krakowianin z krwi i kości, potomek jednej z najbardziej zasłużonych rodzin dla naszego królewskiego miasta - Karol junior Estreicher, o którym niestety nie było mowy w filmie. Jako jedyny Polak przynależał do MFAA - Monuments, Fine Arts and  Archives program. Gdybym tylko potrafiła pisać scenariusze i miała wtyki w świece filmowym, to stworzyłabym  historyczny film akcji w stylu Indiana Jones!

KAROL ESTREICHER I OŁTARZ WITA STWOSZA



Wyobraźmy sobie ... Początek filmu:
Londyn, jesień 1943 r. Jedna z sal  Biura Rewindykacji. Stuk maszyn do pisania, dym od papierosów, kobiecy śmiech i londyńska mgła za oknem. Karol Estreicher - mężczyzna średniego wzrostu, około 40 lat, uczesany według tamtejszej mody z przedziałkiem po lewej stronie, z gęstym aczkolwiek zadbanym wąsem, zmęczony, niewyspany a zarazem rozgorączkowany, z błyszczącymi oczami, trzyma niedużą książkę z jaskrawą czerwoną okładką. Wchodzi do sali i potrząsając książką głośno ogłasza:
- Ołtarz Mariacki jest w Norymberdze!!! 


Pracownicy go otaczają, zadają mnóstwo pytań. K.E. siada za swoje biurko, zapala papierosa, nie odpowiada na żadne pytania. Wkłada do maszyny do pisania czystą kartkę i ze skupioną miną zaczyna przepisywać jedną ze stron "Strat kultury polskiej pod okupacją niemiecką 1939-?".
Szybki, rytmiczny stukot klawisz ...

KOŚCIÓŁ NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY (MARIACKI)
Następujące dzieła sztuki zostały zrabowane przez Niemców:
1. OŁTARZ WITA STWOSZA. Wykonany w latach 1477-1489 w Krakowie, gdzie
artysta mieszkał i miał pracownię. Jest to jedna z najwspanialszych rzeźb europejskich XV w. Odnowiona w latach 1932-1933 na koszt państwa po odkryciu oryginalnej polichromii ołtarza.
STAN OBECNY: W sierpniu 1939 r. rzeźby ołtarza zostały umieszczone w drewnianych skrzyniach, przetransportowane w górę Wisły i ukryte w piwnicach seminarium duchownego i katedry w Sandomierzu. Mniejsze fragmenty (predella) zostały ukryte w krakowskim Muzeum Uniwersytetu. Już w połowie września Niemcy odkryli kufry schowane w Sandomierzu i Krakowie i wywieźli je do Niemiec. W grudniu 1939 r. "Krakauer Zeitung" w jednym z artykułów chwalił Polaków za profesjonalizm w pakowaniu rzeźb. Najprawdopodobniej ołtarz przewieziono ciężarówkami z Sandomierza przez Kraków do Berlina, a następnie do Norymbergi. Prof. Frey w niemieckim przewodniku po Polsce (Baedeker Das General gouvernement, Lipsk, 1943 r.) pisze: "Słynny ołtarz główny, rozebrany przez Polaków na części na początku wojny, znajduje się obecnie w Norymberdze, mieście rodzinnym artysty". Skrzynia ołtarza została zabrana w kwietniu 1940 r., sam kościół natomiast zamknięto na dwa tygodnie, w czasie których Niemcy zainstalowali tam tryptyk Matki Boskiej Bolesnej z katedry krakowskiej. Jesienią 1940 r. w Kaiser Friedrich Museum w Berlinie wystawiono fotografie ołtarza, zabrakło jednak jakichkolwiek oryginalnych fragmentów. 

(Oryginalny tekst ze "Strat kultury polskiej pod okupacją niemiecką 1939-44": wraz z oryginlanymi dokumentami grabieży" http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=13505&dirids=1)

Retrospekcja:
Kraków, koniec sierpnia 1939 r. Ranek. Rynek Główny, gwar przekupek, które jak mrówki podążają na róg Rynku i ul. Mikołajskiej, biorą z wozów duże wiklinowe kosze z warzywami lub kwiatami, i z powrotem wracają na swoje handlowe miejsca. Tramwajarz linii numer 1 przejeżdżając obok Bazyliki Mariackiej trąbi na jedną z nich. Dookoła jeżdżą wozy załadowane po brzegi towarami, przemykają pojedyncze samochody. A w tle oczywiście słychać dźwięk hejnału!!! 

audiovis.nac.gov.pl
 K.E, młodszy niż go poznaliśmy, bez wąsa, wchodzi przez kruchtę zachodnią do Bazyliki Mariackiej. Zatrzymuje go kobieta i mówi, że kościół jest dziś zamknięty, po czym przygląda mu się wyraźnie i  mrucząc pod nosem: - Przepraszam, nie poznałam Pana - wpuszcza go do środka. Tam trwają gorączkowe prace. W ciszy i skupieniu cała służba kościelna pakuje mniejsze rzeźby z ołtarza. Większość figur, zwłaszcza figury apostołów, jest już zabezpieczona i schowana do wielkich drewnianych pak. Obok babki kościelne ugniatają różne gazety ("IKC"!) i upychają  je do środka skrzyń. 

ct.mhk.pl
ct.mhk.pl
 Do K.E. podchodzi niski, starszy, dość otyły człowiek z okrągłą twarzą, na której widać wyraz niezadowolenia i zniecierpliwienia - ksiądz infułat Józef Kulinowski. Dyskutują zawzięcie. K.E. spokojnie tłumaczy, że tak, to jest jedyna droga i że wszystko co robią jest naprawdę konieczne. Przechodzą do prezbiterium, zatrzymują się przed  szafą ołtarzową, która jest zamknięta i zgrabnie zasłonięta dywanami. K. E. patrzy na "ołtarz" w skupieniu. Nagle zawadiacko się uśmiecha. 

ct.mhk.pl
- Wszystko będzie dobrze! Ważne, że odkryliśmy sposób ustawiania i montowania rzeźb na tej podstawie ołtarzowej.  Gdyby nie ten prezent - kołowrót od Mistrza Stwosza, byłoby ciężko...  Wojna szybko się skończy i ołtarz wkrótce wróci na swoje miejsce, prawda proszę księdza? - zwraca się do księdza Siedleckiego. który akurat wyszedł z zakrystii.
 - A póki co, niektóre drobne części, które są bardziej kruche, takie jak ornamenty znad płaskorzeźb zewnętrznych, możemy schować w samym kościele, trzeba tylko pomyśleć gdzie. Może w jakimś grobowcu, albo w sklepieniu pod prezbiterium? W sumie najlepiej byłoby podzielić je na kilka części i każdą przechować w innym miejscu. Proszę podziękować ode mnie stolarzowi Kowalikowi, doskonała robota! Na wieczór załatwiam transport. Z Bogiem!

Prawie północ tego samego dnia. 30 wielkich drewnianych i 5 tekturowych paczek znajdują się już w piwnicy Collegium Novum, K.E skrupulatnie przegląda ponumerowane skrzynie i sprawdza spisany przez siebie inwentarz.  
Później widzimy K.E, który przy pomocy trzech mężczyzn z dwiema tekturowymi pakami podąża do wyjścia. Tam czeka na niego powóz. Po załadowaniu udają się najpierw w stronę Zakładu Historii UJ (Collegium Maius). Po jakimś czasie jadą przez Rynek w stronę ul. Jana. Zatrzymują się pod numerem 9. 
Noc, całkiem możliwe że to już kolejny dzień, nadbrzeże Wisły. Jest cicho i spokojnie. K.E stoi na środku galara, który jest  właśnie odpychany od brzegu. Powoli podążają z nurtem w dół Wisły ....

Ciąg dalszy nastąpi!

A Wy kiedy ostatni raz byliście podziwiać ołtarz? ;)

Jedyny i niepowtarzalny obrońca skarbów - Karol Estreicher - część druga mniej filmowa

$
0
0
Jak już wiemy, w nocy z 28 na 29 sierpnia 1939 roku Karol Estreicher wyruszył galarem do Sandomierza wraz z 30 skrzyniami. Sandomierz miał być tylko przystankiem w dalszej podróży w dół Wisłą. Docelowo miał trafić do Gdyni, a stamtąd drogą morską do Szwecji lub Norwegii. Nikt nie przepuszczał, że wojna wybuchnie tak szybko i scenariusz uratowania ołtarza skazany będzie na niepowodzenie.
K. Estreicher dotarł do Sandomierza 1 września. Po drodze galar był ostrzeliwany z powietrza, szczęśliwie zakończyło się bez strat i ołtarz nie ucierpiał. Muszę tutaj opowiedzieć bajkę przewodnicką: PONOĆ w niektórych figurach były niemieckie kule, które zostały wyciągnięte podczas powojennej konserwacji.

W Sandomierzu skrzynie złożono w Diecezjalnym Seminarium Duchownym, poza kilkoma największymi (w tym z figurą Matki Boskiej), które znalazły schronienie w sandomierskiej katedrze. Karol Estreicher jeszcze tego samego dnia wrócił do Krakowa.


Katedra w Sandomierzu
auiovis.nac.gov.pl
6 września 1939 roku Niemcy wkraczają do Krakowa. Członkowie grupy specjalnej SS-Kommando Paulsen (kierownikiem był profesor historii Peter Paulsen) niemal natychmiast zorientowali się, że w Bazylice Mariackiej stoi tylko puste pudło ołtarzowe.  Równocześnie  (nie bez pomocy ludzkiej - jak to ujął Estreicher), odkryli dwa z trzech krakowskich schowków mieszczących drobne elementy ołtarza. Penetrowali także grobowiec, jednak nie udało im się znaleźć ukrytych tam zwieńczeń skrzydeł poliptyku.

Niestety, w wyniku intensywnych przesłuchań z udziałem znanego z sadyzmu szefa Gestapo z Zakopanego Rudolfa Weismana, Niemcy dowiadują się o miejscu przechowywania figur ołtarzowych. W wyniku czego z Sandomierza 30 skrzyń przetransportowano do Krakowa, stąd eskortowane  były osobiście przez Paulusena aż do Berlina. Tam zostały złożone w Skarbcu Banku Rzeszy.

http://freepages.genealogy.rootsweb.ancestry.com/
Gdy informacja o tym dociera do Norymbergi, tamtejszy burmistrz, generał SS Willi Liebl stara się jak najszybciej pozyskać figury. Przecież to rodzinne miasto Wita Stwosza! Dzieła mistrza muszą wrócić do domu! Sprawę osobiście pisemnie rozpatrzył sam Adolf Hitler, który zgodził się na przewiezienie figur do Norymbergi, dodając do tego pisma kolejne - z nakazem dostarczenia szafy ołtarzowej pozostającej w Krakowie.
Zgodnie z zarządzeniem Hitlera w lutym 1940 r. w Bazylice Mariackiej zaczęły się prace rozbiórkowe, które trwały ponad 2 tygodnie. 16 marca 1940 roku w Krakowie nie zostało ani śladu po ołtarzu Stwosza. Na jego miejscu stanął piętnastowieczny ołtarz Matki Boskiej Bolesnej, przeniesiony tu z Katedry na Wawelu.
W Norymberdze całość schowano w schronie wydrążonym w górze zamkowej,  który był zrobiony  na miejscu jednej ze średniowiecznych piwnic, wykorzystywanych wcześniej jako skład piwa lub wina.

Oczywiście fakt iż ołtarz znajduje się na terytorium Norymbergi skrzętnie ukrywano. W oficjalnych publikacjach twierdzili, że dalej znajduje się w Bazylice Mariackiej, lub ... popatrzcie:

Luty 1941 r. Podpis pod zdjęciem: Grupa kobiet na wystawie prac Wita Stwosza w Berlinie ogląda ołtarz z Kościoła Mariackiego w Krakowie. Czy wszystko Wam się zgadza? ;)

auiovis.nac.gov.pl
Dla porównania - 1930 r. Ślub hrabiego Artura Potockiego z hrabianką Marią Tarnowską.
auiovis.nac.gov.pl
Pomijając mały rozmiar ołtarza, nie mógł on wtedy znajdować w Berlinie, gdyż od 1940 r. znajdował się w Norymberdze.

Ciąg dalszy nastąpi!
Na zachętę tytułowy bohater z .....!


Jedyny i niepowtarzalny obrońca skarbów - Karol Estreicher - ostatnia część

$
0
0


Londyn, 1944 r. Karol Estreicher siedzi przy biurku pochylony i pisze coś do grubego brulionu w ciemnej okładce...
W tym poście oddaje jemu głos.

"Na posiedzeniu Komisji Rewindykacji przy konferencji Sprzymierzonych Ministrów
Oświaty poruszam sprawę ołtarza Wita Stwosza i wyjazdu ekspertów polskich do Norymbergii. Trudności nieprawdopodobne. Brak jakiejkolwiek decyzji. Brak prawdziwej pomocy ze strony polskiej. Nikt nie chce zająć się tą sprawą energicznie, nikt jej nie chce energicznie poprzeć. Pokazuje się jak nie mamy kontaktów, jak nie mamy wpływu kiedy go potrzeba."
6 kwietnia 1944 r.

"Naciskam Amerykanów, ażeby szukali w Norymberdze, pod zamkiem, Ołtarza Mariackiego. On tam na pewno jest. Czapski ma go także szukać. Nasz MSZ jest mi nieżyczliwy, ponieważ wiedzą, że jestem zwolennikiem wysłania Ołtarza Mariackiego natychmiast do Polski, wszystko jedno jakiej, do Krakowa, do Kościoła Mariackiego. Uważa mnie wobec tego za karierowicza, za zdrajcę etc. Słyszę cierpkie uwagi, dochodzą mnie plotki, nie chcą mnie wysłać do Niemiec. Daję w sztabie Andersa instrukcje. Wiem, że Czapski będzie w Norymberdze. Niech szuka."
4 czerwca 1944 r. 

"Niepokoję się o los Ołtarza Mariackiego. Do dziś dnia nie posiadamy o nim wiadomości. Wiem, że poszukują go uczeni amerykańscy i historycy sztuki, że czynią maksymalne wysiłki, aby się o los jego wywiedzieć, ale jak dotąd, wszystko nadaremno. Przychodzą z SHAEF'u (Armii Amerykańskiej) wiadomości o dziełach sztuki, z Zamku Warszawskiego, o archiwaliach i książkach polskich, ale ..
(...). Anglicy i Amerykanie są przekonani, że Polska poniosła jedną z naj cięższych strat kulturalnych w tej wojnie i jeśli chodzi o nasze tezy odszkodowawcze, wysuwające rekompensatę w materiale, a nie w pieniądzach, to natrafiają one na życzliwe zrozumienie." 

14 czerwca 1945 r.

Nareszcie otrzymałem, z dn. 24 października, rozkaz podróży do Norymbergii przez
Monachium wystawiony przez władze amerykańskie. (...)

28 października

"Wróciłem z lotniska. Pogoda tak straszna, że lot niemożliwy. Czekaliśmy do godziny ll-tej rano od 5-tej po południu - Monachium nie przyjmuje. Powrót do Harrow.
6 listopada
Powrót do Harrow. Nic z tego, nie da się lecieć.
7 listopada
Nie da się lecieć
8 listopada
Nie da się lecieć. 
9 listopada 
Nareszcie, po 10 dniach oczekiwania ruszamy. Lecimy do Monachium wprost!"
13 listopada

"Otrzymuję niezłą kwaterę na uboczu, razem z oficerem amerykańskim. Rano w Milit. Gov. u kpt. Tompsona. Sympatyczny. (...) Kieruje mnie do dr Trocke dyrektora Germ. Muz. U niego, na żądanie Monuments Fine Arts, są klucze. Na dole pod zamkiem, wielkie żelazne drzwi za małym domkiem - nikt by się nie domyślił. Wejście do piwnicy. Są, stoją i jest ich całe mnóstwo. Posągi apostołów... Madonna... płaskorzeźby... wielkie wzruszenie..."
14 listopada






"Tereniu moja kochana. 
Wyjechałem z Londynu, a raczej wyleciałem do Norymbergii, gdzie jestem obecnie. Ołtarz Wita Stwosza nareszcie znalazłem i z nim razem będę chciał wrócić. Ale to musi jeszcze potrwać. Wrócę już na stałe. Moja pozycja, gdy przywiozę Ołtarz będzie inna. (...) Pracuję tu po całych dniach nad Ołtarzem Mariackim, odszukuję i doliczam się figur, przesłuchuję Niemców, którzy rabowali w Krakowie. Jeśli uda mi się Ołtarz przywieźć do Krakowa, to kończę moją działalność naukowo-rewindykacyjną i zaczynam, nareszcie, po tylu latach - wyłącznie żyć dla siebie i Ciebie. Ani mi w głowie żadne stanowiska i kariery, nawet profesura! Nawet to mnie nie pociąga. Jakoś z pióra wyżyjemy.
Jestem bez pieniędzy. Warszawa dała mi jakąś kupę marek niemieckich, bezwartościowych. Mam trochę własnych oszczędności około 200$ i tymi będę operował. Spróbuję, może mi się uda marki Rzeszy zamienić na tzw. okupacyjne $."
listopad 1945

"Rozpoczynający się jutro w sali sądu okręgowego proces przestępców wojennych mało wzrusza. Jestem cały pochłonięty sprawą Ołtarza Mariackiego - szukam jego części - gdzie szafa ołtarzowa? - czy wszystko znajdę?"
19 listopada 

"Rabusie Ołtarza Mariackiego:
Minister Speer 
burmistrz Liebl 
Lammers 
dyrektor Muzeum Germańskiego 
Smeissner Heinz - architekt, radca 
Dr GustawBarthel Muzeum Śląskiego 
Dr Kai Miihlmann 
Dr Allrechts 
Pfarrer Dietz (Lorentz kirche ) 
Tych wszystkich trzeba przesłuchać!"
25 listopada

Z listu do Do Archiprezbitera kościoła Marjackiego w Krakowie 
"Strukturę ołtarza rozbierano po barbarzyńsku. Śledztwo w tej sprawie trwa i mam nadzieję, że winni nie ujdą kary. Ale to sprawa inna. Natomiast z ustawieniem ołtarza związane będą koszta i to dość znaczne. Może da coś na ten cel Rząd, lecz już dzisiaj trzeba o tym myśleć. Nie mogę się tutaj doliczyć niektórych części ołtarza, przede wszystkim ornamentów znad płaskorzeźb zewnętrznych. Czy nie znajdują się one w kościele, w sklepieniu pod prezbiterium, po stronie prawej koło wejścia od św. Barbary? Tam niektóre części były złożone? Ksiądz Siedlecki będzie to wszystko wiedział najlepiej."
 listopad 1945


"Kolosalne, tutaj w Norymberdze uczucie samotności. W ogóle kolosalne uczucie 
osamotnienia. Nikt mnie nie rozumie.(...)
Prace nad Ołtarzem Mariackim: paręset części. Brak miejsca w Norymberdze, gdzie 
by ołtarz złożyć, aby części porządkować czy wszystko jest. Szkody nieznaczne w rzeźbach. Gdzie pudło? (...)
Całymi godzinami siedzę zamknięty w schronie, przerzucam rzeźby, porządkuję, nie mogę się doliczyć. Ręce od zimna zgrabiałe. Brak ornamentów ołtarza. Gdzie jest pudło?"
grudzień 1945

 Pytanie, może ktoś już wie: Gdzie i w jakich okolicznościach zostało znaleziono pudło?

Na tym kończę ostatnią część tej historii. Relacje z przewiezienia ołtarza i innych dzieł sztuki w 1946 r. do Polski zostawiam sobie na przyszłość. Będzie to też dość ciekawa opowieść, z kryminałem w tle ;).

Josephine Baker w Krakowie

$
0
0
Uwielbiam śpiewać! Od dzieciństwa tworzę dziwne piosenki o wszystkim mnie otaczającym, o dziwnym monotonnym brzmieniu, i nucę mruczę na radość kotom i złość sąsiadom. Najbliżsi nie zwracają na to uwagi, trzeba naprawdę wyć bardzo długo, by to, co wyśpiewuję nie zostało zignorowane. Czasami przy tym skaczę i dziwnie podryguje ;), cóż ... taka natura ...

A tak naprawdę uczę się śpiewu od paru dobrych lat. Mam na swoim kącie kilka występów, mogłabym mieć ich więcej, a może by nawet nagrać coś swojego (stare pieśni jaćwieskie!!!), lecz jak to się mówi - nie mam parcia. Może jakby znalazł się ktoś uparty i wspierał, to coś by ruszyło. Póki co wystarcza mi moja mała publiczność w postaci 2 kotów, całej ulicy gdy okno jest otwarte i najbliższych sąsiadów za gipsowo-kartonowymi ścianami.
Biorę wdech i...



"...J‘ai deux amours, mon pays et Paris...

Śliczna peleryna z dwunastu białych lisów pochyliła sie bliziutko mikrofonu. Głośniki zawieszone u sufitu rozprowadziły piękną melodię po sali. Rząd skrzypiec zaintonował cieniutko leitmotiv. Słowa i melodia tej przebojowej piosenki Josephine sączą się po sali: przed oczyma rozwija się wizja Pól Elizejskich w słońcu i podzwrotnikowe puszcze Afryki „dwie ojczyzny“ — Josephine Baker.

Piękny głos najmisterniej modulowany zawładnął salą. Wzrok ani rusz nie może oderwać się od tej brązowej statuy, którą zaraz porwie wir niesamowitego tańca, pochodzącego gdzieś z głębi Konga.

Reflektory smagają brązowe ciało tancerki białymi biczami — Josephine wiruje coraz szybciej, szybciej, za chwilę ten brązowy, rozpędzony bąk chyba runie wprost na publiczność — nagle, dźwięk gongu kończy taniec, miss Baker zmienia się w jednej sekundzie: na przód sceny do mikrofonu idzie teraz smukła pani o eleganckie linii i nuci zupełnie niezmęczona angielską piosenkę: There is a lull in my life (wersja francuska).
Sala łomocze odgłosem tysiąca oklasków..."
"Kino" 5/1938

Tym samym cofnęliśmy się w czasie i przestrzeni. Dokładnie o 77 lat.
Jest 14 maj 1938 r., znajdujemy się w sali "Teatru Bagatela", która jest pełniusieńka. Jest to drugi pod rząd występ tego wieczoru pani Baker. Sali nikt nie wietrzył, przez to duszno i nie ma czym oddychać, ale to nie ma znaczenia, gdy Józefina, jak ją nazywają Polacy, znowu zaczyna śpiewać. Tym razem "Pieśni z Algieru".




Dzień wcześniej Josephine przyjechała z Warszawy i była uroczyście powitana na Dworcu Głównym  przez redakcję "Ilustrowanego Kuriera Codziennego".
A jednak nie jechała lux-torpedą ;P

Zdjęcia z audiovis.nac.gov.pl

Zdjęcia z audiovis.nac.gov.pl
 Po czym, jak większość gwiazd i wycieczek zagranicznych, została zaproszona na taras widokowy Pałacu Prasy, gdzie mogła podziwiać panoramę Krakowa i udzieliła krótkiego wywiadu Witoldowi Zechterowi (stoi czwarty obok Josephine). Jak widać pogoda nie rozpieszcza! (13 maj 1938 r.)
Co to za Pan w ciemnych okularach? Niezadowolony na każdym zdjęciu.
Pisownia oryginalna:
"Gdy w wielkim mjusic-hallu paryskim oklaskiwałem tyle razy Józefinę Baker, nie przypuszczałem, że po kilku latach zobaczę ją właśnie w Krakowie i będę miał możność obserwować na tarasie „Pałacu Prasy“ jej niekłamany podziw wyrażany dla naszego miasta.

— W Warszawie było tak zimno — mówi — a Kraków jest doprawdy gorący!
— Czy myśli pani o temperaturze powietrza, czy publiczności?
— O, nie — zaśmiała się Józefina Baker, ukazując olśniewająco białe zęby. — Publiczność warszawska przyjęła mnie bardzo serdecznie, nie wiem jeszcze, jak przyjmie mnie krakowska. Niech pan nie wyobraża sobie, że nie wiem nic o Krakowie — wiem nawet i to, że publiczność krakowska jest znacznie krytyczniej usposobiona, niż publiczność w innych miastach Polski.
— Któż to pani powiedział?
— Artyści, moi znajomi, którzy robili tournee po Polsce.

Na tarasie słońce jest istotnie aż dokuczliwe. Mrużąc uczy przed jego blaskiem, słynna gwiazda rozgląda się na wszystkie strony, podziwiając niezwykle rozległą panoramę Krakowa. Nie miała jeszcze czasu zwiedzić miasta, co rezerwuje sobie na niedzielę, ale zdołała zauważyć już, że istotnie miasto to zasługuje na opinię, jaką cieszy się zagranicą.

— To naprawdę jest miasto-muzeum! — mówi. Zauważyłam, że tu nawet zwykłe kamienice są jakieś piękne — mają rzeźbione odrzwia - a planty to naprawdę jest coś wspaniałego. Bardzo się cieszę, że moje plany artystyczne sprowadziły mnie do Polski, która przecież tuk daleko leży od Paryża — nie zawsze zdarza się sposobność przyjechać tutaj...

Józefina Baker przyjechała do Polski na czele własnego zespołu i z własną orkiestrą. Wymieniając nazwy polskich miast, przekręca je oczywiście w zabawny sposób, z czego zresztą zdaje sobie sprawę i mówi, że nie byłaby w stanie nauczyć się ani słowa po polsku. Mów i znakomicie po angielsku i po francusku, tym drugim językiem jednak z bardzo zabawnym akcentem.

Schodzimy z gorącego tarasu. Czekoladowa gwiazda została przywitana w klatce schodowej rzęsistemi oklaskami pracowników Pałacu Prasy“. Dziękuje miłym uśmiechem i z zaciekawieniem rozgląda się po wnętrzu gmachu. Dłuższą chwilę interesuje się pracą maszyny .rotacyjnej, bijącej pełną parą pierwsze wydani« niedzielnego „I. K. C.“
Żegnamy słynną artystkę, życząc serdecznego przyjęcia przez publiczność wszystkich miast Polski, w których wystąpi.
***
Józefina Baker obiecała przybyć na dzisiejszy »Podwieczorek klubowy" Syndykatu Dziennikarzy Krakowskich w Grand Hotelu, który zaczyna się o godz. 17-tej. W ten sposób wszyscy obecni na „Podwieczorku klubowym“ będą mogli zobaczyć słynną czekoladową gwiazdę."
Witold Zechter "IKC" 14.5.1938 www.mbc.malopolska.pl

Jej trzeci mąż, Jean Lion, młody milioner i znany playboy, towarzyszył jej przez jakiś czas w tournee po  Europie, lecz przed wyjazdem do Krakowa pokłócił się z nią i wrócił do Paryża. Stamtąd wzywał do siebie, błagał by przerwała trasę koncertową, a najlepiej w ogóle skończyła karierę. W wywiadzie który Josephine udziela tygodnikowi  "Kino" mówi o tym, że:
 "— Mam dużo, dużo pieniędzy. W ciągu dwunastu lat mojej kariery — byłam na tyle rozsądna, by odłożyć coś na „czarną godzinę“. Dziś żegnam się już ze sceną i jestem stara... Proszę na mnie nie patrzeć zdziwionymi oczyma: mam 33 lata a to jest, sądzę, dla aktorki w moim typie dość. (...)".

Prawdopodobnie mówi tak dlatego iż wie, że jest w ciąży i marzy o tym by mieć ustatkowany tryb życia i nie mniej niż szóstkę dzieci. Niestety pod koniec tournee w Polsce poroniła, została na scenie a życie potoczyło się zupełnie inaczej...

Polecam zagłębić się w jej biografię! Jest arcyciekawa! Józefina miała niezliczoną ilość kochanek i kochanków, wśród których byli m.in: pisarka Collette, architekt Le Corbusier, malarka Frida Kahlo, szwagier sułtana Maroko i wielu innych. Znała takie ówczesne gwiazdy jak Pablo Picasso, Christian Dior, F. Scott Fitzgerald, Grace Kelly, Ernest Hemingway, Duke Ellington, Winston Churchill itd.

Jako, że już nigdy nie mogła mieć własnych pociech, więc z ostatnim, szóstym, mężem adoptowała 12 dzieci, każdego z innego kraju, innego wyznania lub innej rasy, które nazywała "Tęczowym plemieniem". Pod koniec życia popadła w poważne kłopoty finansowe, musiała ogłosić bankructwo. Do ostatnich dni występowała na scenie.

A my znowu jesteśmy w "Bagateli". Widzimy Josephine Baker roztańczoną i rozśpiewaną. Uczy krakowską publiczność tańczyć „Big apple“.

Ten filmik dedykuję Magdzie M. :)


W poszukiwaniu międzywojennych majtek

$
0
0
Jakie piękne słowo - konfekcja damska! Dzisiaj już prawie nie używane, zastąpione przez markę sklepu z odzieżą czy bielizną. Idziemy na zakupy do "Triumpha""Intimissimi", bankrutującego już "Atlantica" itd. Kupujemy bieliznę paczkowaną, produkowaną masowo, nie najlepszej jakości, w tzw, "sieciówkach", z promocji, często bez mierzenia. Tak się dzieje zarówno w przypadku  bielizny codziennej jak i tej odświętnej, koszul nocnych czy szlafroków. Wszystko ma być praktyczne, a koronki, fikuśne gorsety czy jedwabne haleczki  zakładamy tylko żeby się pokazać i szybko zdjąć.

Dziś zapraszam na shopping bieliźniany przedwojenny, z listą zakupów od Jadwigi Suchodolskiej, z poradnika "Sztuka ubierania się"-1937 r.:

- 3 koszule dzienne skromne - nansuk różowy z koronką
- 3 koszule nocne skromne - z koronką klockową (fabryczną) lub mereżkami
- 3 pary majtek skromnych - z koronkami zrobionymi ręcznie
- 1 koszula dzienna strojna - trykot jedwabny różowy
- 1 koszula nocna strojna - w tym samym odcieniu
- 1 halka tzw. spodzik - "dessous"
- 1 para majtek zimowych ciepłych - wełniane, beżowe
-  3 pary pończoch skromnych jedwabnych - 2 pary pończoch jasnych grubszych, jedna para pończoch ciemnych
- 1 para pończoch jedwabnych cieńszych - jasne
- 2 pary pończoch wełnianych zimowych - jasne do wkładania pod jedwabne
- 1 gorset - cztery podwiązki gumowe, kolor różowy
-  1 szlafrok - materiał wzorzysty, bawełniany lub sztuczny jedwab."

Pora roku różna, czas - międzywojnie bardzo ogólne. Nie mogąc stłumić swojego "zboczenia przewodnika", zapraszam za mną - podążamy "drogą królewską".

Pierwszy sklep - "Damski Bazar konfekcyjny" - L. Lehrfelda przy ul. Floriańskiej 49. Na początku lat 20-tych ten budynek otrzymał sgraffitową fasadę z herbem UJ i teraz mieści się tam Dom Gościnny tej jakże szanownej instytucji. Widać go na zdjęciu poniżej, drugi z lewej, tuż za "Fabryką wędlin". Zimno...

(Wszystkie zdjęcia powiększają się po kliknięciu!)
audiovis.nac.gov.pl
Przechodzę na drugą stronę i pod numerem 28 wchodzę do sklepu z napisem "Magazyn Konfekcji Damskiej Leona Braciejowskiego".
Usługuje tu milutka, młodziutka, ale troszkę nie rozgarnięta ekspedientka o imieniu Berta.
"Siedem groszy" - 20.8.1933
 Po zakupie większości koszul wychodzę na zewnątrz i cóż widzę? Tuż obok pawilon obuwniczy "Bata" cały zabity deskami! Czyżby znowu remont?

audiovis.nac.gov.pl
Szybki przeskok w XXI wiek - remont, a wręcz przebudowa Pałacu Morsztynów trwa dalej. Niebawem powstanie takie coś ze szklaną klatką dla dzikich turystów na górze. Cóż, na pewno do pojawienia się nowej kolekcji butów sklep otworzą, więc dalej spokojnie kontynuuję zakupy.
http://florianska28.greg.pl/

Na końcu ulicy pod numerem 6 znajdują się aż dwa sklepy z damską konfekcją. Najpierw idę do "Strassbergera i S-ka", tam kupuję szlafrok rodzimej produkcji. A później obok do "Fabera" - po pończochy jedwabne. Coś mi się jednak wydaje, że ktoś mnie podgląda!

audiovis.nac.gov.pl
Szybciutko mijam linię A-B. Uwaga, można tu nadziać się na procesję! W "Kamienicy pod Gruszką" przy Szczepańskiej 1 wchodzę za apteką do sieni i już jestem w słynnym ze swej tradycji sklepie "Wiktora Bromowicza". Działał jeszcze za Austriaków i kupowano tu najmodniejsze i najdroższe tkaniny na odzież spodnią. Niestety, teraz nie znajduję tu prawie nic z mojej listy zakupów. Same paltoty, suknie i fasony jakieś takie przestarzałe...

audiovis.nac.gov.pl
Nie pozostaje mi nic innego jak czmychnąć na ul. Szewską. Najpierw do "Mydlarskiego i Brzozowskiego" pod numerem 6. Ach! Jaki tu bogaty wybór desusów: z krepdeszynu, motylkowe, dłuższe, krótsze. Przesadzam i kupuję więcej niż jest na liście. Kupowanie fikuśnych delikatnych majtasów to sama przyjemność, ale jak tu poprosić o te grubsze wełniane... Zwłaszcza gdy obok, przy stoisku z męskimi kapeluszami stoi grupka panów i dziwnie się chichra ... Cóż, może w sklepach na Wiślnej i Grodzkiej się uda. Ale póki co idę obok do "Gracji" i zamawiam różowy gorsecik. Do odbioru w następnym tygodniu. Panowie ze sklepu "M i B" dalej patrzą przez szybę! Jeden nawet mrugnął bardzo wymownie, brrrr... Nigdy więcej nie odwiedzę sklepu w którym nie ma wyraźnego podziału na część męską i damską.

 Wracam na Rynek. Czyżby zaczęło padać? A ja bez parasola! Biec nie wypada, jeszcze się pośliznę, ale w sumie, kogo to obchodzi. Już widać szyld sklepu - "Majewski". Byleby nie wpaść pod tramwaj! ("6-kę" ;)).

Jeden, dwa schodki i jestem w ciepłym, ciasnym, ale przytulnym wnętrzu. Niestety, ani wełnianych pończoch, ani majtek tu nie ma. Kupuję tzw. spodzik (haleczkę) i biegnę na Grodzką. Pakunków coraz więcej, szkoda, że robię zakupy w samotności. Polecam Wam wersję z przyjaciółkami, tylko uważajcie - na pewno kupicie to co nie jest potrzebne i wydacie o wiele więcej pieniędzy.


Ostatnie sklepy w których robię zakupy to sklep "Salon Mód Elzy Leimana"w Pasażu Bielaka i "Magazyn konfekcji damskiej" przy Grodzkiej 4.
 Swoją drogą ciężko było się przedrzeć przez kolejne dzikie tłumy. W Krakowie, to jak nie pogrzeb i nie procesja, to wycieczka. Tym razem Czechosłowaków. Idą z przodu w swoich strojach narodowych. Dobrze, że tłum na ulicy a nie w sklepach, gdzie w końcu spokojnie kupuje wełniane "majtochy". Tak na marginesie: przydałyby mi się takie przy oprowadzaniu wycieczek w okresie zimowym!
audiovis.nac.gov.pl
Ten post został zainspirowany moją wizytą w Radiu Kraków, dlatego, mimo iż przed nim w kolejce było kilka innych postów, pozostając w radiowym nastroju publikuję wpis już dziś. Audycji możecie posłuchać tutaj - Klik! Opowiadałam tam o starym pamiętniku w którym wymieniane były krakowskie sklepy z pończochami :).

A co udało mi się kupić - pokażę w następnym wpisie!

Piątkowy przegląd prasy ... i nowy blog

$
0
0
Tygodniowy przegląd prasy: 18-25 listopad 1936 r.  Głos całkowicie oddany prasie.

Kliknięciem powiększamy!
"Lubię bardzo z panem rozmawiać. Jak się pan miewa, jaśnie Henryku? Co tam słychać w Krakowie?
- Dobrze jest... podobno Kossak na życzenie dowództwa armji ma zmotoryzować swą twórczość...
- To ona dotychczas nie była zmechanizowana?
- Ale nie o to chodzi — chodzi o treść obrazów.  Poza tem podziwialiśmy mrówczą pracowitość recenzentów teatralnych.
- A co słychać w literaturze?
- Literaci dzielą się teraz, proszę pani, na dwie kategorje: - na takich, co mają poglądy własne, ale ciasne i takich, co mają poglądy szerokie, ale cudze... Wogóle nasi literaci stali się teraz oszczędniejsi. Własne myśli i pomysły chowają na czarną godzinę...
- Ach wy, Krakowianie, przecież wy tak lubicie oszczędzać! A jakie są najnowsze sensacje krakowskie?
— Poświęciliśmy nową klinikę ginekologiczną, dom akademiczek, uniwersytet dostał krzyż..
— Dotychczas przeważnie na uniwersytecie dostawało się po krzyżach...
— I wie pani co się stało? Pan minister pomylił się - i "otwierając klinikę ginekologiczną, powiedział: „Otwieramy ten gmach dla młodych dziewcząt, które przyjeżdżają do Krakowa na studja. Znajdą w tym gmachu wszystko, co im potrzeba". A potem na poświęceniu domu akademiczek powiedział: „W tym oto gmachu przyjdą na świat nowe pokolenia Krakowian - wy młode matki..."



KLIK
*Kącik kulturalny*

Kliknięciem powiększamy!
„Mrówki"Marii Jasnorzewskiej, wystawione po raz pierwszy na scenie krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego, stały się ważnem wydarzeniem teatralnem, zarówno ze względu na poetycki i ciekawy utwór, jak i na wspaniałą inscenizację niezwykle trudnej pod tym względem sztuki. Jasnorzewska, podobnie jak poprzednio w kilku komedjach, porusza i tu, w „Mrówkach", zagadnienie miłości w życiu kobiety, kobiety świadomej swych psychologicznych odrębności i wartości, zagadnienie miłości, z którem nierozerwalnie złączona jest kwestja macierzyństwa i sprawa dziecka, będącego, zdaniem autorki, jednem z ogniw świadomego, miłosnego szczęścia. W „Mrówkach" rozszerza jednak autorka zasięg swych zainteresowań, dając równocześnie pod alegorią życia w mrowisku - przekrój życia społeczeństw, w których ścierają się dwie idee:   kult szczęścia osobistego jednostki z dobrem i szczęściem gromady. W zakończeniu sztuki zaleca autorka (jednak mało przekonywająco) rezygnację z osobistego szczęścia jednostki na rzecz dobra ogółu społeczeństwa. (...) Sztuka otrzymała imponującą i piękną oprawę sceniczną. Dyr. Karol Fryczwybudował na scenie gigantyczny, świetnie w szczegółach i w całości wypracowany przekrój mrowiska, dał również piękne, doskonale „mrówczość“ sugerujące kostjumy. Nastrój życia gromadnego w mrowisku, chód, ruchy i mimika poszczególnych jednostek odtworzone zostały przez wszystkich bardzo dobrze. Reżysersko zmontował całość W. Radulski."
                                  *Kącik kryminalny*

O NIELEGALNY POCHÓD. W piątek przed sądem starościńskim w Krakowie odbyła się rozprawa przeciwko 7-miu przytrzymanym, względnie legitymowanym uczestnikom pochodu pod więzienie św. Michała, zorganizowanego po inauguracji nowego roku pracy Młodzieży Wszechpolskiej w dn. 21 października, br. Za zakłócenie spokoju i urządzenie nielegalnego pochodu skazani zostali oskarżeni, każdy na 7 dni bezwzględnego aresztu. Skazani zapowiedzieli apelację. 
 KAPRAL PRZEBITY NOŻEM - W dniu wczorajszym ( 20.11) na Prądniku Czerwonym miał miejsce tragiczny wypadek. Oto w godzinach wieczornych doszło do sprzeczki o kobietę: między kapralem ułanów Leśniakiem, a jakimś nieznajomym cywilem. W trakcie bójki Leśniak został przebity nożem. Sprawca zbiegł w niewiadomym kierunku. Śledztwo jest już na śladach zbrodniarza. Stan zranionego Leśniaka jest bardzo ciężki. 
                                 * Kącik rozrywkowy *
KINO - PREMJERY



 "TOLA MANKIEWICZÓWNA MINISTREM! Na marginesie filmu „Pani Minister tańczy..." Jest śliczna! Ma piękne niebieskie oesy, oprawione koronką ciemnych rzęs. W uśmiechu ukazuje dwa rzędy lśniących nieskazitelną bielą zębów. Ma piękną oliwkową cerę. Poza tym jest świetną artystką. Mankiewiczówna ma jeszcze jeden wielki atut, dzięki któremu góruje nad swemi rywalkami. Artystka ta obdarzona jest przemiłym sopranem. Mankiewiczównę oglądamy na ekranie bardzo rzadko. Najwyżej raz do roku. W nowym filmie wytwórni „Libkowfilm" pt.: „Pani Minister tańczy..." otrzymała Mankiewiczówna doskonałą rolę, dającą wielkie pole do popisu aktorskiego; gra ona w tym filmie podwójną rolę: 1) pani ministra i 2) jej siostry, artystki kabaretowej."
Powiększamy-klikamy
 
MODA  - "Sezon zimowy 1936/37 jest pod znakiem coraz mniejszych kapeluszy damskich, są to właściwie czapeczki, zakrywające tylko ciemię, odsłaniające całą fryzurę, czoło powyżej nasady włosów i skronie. Fason najnowszych kapeluszy przypomina tureckie fezy lub hiszpańskie grzebienie.  Uzupełnienie stanowią suto upięte woalki z tiulu, opadające ze szczytu głowy na twarz, plecy i ramiona. Oto jeden z najnowszych takich modeli." 


I tutaj serdecznie zapraszam na mój nowy blog wcale nie krakowski, ale ... bliski tej tematyce - !RETRO DAILY! 

POZA TYM - Otwarcie sezonunarciarskiego! Możliwy wiatr halny...


Post napisany w oparciu o cyfrowe wersje gazet: "AS","IKC", "Światowid""Ostatnie wiadomości krakowskie". Zdjęcia pochodzą z tychże gazet lub audiovis.nac.gov.pl

Alfabet prasowy 17-24 styczeń 1916 r.

$
0
0
Kraków równo wiek temu w porządku alfabetycznym...
Od półtora roku trwa I wojna światowa. Nikt nie wie, kiedy koniec. Czarnogóra kapituluje i przez tydzień wszyscy żyją tylko tą wiadomością. Żywności w Krakowie coraz mniej - drożeje chleb, zakazane jest picie białej kawy, ale i lżejsza staje się cenzura austriacka. Coraz więcej wierszy i piosenek patriotycznych, coraz więcej mowy o Polskich Legionach, o Polsce - wolnej i niezależnej.

Kobiety chodzą ubrane na czarno, i nie ważne czy to żałoba, czy nie. Tylko młódki podążają za trendami mody. I o dziwo, np. w "IKC-u", modzie poświęca się sporo miejsca. Naturalnie, jest coraz więcej wdów, ale dla tych młodych życie przecież się nie kończy, z utęsknieniem czekają na koniec żałoby i na finał wojny.

Oprócz tego w Krakowie życie jakoś trwa. Co wieczór nowa sztuka, działają teatry świetlne, koncerty i rauty u znanych oficerów. Często dochody z imprez są przeznaczane dla rannych i "ociemniałych" w wyniku działań wojennych. Największa część - na Kolumnę Legionów.



PISOWNIA ORYGINALNA!

A jak Aprowizacja
"Aprowizacya miasta. W biurze delegata p. dra Adama Fedorowicza odbyła się wczoraj przed południem zwyczajna tygodniowa konferencya w sprawie aprowizacyi m. Krakowa. W konferencyi wziął wczoraj takie udział prezydent dr Leo.
Podczas dyskusyi stwierdzono przedewszystkiem, iż gmina krakowska posiada zapasów mąki żytniej tylko na najbliższy tydzień. Wiceprezydenci miasta pp. dr Nowak i Maryewski. którzy wyjechali do Wiednia, aby zapewnić miastu dowoź większych zapasów mąki, jeszcze nic wrócili.
Na zebraniu omawiano wczoraj sprawę wypiekania nowego t a ń s z e g o chleba w Krakowie. Chleb ten byłby wypiekany z mąki żytniej z domieszką miazgi ziemniaczanej w sposób wojskowy. Znawcy utrzymują, że chleb taki jest wcale smaczny i zdrowy, a cena jego będzie o 10 hal. za kilogram tańszą od chleba zwyczajnego.
Jeden z mówców podniósł, iż miejska piekarnia powinna rozpocząć wypiekanie tego tańszego chleba; prezydent dr Leo oświadczył, iż magistrat w czasie najbliższym zajmie się tą sprawą.
W dalszym ciągu podnoszono, iż w razie, gdyby dowóz żytniej mąki do Krakowa odbywał się stale i gdyby wypiek odbywał się bez przerwy z tej mąki, to obowiązująca obecnie cena chleba powinna być nieco zniżoną." ("Nowa Reforma")


B jak Biała kawa
"Ograniczenie sprzedaży białej kawy w Krakowie.
Jak słychać, do starostwa krakowskiego nadeszło już z namiestnictwa galicyjskiego rozporządzenie ministeryalne w sprawie ograniczenia sprzedaży białej kawy w krakowskich kawiarniach i cukierniach podobnie, jak to się stało w Wiedniu.
Jak wiadomo, w Wiedniu od 27 grudnia z. r. nie wolno podawać w kawiarniach i cukierniach białej kawy od godziny 2 do 7 wieczorem. Wiedeńczycy chociaż niechętnie przyzwyczaili się do tej wojennej inowacyi i zamiast białej „z pianką" piją teraz herbatę. To samo czeka teraz Krakowian, uczęszczających na podwieczorek do kawiarń. Rozporządzenie to będzie w dniach najbliższych w naszym mieście ogłoszone". ("IKC")




F jak Futro nie byle jakie
"Kradzież futra. Panu Rudolfowi S. skradziono wczoraj po południu z przedpokoju mieszkania przy ul. św. Jana 20 ciemne kangurowe futro wartości 200 koron. ("Nowa Reforma")

H jak Halka
"Z dziedziny mody. O halce, lecz nie Moniuszkowskiej chcemy mówić. Nazwa ta oznacza również od lat kilku wzgardzoną i zapomnianą cześć garderoby kobiecej, mianowicie spódniczkę spodnią.
Halka bowiem wróciła dziś do łask i moda z dziwnem upodobaniem zajmuje się faworytem dnia. Dała jej wykwitny fason, zwężony u góry jak kielich kwiatu, nie obciążający i nie pogrubiający linii bioder, u dołu natomiast szeroko rozkwitający bogactwem zmarszczeń i falbanek. Modne halki wyrabiane są przeważnie z tafty, a ponieważ zadaniem ich jest szeroką wierzchnią spódniczką jeszcze możliwie u dołu poszerzyć i unosić, wielki przeto nacisk kładzie się na odstające garnirowanie.
Riuszki, zakładeczki, bufki, falbanki okrągło krajane, przybrane pliskami i kwiatami, układanemi z jedwabiu, wiją się w festonie kolorowe wstążki, układające się w wieńce „Empire", zdobiąc tem ten znowu tak niezbędny przedmiot stroju.
Nakazuje mu moda być lekkim, dopasowanym do figury, a przedewszystkiem bardzo krótkim!.. Wymaga się również od halki, by w tonie przystosowywała się do sukni, której towarzyszyć raczy. Halka więc zmartwychwstała tryumfalnie, jeszcze piękniejsza, strojniejsza, bogatsza, bardziej wymagająca i kapryśniejsza niż dawniej". ("IKC")



K jak Kino
"Kino „Nowości" w dniu 24 bm. tj. w najbliższy poniedziałek, dzięki ofiarności właściciela, p. Poleńskiego daje całe przedstawienie tego dnia na dochód krak. Koła Ligi Kobiet z przeznaczeniem na ciepłą bieliznę w polu wałczących. Przy kasie zasiądą panie: Leszczyńska i Rudnicka, sprzedaż słodyczy zorganizuje pani inż. Barańska. Wobec celu tak godnego poparcia, liczyć należy na bardzo liczny udział publiczności." ("Nowa Reforma")

L jak Loteria
"Loterya artystyczna. Komitet wykonawczy loteryi artystycznej, pozostający pod protektoratem ks. Renaty Radziwilłowej, odbył pod przewodnictwem Jerzego hr. Mycielskiego posiedzenie dnia 17 b. m. i zakupił dla loteryi wystawione obecnie, w Pałacu Sztuk pięknych na wystawie Towarzystw "Sztuka" i "Rzeźba" następujące obrazy:
Profesora Teodora Axentowicza "Gladys", Stefana Filipkiewicza "Widok z Antałówki", Zofii Skrochowskiej "Kwiaty", profesora Wojciecha Weissa "Wieczór". Te piękno dzieła sztuki będą niewątpliwie zachętą do zakupna losów tej loteryi, na którą już przedtem ofiarowali swoje obrazy następujący artyści: Kugler Włodzimierz "Jarmark w miasteczku", Malczewski Jacek "Studyum kobiece", Meleniewska Matylda "Kwiaty", profesor Julian Nowak 4 teki autolitografii, prof. j Wyczółkowski Leon przepyszne "Chryzantemy". Nadto obiecał rektor Mehoffer Józef ofiarować dla loteryi jedno z wybitnych dzieł swojego pendzla". ("Nowa Reforma")


M jak Mężczyzna - zazdrosny o życie ;) o zgrozo szowinistyczna!
"Dlaczego kobiety dłużej żyją, niż mężczyźni?

Czy wogóle kobiety dłużej żyją, aniżeli mężczyźni? Potwierdzającą odpowiedź na to pytanie dala ankieta, urządzona niedawno w Nowym Jorku. „Kobieta, licząca ponad 55 lat" - słowa z niej wyjęte - prowadzi życie z pewnością spokojniejsze i zdrowsze, aniżeli mężczyzna w równym wieku. Właściwie biorąc, to w tym wieku życie kobiety uważać można za skończone; nie ma ono dla niej już nic nowego lub ciekawego, nie ma na także nic już więcej do roboty. Jeżeli miała jakieś aspiracye lub zamiary, to winna była osiągnąć je do tego czasu.
Inaczej, a nawet wręcz przeciwnie ma się rzecz z mężczyzną, właśnie w miarę wzrastającego wieku wystawionemu na coraz większe wymagania cielesne, duchowe i systemu nerwowego. Musi on nie tylko spełniać ściśle obowiązki i pracę, przepisane jego zawodem, lecz nadto musi energicznie walczyć z bezwzględną konkurencyą młodszych, a skutkiem tego bardziej poszukiwanych i uwzględnianych sił w tej samej klasie zawodowej.
W ciągu 1915 roku ukazało się w „Times" 454 zawiadomień o śmierci mężczyzn a 1117 o śmierci kobiet, w wieku ponad 80 lat. Wśród nich było ogółem siedem osób, liczących ponad sto lat, a wszystkie bez wyjątku kobiety.
Również i obliczenia towarzystw asekuracyjnych wykazały, że kobiety dłużej żyją, aniżeli mężczyźni. W wieku pomiędzy 55 a 60 rokiem życia znacznie więcej umiera mężczyzn, aniżeli kobiet.


Wreszcie bardzo ciekawą i oryginalną odpowiedź nadesłał w tej kwestyi pewien amerykański urzędnik asekuracyjny: Według jego zdania kobiety dłużej mogą przeciągać swą wędrówkę po tym padole, dzięki energii, czerpanej z materyalno-egoistycznych pobudek. Na dowód swego twierdzenia przytacza przykład, iż kobiety, które zaasekurowaly się na przeżycie, utrzymują się przez długie lata w tężyźnie fizycznej i duchowej dzięki właśnie upornemu życzeniu dożycia wieku wyznaczonego do wypłaty premii." ("IKC")

M jak Minimaks - niekoniecznie ten "Trójkowy"
"Zapalenie się kablu tramwajowego. Wczoraj popołudniu zapalił się prawdopodobnie wskutek tak zwanego krótkiego spięcia kabel tramwaju elektrycznego, mieszczący się w słupie na Stradomiu obok ulicy Dietlowskiej. Wezwano straż pożarną, która ogień ugasiła przy pomocy tak zw. "minimaksów", to jest ręcznych naboi i poleciła elektrowni wyłączenie prądu, wskutek czego wszystkie wozy wąskotorowe zostały na pewien czas wstrzymane." ("Czas")


O jak Ofiara wojny - znana, bo to starszy brat Boya i twórca zakładu witraży
"Stanisław Gabryel Żeleński.

Przez cały przeciąg wojny utrzymywała się wieść, że w pierwszych już starciach na początku kampanii padł Stanisł. Gabryel Żeleński, syn znakomitego kompozytora Władysława Żeleńskiego i śp. Wandy z Orabowskich.
Ostatecznie nadeszło potwierdzenie śmierci śp. Stanisława Gabriela. Urodzony w r. 1873 w Warszawie, po przeniesieniu się rodziny do Galicyi ukończył politechnikę lwowską. Po krótkiej pracy w służbie rządowej nabył w r. 1907 zakład wyrobu witraży kolorowych w Krakowie. Rozwinął go i postawił na pierwszorzędnej stopie.
Wybuch wojny rzucił go w wir pierwszych walk. Wysłany jako adjutant z rozkazem został wzięty do niewoli przez patrol nieprzyjacielski, z którym stoczył krótką, brawurową walkę. Z odniesionych ran umarł w wagonie kolejowym. Zwłoki spoczęły w Łukowie. Cześć jego pamięci!" ("Nowa Reforma")

P jak Piwo
"Piwo podrożało. Z dniem wczorajszym podrożało piwo w pierwszorzędnych lokalach kawiarnianych o 10 halerzy na flaszce, natomiast cena piwa, sprzedawanego na szklanki w restauracjach, pozostała niezmienioną". ("IKC")


T jak Tor wyścigowy
Zamknięcie toru wyścigowego w Krakowie.
Pisma sportowe donoszą, ze krak. Tow. międzynarodowych wyścigów oddało gminie m. Krakowa do dyspozycyi wydzierżawiony na Błoniach tor wyścigowy.
Przypominają zarazem, iż blisko ćwierć wieku na tym torze odbywały się wyścigi. Otwarto je d. 28 czerwca 1891 r., a pierwsze zwycięstwo odniósł i nagrodę Krakusa zdobyć koń "Alvajaro“ hr. Mikołaja Esterhazego; ostatnie odbyły się d. 29 czerwca 1914 roku.
Meeting zakończył się biegiem z przeszkodami, w którym wielkie powodzenie miał hr. E. Resseguiera "Szatan 11". Towarzystwo wyścigowe straciło dwóch wybitnych członków: prezesa hr. Romana Potockiego i hr. Jana Tarnowskiego z Chorzelowa. Fachowe pisma wyrażają nadzieję, że po wojnie wyścigi wejdą ponownie w życie na nowym terenie". ("Nowa Reforma")

Ż jak Żipkilotek
"Rehabilitacja "Żipkilotek".
Przed kilku laty oburzali się moraliści całego świata, gdy himeryczna francuska moda wymyśliła „spódniczkę-szarawary", owe „żipkilotki, których „istota" polega na tem że spódniczka jest powyżej kostek spięta, tak, że ma pozory zmodyfikowanych tureckich szarawarów.
Przypominamy sobie i w Krakowie owe święte oburzenie publiczności, gdy dwie artystki dramatyczne pokazały się na linii A-B w eleganckich i zresztą bardzo umiarkowanych „żipkilotkach".
Tłum gapiów z krzykiem powitał pionierki nowej mody i dopiero przy pomocy policyi udało się nieszczęśliwym aktorkom dopaść dorożki i chronić się u Michalika.
Nie niniejsze, choć w delikatniejszej formie objawiające się zgorszenie towarzyszyło "żipkilotkom" w Niemczech. We wszystkich związkach dziewic i kobiet protestowano przeciw demoralizującej modzie paryskiej. Doszło do tego, że władze policyjne zabroniły oficyalnie noszenia żipkilotek na ulicy, a nawet pokazywania ich na scenie.
Nareszcie przyszła wojna i pozmieniała zupełnie pojęcia o „moralności" i "obyczajności".
Dzienniki berlińskie piszą: "Żipkilotka" pojawiła się nagle na bruku berlińskim. Nie jest to jednak kaprys mody, lecz raczej konieczność wojenna.
Spódniczka tego typu została obowiązkowo zaprowadzona jako część umundurowania konduktorek podziemnej kolei. Zadecydowała o tem praktyczność i wzgląd na bezpieczeństwo funkcyonaryuszek, które wskakując i wyskakując z wagonów, narażone były na to, że szeroka spódnica mogła się zaplątać w koła, przymknąć w drzwiach, etc.



Jeden z dzienników berlińskich konkluduje: Żipkilotki wyglądają bardzo szykownie. Gdy konduktorka stoi zupełnie spokojnie, nie można nawet poznać, że jest w innej niż zwykle spódniczce. Fałdy są bardzo szerokie, a całość "mile przypomina" o pięknych Turczynkach, których bracia walczą wspólnie z nami za wielką sprawę... Byłoby pożądanem, by nasze panie - słowa berlińskiego dziennika - nie wzdragały się i na ulicy ukazywać się w tej eleganckiej, a oryginalnej formie ubrania. Od nas dodamy: Tempora mutantur..." ("IKC").

Korzystałam z Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej i Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej. Czasopisma - "IKC", "Nowa reforma""Czas"

Kobieta zmienną jest, blog kobiety też - podsumowanie, zapowiedź i głosowanie

$
0
0
Jak widzicie zmieniłam wygląd bloga na bardziej "nowoczesny" i przejrzysty.
Jeszcze nie wszystko działa, niektóre obrazki się rozjechały, ale to kwestia czasu i nauki. Robię wszystko własnymi rączkami, a rączki, czy raczej przy moim wzroście - rączyska, są bardziej nastawione na szperanie, kartkowanie, pisanie twórcze i odtwórcze, niż na składanie kodu html w bloggerze tak, żeby wszystkie tagi na końcu miały swoje "dziubki" i nie krzyczały na czerwono.

Z racji tej zmiany postanowiłam zrobić małe podsumowanie i tzw. "słowo wstępne" spóźnione o prawie 8 (sic!) lat.
Blog ten  powstał w maju 2008 roku - z nudów, malutkiej depresji wiosennej, zanudzania innych i próby poskładania Krakowa w jednym miejscu. Przyświecała temu myśl: robię to dla siebie, ale jak ktoś przeczyta to będzie miło...


PRZEZ TEN CZAS: 
    -  powstało bardzo mało postów - 88, z czego 11 to kopie robocze nigdy niedokończonych wątków, o czym później.

    - w niektórych latach pisałam po 2 posty rocznie (auuuuć!), próbowałam tym samym metodę "kończ waćpanna z blogiem wstydu oszczędź". Nie udało się, blog przeżył i nawet przy tak małej ilości postów, miał całkiem niezłą liczbę wyświetleń.

    - Zuckerberg stworzył możliwość prowadzenia mini bloga na jego portalu, czyli strony/grupy /społeczności - jak zwał tak zwał. Dawny Kraków w sierpniu 2012 próbował całkowicie wyemigrować tam. Nie udało się.

    - na FB profilu Dawny Kraków jest teraz 9741 polubień, co wprawia mnie czasem w przerażenie typu: "O matko! Już  ponad 3 tygodnie nie dbam o prawie 10 tys. osób!" i wtedy gorączkowo szukam "super zdjęcia". Ostatnio uświadomiono mi, że post, który publikuję dociera tylko do jakichś 1,5-2 tysięcy, a jak chcę, żeby dotarło do wszystkich, to muszę zapłacić FB tak z 80 zł za post. Nie ulżyło mi wcale, szkoda mi tych pozostałych 8 tysięcy... Płacić nie będę. Zuckerberg i tak ma za dużo.

    - w 2013 r. pasja przerodziła się w pracę. Zostałam przewodnikiem miejskim po Krakowie, w tym ostatnim przed-deregulacyjnym rzucie. Rzuciłam pracę w "korpo" i jest cudownie, ale mogło by być wspaniale. Więc jeżeli ktoś potrzebuje wycieczki po niby znanym, ale tak naprawdę często zaniedbanym w umysłach Krakowie, to chamsko się polecam. Ostatnio szlifuję swój angielski i przerzucam się z rynku wschodniego na zachodni (ach ten Krym i następstwa!). Litewski rynek pozostaje semper fidelis, ponieważ nie mają wyboru. Jestem jedyna :P. Po polsku mówię jak na obcokrajowca perfekcyjnie :) - tylko te końcówki "szliśmy, szłyśmy" są nie do opanowania. Wystarczy, że z babami idzie jeden facet i już "szliśmy". Jakiś pro męski ten polski język!

    - najbardziej czytanymi postami były posty o przedwojennej modzie. Tak dalej być nie może! - stwierdziłam i przerzuciłam je na stronę Retro-Daily, którą niedawno reklamowałam. Koniec, tu będzie tylko Kraków!

    - stałam się jakaś poważniejsza w postach!  Wszystko dlatego, że robią mi się zmarszczki koło ust! To ponoć od śmiania się i strzelania oczami do turystów. A tak mniej lub bardziej osobiście i mniej lub bardziej poważnie: żadnych dzieci i kredytów nie mam, więc polityką się już nie interesuję; zaczęłam śpiewać i krzyczeć nie tylko w domu; moje kotki stały się nastolatkami, a ja skurczyłam się o centymetr, co przy moim wzroście jest wielkim szczęściem.

    Teraz przechodzimy do GŁOSOWANIA.
    Już wspominałam, że przez ten czas powstało 11 wersji roboczych, czyli jedenaście rozpoczętych i niedokończonych tematów. Pomyślałam, że dam radę znowu oszperać i opisać tylko 3-4 tematy. A które to będą  - wybierzecie Wy :).
    Proszę wybrać temat, o którym chcielibyście dowiedzieć się więcej i napisać w komentarzu.(Jeżeli takich głosów będzie mało, to spróbuję zrobić ankietę na FB. Ja wiem, że mało kto komentuje i wręcz boi się zostawiać swoje ślady w internecie, ale możecie to zrobić anonimowo!)

    NIGDY NIESKOŃCZONE WĄTKI:
    1. Kraków i Kometa Halleya w 1910 r.
    2. Cyrk w Krakowie
    3. Przemarsz słoni w 1934 r. nie za bardzo wiem, o co mi wtedy chodziło, ale gdzieś powinny być notatki. To może być wyzwanie!
    4. Marta Farra w Krakowie - była kobiecym Herkulesem!
    5. Powstanie krakowskiego "Sokołu"
    6. Krakowianie na statku "Stefan Batory"
    7. Wirujące krakowskie stoliki
    8. Nowa linia tramwajowa
    9. Księgarnie krakowskie
    10. Wizyta arcyksięcia Karola I podczas I wojny światowej - ten tematjakoś tak długo leży. Dziś zdjęcie, które miało być na post dałam na FB, co często oznacza koniec pisania...
    11. Pałac Tarnowskich - cz. 2

    ZAPOWIEDŹ
    Zapowiadam, że tematów skończonych i nieskończonych będzie jeszcze więcej, humor może wróci, a przynajmniej raz w tygodniu będzie post z tygodniowym przeglądem prasy. TmdB

    Alfabet prasowy 25-31 stycznia 1916 r.

    $
    0
    0
    Głosowanie na posty tematyczne trwa, kto jeszcze nie skomentował zapraszam TUTAJ, a ja kontynuuję alfabet prasowy z ubiegłego tygodnia w 1916 r.


    Czarnogóra raz kapituluje, raz blefuje. Austria jest wściekła i gazety krakowskie wraz z nią. Ostateczną, wg "IKC", sprawczynią kapitulacji była oczywiście kobieta - księżniczka czarnogórska Ksenia. Dążyła bowiem do tego, by tron po śmierci Mikołaja I Pietrowicia przypadł jej bratu, tymczasem większość Czarnogórców dalej pragnie złączyć się z Serbią.

    Ostatni tydzień stycznia w 1916 r. w Krakowie był bardzo ciepły, znaleziono nawet żywego motyla!, lecz kolejne dni przyniosły znaczące ochłodzenie - dokładnie tak jak dziś wiek później.
    Krakowskich fiakrów coraz mniej, nie ma  ich więcej niż sto. Składają się z szkieletów szkap (konie na frontach!), rozpadających się drynd, a powożą nimi dzieci. Krakowianie ucieszyli by się pewnie z otwarcia nowej linii tramwajowej, z Salwatora na koniec ul. Sławkowskiej, ale co z tego, jeżeli krakowski tramwaj gardzi gośćmi, nie zatrzymuje się na stacjach lub rusza w chwili wsiadania...
    Rekordy popularności bije sztuka "Wyspa Amora" wg Neidharta, bilety wysprzedane do ostatniego miejsca. Kawiarnie jak zwykle oblężone. Krakusi smutno spoglądając na herbatę opłakują białą kawę. Jak zwykle snuje się plotki ploteczki, które dopełniają wiadomości z krakowskich dzienników. 

    PISOWNIA ORYGINALNA

    13 jak13 stoi dzielnie.
    "P. Karol Neumann, pospolitak 13-go p. p. „krakowskich dzieci", który przebywa już od sześciu miesięcy na froncie rosyjskim, nadesłał do jednego ze swych przyjaciół kartkę z okopów, datowaną 19 b. m. Z kartki owej, udzielonej Redakcyi naszej do dyspozycyi, przytaczamy następujący charakterystyczny ustęp:
    ... Dla nas nastają tutaj gorsze czasy. Rosyanie biją ostro, starają się nasz front przełamać, lecz mimo szalonych wysiłków nie udaje im się doprowadzić do tego, bo trzynastka stoi dzielnie, dowodem czego liczne medale waleczności". ("IKC")

     
    *Trzynastka to pułk piechoty rekrutujący się z Krakowa i okolic, w skład którego wchodzili krakowscy andrusy, Antki i Staszki, tzw. "Krakowskie dzieci". Więcej o nich możecie poczytać na blogu  grupy rekonstrukcyjnej 13 Pułku Piechoty.

    A jak Absolutyzm kobiet
    Kraków jest dziś może jedynem miastem które może poszczycić się tak „zbabioną" instytucyą, jaką dziś jest tramwaj. Z początku, gdy powołani pod broń konduktorzy, zastępowani byli przez poszczególne siły kobiece, wywoływało to całkiem zrozumiałą sensacyę wśród lokalnych gapiów, obecnie jednak, gdy cały personal dla wydawania biletów złożony jest z samych kobiet, stało się to już zjawiskiem zwyczajnem. Dziś przeszło sto kobiet spełnia tę ciężką służbę. Następnie przyszła kolei na kontrolerów. I tą placówkę zajmują już obecnie kobiety, z których cztery, ubrane w zgrabne, wcięte uniformy, z uprzejmością i wprawą kontrolują bilety. Obecnie przyszła kolej na motorowych, których także usiłują zastąpić kobiety. Przed niedawnym czasem jak donosiliśmy, „wywoływała sensacyę" motorowa, kierująca wozem tramwajowym. Dziś jest ich już czternaście, a w najbliższym czasie będą przyjęte dalsze siły. Tak więc tramwaj krakowski stanie się wkrótce instytucyą bodaj że jedyną w całej Europie, owładniętą zupełnie przez kobiety. Pomału zagraża nam świat bez mężczyzn..." ("IKC")

    K jak Kino "Nowości" - przedstawienie filmowe na cele opieki wojennej
    "W teatrze .,Nowości“ odbyło się w niedzielę przed i południem, staraniem eksc. p. Amalii Kukowej,  przedstawienie kinematograficzne głośnego filmu wojennego p. t. "Śmierć i blizny dla ojczyzny". Aktualne zdjęcia powyższe z terenu walk na południowym froncie przyniosły szereg zajmujących obrazów, uzmysławiających trudy wojsk astro-węgierskich. Epizody wojenne splecione były zręcznie w historyę sentymentalno-romantyczną, której bohater, uznany za umarłego, powraca szczęśliwie na łono rodziców.
    Na przedstawieniu, które szczelnie wypełniło widownie "Nowości", obecnym był komendant twierdzy, eksc. gen. Kuk z małżonką, z licznem gronem  wyższych oficerów, prezydentowstwo Leowie i w i. Dyrekcya teatru "Nowości" użyczyła bezinteresownie sali na powyższe widowisko." ("IKC")



     P jak pogoda, czyli mit o globalnym ociepleniu.
    Przedwczesny zwiastun wiosny. "Dzisiaj przyniesiono nam do redakcyi okaz motyla, złapanego w okolicy Jordanowa, w stanie zupełnie zdrowym. Nasz referent przyrodniczy zapewnił nas, że jest to motyl zeszłoroczny, który z powodu lekkiej zimy zdołał utrzymać się przy życiu.  Bądź co bądź świadczy to o długiej jeszcze wiośnianej wprost aurze, czego dowodem dzień wczorajszy." (27.1.1916 "IKC")
    Powrót zimy. Po wielu dniach zmiennej pogody i powietrza, wcale nie zimowego, doczekaliśmy się, nareszcie pod koniec stycznia powrotu zimy. Już wczoraj wieczorem zamiast od szeregu dni wiejącego wiatru zachodniego, który ciągle napędzał chmury i groził deszczem, przyszedł wiatr wschodni, niosący suche zimno. Termometr opadł, noc była mroźna, niebo czyste i gwiaździste, a dzisiaj rano biały zamróz okrywał dachy i gałęzie drzew; jeszcze koło godziny 11 mamy dwa stopnie poniżej zera. Barometr stoi wysoko, przynajmniej na dni kilka należy się spodziewać pogody przy chłodnem, ale suchem powietrzu." (30.1.1916 "Nowa reforma")

    R jak Robotnica
    "Nieszczęśliwy wypadek podczas pracy. Wczoraj rano interweniowało Pog Tow Rat. w fabr tutek R. Herliczki gdzie 15-letn. robotnica Marya Tr. padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku. Oto pas maszyny pochwycił ubranie nieszczęśliwej dziewczyny, wstrząsnął ją silnie i rzucił na ziemie. Maryę Tr., która uległa silnemu wstrząsowi mózgu, przewieziono do szpitala św. Łazarza na oddział chorób nerwowych." ("IKC")


    S jak Szafran a raczej farbowane drzewo
    Do pewnego kupca przy ulicy Miodowej zgłosił się wczoraj jakiś agent i ofiarował mu większą ilość szafranu na sprzedaż. Kupiec odebrał od niego próbkę zaofiarowanego towaru i polecił agentowi zgłosić się za kilka godzin celem zawarcia umowy. Ostrożny kupiec tymczasem zaniósł odebraną próbkę szafranu do miejskiego Zakładu dla badania środków spożywczych, gdzie stwierdzono, że jest to - farbowane drzewo. Agent jednak był także "ostrożny" i więcej się już nie zgłosił do sklepu, przewidując, że może być aresztowany." (Nowa Reforma")

     T jak Teatr „Wyspa Amora“ — Augusta Neidhardta.
    Po raz pierwszy mieliśmy sposobność przekonać się jak autor niemiecki, zamierzywszy napisać „lekką komedyę"- osiągnął swój cel.
    August Neidhardt kształcił się na współczesnej komedyi francuskiej w bym celu, aby na uroczem wybrzeżu dalmatyńskiem połączyć pannę Lolę Manncheimer i miliony jej papy, bankiera berlińskiego, z hofratem wiedeńskim, panem v. Berbrurmem. Panna Lola urasta do symbolu, nie tylko z racyi tego małżeństwa, ale także z przyczyny p. Nina Alberti, który będąc Włochem dalmatyńskim, musi być  zdaniem p. Neidhardta - pospolitym szantażystą, tak samo jak pamiętny Francuz w komedyi Lesssinga „Mima von Barnhelm"... Po Lessingu i co ważniejsze po 24 maja 1915 zasługuje p. Alberti - zdaniem autora - na tęgie lanie, za to, że śmiał pokusić się o miliony panny Loli i aby je zdobyć urządził z nią awanturniczą wycieczkę na wyspę Amora.  Ostatecznie miliony zostaną w kraju, gdyż Alberti trafił na większego od siebie franta, a dotychczasowy narzeczony bogatej panny, ma ich sam tyle, że wspaniałomyślnie zrzeka się ich na rzecz pana hofrata i wraca do Berlina, zostawiając dla siebie skromną panienkę od maszyny do pisania i wraca do Berlina, zadowolony z pozbycia się narzeczonej, dumny z bohaterskiego połamania laski na plecach Albertiego.
    Neidhardtowi nie podobna odmówić talentu komedyowego. Z odrobiny mydła i wody zrobił sporo efektownych baniek, które przez chwilę mienią się barwnie. Dyalog jest płynny, ma dobry rytm i dowcip, tę właściwa Wiedeńczykom ..Schlagfertigkeit“, która jest ich ambicyą, wyrazem inteligencja.
    Wykonanie "Wyspy Amora“ nazwać można bardzo udatnem. Niespodzianką, w stosunku do zapowiedzi afisza, był występ panny Zarzyckiej, która z powodu niedyspozycyi pani Solskiej, objęła rolę Lali Mannheimer. Samo momentalne opanowanie roli świadczy o silnym i udatnym talencie artystki, która we własnej inwencyi musiała czerpać motywy dla usprawiedliwienia akcyi, przez autora psychologicznie nie dość jasno nakreślonej. Naturalność i prostota gry panny Zarzyckiej, zwłaszcza w akcie drugim, nadały kreacyi niepoślednią wartość artystyczną. Wypróbowane talenty pp. Kosmowskiej, Jednowskiego, Noskowskiego, Stanisławskiego, Żarskiego i Brandta przyczyniły się w całej pełni do trafnej interpretacyi postaci komedyi. Publiczność, przywitała nowość życzliwie i z zadowoleniem." ("IKC")




    W jak Witamy powracającego żołnierza
    "Jak powinna ubrać się kobieta na przyjęcie powracającego męża lub brata? Jest to bardzo ważny punkt, który musi być ściśle umieszczony w ramy toczących się wypadków (sic!) Zaleca się tu przedewszystkiem prostotę i skromność co równocześnie jest wyrazem uroczystego nastroju. Możeby wziąć sobie za wzór królową Luizę. Kwiaty we włosach i w pokoju powinny być także „uwzględniane". Gałązki dębowe i drzew szpilkowych niech zdobią z odpowiednim napisem drzwi i okna. Nie zapomnijmy, by w pośrodku znalazł się i krzyż zasługi. Napisy mogłyby być w tym rodzaju: "Witaj w Ojczyźnie!" albo: "Cześć ci rycerzu!" (lub: Cześć ci mężu, synu, bracie!)
    Schody winny być suknem zaścielone i posypane liśćmi dębowymi lub laurowymi. Możnaby również zaimprowizować małą iluminacyęna schodach, rozumie się z odpowiednią dekoracyą i portretem lub biustem cesarza.
    Przy wejściu do domu należałoby podać bohaterowi szklankę wina czerwonego. Aktowi temu może towarzyszyć krótka, ale serdeczna i uroczysta przemowa. Powinien ją wygłosić właściciel domu, o ile sam nie jest na wojnie.
    Powracającemu trzeba przygotować przedewszystkiem ciepłą kąpiel i czystą bieliznę. Przed ucztą można podać powracającemu wojownikowi pierścień honorowy lub powtórnie poświęcić obrączki ślubne (o ile dotyczący jest żonaty).
    Stół powinien być nakryty przed zjawieniem się powracającego wojownika, a potrawy szybko po sobie następować. Zieleń, kwiaty, wstęgi w patryotycznych kolorach niech zdobią śnieżnej białości obrus. Miejsce honorowe zajmie powracający wojownik". Chleb powinien być w kształcie krzyża zasługi, również serwety niech będą na krzyż składane. I w tym sensie następują dalsze wywody. Zacytowawszy te klasyczne przepisy dodaje "V. Zeitung" taką uwagę:
    "Nie chcemy osłabiać nastroju poetyckiego tych wywodów. Dajemy tylko wyraz naszej obawie, że nasi dzielni wojownicy z pewnością dobrowolnie nie wrócą do swych domów i będą woleli stać pod morderczym ogniem wroga, niżeli narażać się w domu na barbaryzm tego serdecznego domowego przyjęcia."
    Tyle berliński dziennik.
    Naszem zdaniem najmilszem przyjęciem dla strudzonego wojną i stęsknionego za domem żołnierza będzie nie pompa obmyślanego z góry przyjęcia - lecz serdeczny uścisk kochającej żony, radość i szczebiot dzieci, a po miesiącach całych tułaczki i poniewierki niewymyślna wieczerza spożyta w gronie rodziny zastąpi mu zupełnie wystawną kolacyę z czerwonem winem i obrusem przyoranym laurem i kwiatami." ("IKC")



    Z jak Zakaz podawania sucharków w kawiarniach.
    "Magistrat krakowski komunikuje: Doszło do wiadomości ministerstwa spraw wewnętrznych, że niejednokrotnie bywa podawany w kawiarniach sucharek na wodzie (Wasser zwieback) bez karty chlebowej. Wskutek reskryptu ministerstwa spraw wewnętrznych z dnia 29 grudnia 1915, magistrat zwraca uwagę interesowanych kupców i przemysłowców, że używanie sucharków na wodzie podlega tej samej kontroli, co zużywanie chleba i mąki, że zatem sprzedawać te artykuły wolno tylko za odcięciem kuponu karty chlebowej. Niestosujący się do niniejszego rozporządzenia ulegną karom." ("Głos Narodu")

    Jak na Kazimierzu kamienice palono

    $
    0
    0
    Znacie ekranizacje "Noce i dnie" w reżyserii Jerzego Antczaka - filmową oraz telewizyjną? Słynny walc Waldemara Kazaneckiego, który wraz ze słowami Agnieszki Osieckiej stał się przebojem Haliny Kunickiej "Od nocy do nocy"? Oczywiście, że tak.
    A ja nic nie znałam i nie kojarzyłam, bo gdy przyjechałam do Polski to modne były tylko seriale typu "Klan", "Ekstradycja", "Na dobre i na złe" a z filmów to starocie, które wg moich znajomych "musiałam obejrzeć żeby Polaków zrozumieć", czyli "Rejs", "Sami swoi", "Miś" i najwyżej ekranizacje trylogii Sienkiewicza.

    Tak się składa, że oprowadzając po Kazimierzu  cały czas opowiadam wyuczony tekst, "... a tu kiedyś stały kamienice spalone podczas kręcenia "Noce i dnie"...I gdy ANK na swoim profilu FB opublikowało zdjęcie tych spalonych kamienic stwierdziłam, że koniec kropka - w tegorocznym sezonie turystycznym będę mówiła te słowa ze zrozumieniem materii.

    Najpierw ta część ul. Józefa przed 1975 r.



    Cytat ze  "swiatseriali.interia.pl":

    "Reżyser od początku zdawał sobie sprawę, że zaaranżowanie pożaru miasta na potrzeby filmu będzie największym wyzwaniem. Tego typu zdjęcia były możliwe w Jugosławii albo w Czechosłowacji, gdzie istniały całe miasteczka służące do takich właśnie celów. Zagraniczne zdjęcia nie wchodziły jednak w rachubę ze względu na olbrzymie koszty i rozliczenia w "prawdziwych pieniądzach".
    Po rekonesansie okazało się, że pożaru nie da się nakręcić nie tylko w Kaliszu, ale i w Lublinie, Zamościu czy Kazimierzu Dolnym. Dobre wieści przyszły z Krakowa: na Kazimierzu szykowano kilka kamienic do wyburzenia. Miejsce okazało się idealne na pożar filmowego Kalińca. No, może nie do końca idealne, bo znajdowało się w środku tętniącego życiem Krakowa. Pirotechnik pocieszył reżysera, że gdy zacznie "hajcować" napalm, którego użyje, nikt go nie ugasi, aż się "wyhajcuje". W scenie "brały udział" nie tylko płonące budynki. W ogniu szamotały się wojska dwóch armii - pruskiej i rosyjskiej - a z płonącego miasta uciekali cywile. Do tych scen zaangażowano ponad tysiąc statystów i aktorów z krakowskich teatrów (żeby profesjonalnie statystowali w pierwszych szeregach tłumu).
    Sceny w płomieniach kręcono trzy dni. Dwukrotnie dochodziło do groźnych sytuacji, które mogły zakończyć się śmiercią wielu osób. Zagrożona była nawet Jadwiga Barańska, dla której niebezpieczny incydent zakończył się nadpaleniem płaszcza."

    A działo się to tak:
    Najpierw kadry z okolic Okrąglaka - czyż secesyjna przybudówka nie wygląda uroczo?



    Ponoć pod Okrąglakiem też były wysokie drewniane rusztowania wypełnione zbiornikami z napalmem. Po podpaleniu powstała ściana ognia i tylko dzięki umiejętnej pracy pirotechników mamy dalej miejsce gdzie Endzior spokojnie może zbijać kasę, póki go "Forum Przestrzenie" nie pogoni ;).




    ANK, Zbiór fotograficzny, sygn. A-V-1128. Oraz ct.mhk.pl
    I w ten oto sposób mamy co mamy - kamienice niby odbudowane, niby pasują, ale coś w nich do końca nie gra...
    Tyle na ten nierozbudowany temat. Jest już późno i czas do łóżka, a ja jeszcze tyle nie wiem...
    Czemu każdy wspomina ten pożar inaczej? Jedni mówią, że jedna kamienica po prawej, jedna po lewej, drudzy, że dwie po lewej. Inni, że większy pożar był przy Okrąglaku. Cóż, póki nie dowiem się kiedy konkretnie był pożar sfilmowany przez Antczaka (konkretny dzień!) i nie znajdę opisu z tamtych czasów, to nie wierzę w nic.
    Druga sprawa - kiedy powstały teraźniejsze?
    Jeżeli, ktoś posiada wiedzę na ten temat proszę o komentarz, bo jak widać materia nie zbadana...

    P.S. Co się tyczy tematów z kopii roboczych głosujcie, czekam na więcej i będę pisać, obiecuję!




    Alfabet prasowy 1-8 luty 1916 r.

    $
    0
    0
    Na początku lutego w 1916 r. najbardziej narzeka się na zawyżone ceny w restauracjach i kawiarniach, na brak mąki, cukru, papierosów, a także zakaz sprzedawania spirytusu. Wreszcie 7-8 lutego pojawia się zboże rumuńskie, nieszczęśliwie, bo dwie kobiety na ul. Karmelickiej wpadły pod wóz z takim zbożem i zostały mocno poturbowane.
    Następca tronu Turcji Yusuf Izzettin Efendi nie wytrzymał wojennej presji, wziął żyletkę i podciął żyły. Kraków przez parę dni żyje tą wiadomością i ponoć prawdziwym powodem wg jednych była postępująca choroba psychiczna, a według drugich zawód miłosny, mimo pięciu żon... Niby z wojną to nie miało nic wspólnego, bo ciągle zrzucać wszystko na nią jest passé.

    A jak Andrzej Grabowski zimą i na bosaka
    Otrzymujemy następujące Pismo:
     Szanowna Redakcyo,  Polskie i niemieckie dzienniki podają, że od roku 1775 nie było tak łagodnej temperatury w styczniu, jak w obecnym roku. Jeszcze cieplejszym był styczeń w 1863 roku. Wyszedłszy z kolegami szkolnemi ku Bielanom spotkaliśmy powracającego z przechadzki znanego w mieście właściciela księgarni, autora "Opisów okolic Krakowa" a teścia późniejszego prezydenta Friedleina, ś. p. A. Grabowskiego. Szedł boso, niosąc na ramieniu trzewik uszami związane, jak to zwykł był w lecie czynić w polu, celem zahartowania się. W ręku trzymał bukiecik konwalii zupełnie rozkwitłych.
    Zatrzymał nas na drodze i polecił nam zapamiętać ten dzień. Zapamiętałem więc, a było to 20 stycznia 1863 roku. A na błoniach grywali chłopcy w piłkę bez surdutów w kamizelkach. A. Z.
    ("IKC")

    B jak brak - prawie wszystkiego...
    Brak pieczywa w Krakowie
    Ludność nasza pozbawiona jest już od kilku dni w dostatecznej ilości pieczywa, którego produkcya z powodu braku mąki z każdym dniem maleje. Pieczywo, wypiekane dotychczas w Krakowie, pod względem dobroci przedstawia się więcej, niż fatalnie. Poważna część publiczności naszej - wyrzekła się już dawno tego „przysmaku" i radzi sobie, jak może, wypiekając w domu z resztek zapasów mąki domowe pieczywo.
    Jak długo potrwa ten stan - nie trudno odgadnąć, o ile weźmie się pod rozwagę wszystkie trudności w dowozie mąki do naszego miasta.
                Jak się dowiadujemy, energiczne zabiegi, poczynione przez delegata Fedorowicza i gminę w sprawie dowozu mąki dla Krakowa, nie odniosły jeszcze skutku. Kraków goni ostatkami. — Jak słychać, znaczne zapasy mąki mają być ukryte przez tutejszych engrosistów, w celach spekulacyjnych. Władze miejscowe winny w tym kierunku natychmiast poczynić kroki. Jeśli mąka jest ukryta — nie powinno się dłużej tolerować podobnego stanu rzeczy. Jak nam donoszą z Białej, radca namiestnictwa, p. Gubatta, referent spraw aprowizacyjnych naszego kraju, wyjechał onegdaj do Wiednia, gdzie ma interweniować u władz centralnych w sprawie natychmiastowego dowozu mąki dla miasta Krakowa.
    ("IKC")

    Brak cukru i tytoniu w mieście. Od paru dni brakuje w mieście cukru. Wczoraj odbywała się po mieście gonitwa za cukrem po sklepach. Brakuje teraz cukru i kostkowego i w głowach, co jest tem dziwniejszem, że w Austryi zapasów cukru jest dosyć. Widocznie organizacya dowozu cukru do Krakowa nie jest należytą.
    Od dłuższego czasu brak również w Krakowie wszystkich lepszych papierosów  we wszystkich trafikach z wyjątkiem głównego składu tytoniu. Podobno w tym tygodniu trafikanci  otrzymają już z fabryki pewne zapasy papierosów.
    ("Nowa Reforma")

     

    C jak Cygaro i charakter
    Doskonały i niezawodny środek dla narzeczonych lub dam, któreby niemi zostać chciały, w jaki sposób pewnie rozpoznać charakter starającego się, poleca we francuskich dziennikach pewna paryska powieściopisarka, widocznie dobra znawczyni brzydszej połowy rodzaju ludzkiego. Dama ta radzi swym spragnionym wiedzy siostrom, aby „wybranemu" pod jakimkolwiek pozorem podały cygaro, a równocześnie baczną zwróciły uwagę, w jaki sposób obdarowany obejdzie się z podarunkiem.
     Jeżeli zębami odgryzie koniec cygara, to na pewno można o nim powiedzieć, że jest to człowiek bezfrasobliwy, trochę lekkomyślny. Jeżeli do ucięcia końca cygara używa specyalnego aparatu, jest to rozważny, praktyczny charakter, jeżeli jednak po odcięciu podniesie ten kawałeczek, jest to jeszcze człowiek pedantyczny.
      Mężczyzna, który przy paleniu wkłada cygaro głęboko w usta, jest zdecydowanym sceptykiem, przytem wszystkiem jednak energiczny i przedsiębiorczy. Gdy używa przy paleniu cygarniczki bursztynowej, można stanowczo twierdzić, że główną cechą jego charakteru jest delikatność i tkliwość; cygarniczka srebrna oznacza charakter dobroduszny i wyrozumiały.
                Kto swe cygaro wypala do ostatka, jest człowiekiem wiernym, godnym zaufania i rozumnym; mężczyzna zblazowany, lekkomyślny i nieszanujący grosza, wypala cygaro tylko do połowy. Wreszcie, kto pozwala cygaru wypalić się samemu, ten nie jest wcale człowiekiem przedsiębiorczym i zdolnym do interesów, ten zaś, kto przy paleniu zasypia, to najidealniejszy materyał na męża: zgodny, wyrozumiały, przedewszystkiem posłuszny.
    ("IKC")

    G jak Gołębie
    Zakaz trzymania gołębi. W ostatnich dniach wyszedł rządowy zakaz trzymania przy gospodarstwach domowych gołębi pocztowych i zdolnych do dalekich lotów, nadto zakaz trzymania gołębi w zamknięciu. Nie wolno również przewozić gołębi ze sobą w podróży. Wobec tego zakazu, handel gołębiami jest niedozwolony, a osoby przekraczające to rozporządzenie, będą traktowane jako podejrzane o szpiegostwo i oddane pod sądy doraźne.
    ("IKC")

    M jak Mariacki
    Restauracya wieży Maryackiej mimo wypadków wojennych i ich następstw będzie w tym roku w zupełności ukończona. Dotąd wykonano wszystkie roboty ciesielskie, kamieniarskie i murarskie, odnowiono mianowicie zniszczone części murów wieży i pozłocono koronę, chorągiewki i banię z dokumentami, wykonano nową część hełmu, pokryło blachą ołowianą dach, wreszcie wykonano nowe przeźrocza z wyjątkiem kilku parterowych okien i wykończono nowe kamienne schody w niższej części wieży. 
    Obecnie jeszcze do wykonania pozostało otoczenie okopu wieży kratą żelazną, kilka przezroczy kamiennych w parterowych oknach, nowe łańcuchy na słupach pod wieżą i nowe schody drewniane w górnej części wieży. Kierownictwo nad robotami restauracyjnemi objął st. radca budownictwa miejskiego p. Jan Zawiejski. Koszta odnowienia wieży Maryackiej wyniosą około 300.000 koron.
    ("Nowa Reforma")



    S jak Sukiennice
    Pożar w Sukiennicach.  Wczoraj miedzy godz. 2-gą a 3-cią po południu zaalarmowane zostało całe miasto sensacyjną wieścią, iż wybuchł groźny pożar w Sukiennicach. Na miejscu katastrofy zebrały się wkrótce tysięczne tłumy, które zalały olbrzymie połacie Rynku Głównego po obu stronach Sukiennic. Na szczęście pożar ów nie przybrał większych rozmiarów. Skończyło się tylko na ogniu w piwnicy pod Sukiennicami gdzie zaprowadzone jest centralne ogrzewanie dla całego budynku.
    Jak się później okazało, z niewiadomej przyczyny zajęło się drzewo, złożone niedaleko pieca, do którego przylegają rury, rozprowadzające ciepło do wszystkich ubikacyj potężnego gmachu.
     Piwnica ta, dla centralnego ogrzewania budynku, znajduje się pod sklepem Bayera. naprzeciwko kościoła N P Maryi. Od palącego się drzew zajął się wkrótce węgiel.
     Tymczasem z żelaznych okien podziemnych chodnika krużgankowego Sukiennic wydobywały się na zewnątrz kłęby dymu które potęgowały grozę sytuacyi. Wielka była obawa wśród zebranej publiczności ażeby ogień nie dostał się do sal Muzeum Narodowego.
    Zaalarmowana straż pożarna o wypadku przybyła na miejsce katastrofy w sile kilku plutonów pod kierownictwem naczelnika p. Nowotnego. Dzielni strażacy z energią godną podziwu, zlokalizowali ogień piwniczny w kilkunastu minutach. Podczas akcyi gaszenia ognia - pootwierali żelazne okna podziemne. wychodzące na zewnątrz chodnika krużgankowego Sukiennic - przez które biły olbrzymie slupy skłębionego dymu. Był to widok niezwykły i groźny.
     Od palącego się drzewa zajęły się drzwi piwniczne i okna. Szkoda niewielka.
    ("IKC")

    W jak Wawel
    Restauracya Wawelu. Dzisiaj przed południem rozpoczęły się obrady pełnego komitetu krajowego restauryacyi Wawelu. W dzisiejszym posiedzeniu biorą także udział hr. Chołoniewski i hr. Lanckoroński. Przewodniczy marszałek krajowy p. St. Niezabitowski. Na posiedzeniu dzisiejszym załatwione będą dwie ważne sprawy, mianowicie rozpisanie konkursu na restauracyę sal II piętra zamkowego i "Pochód" Wacława Szymanowskiego. Prawdopodobnie przyjęte będą wnioski komitetu miejscowego w tych sprawach, mianowicie rozpisany będzie konkurs na dekoracyę wymienionych sal, a "Pochód" W. Szymanowskiego będzie wykończony w mniejszych rozmiarach i umieszczony w jednej z odnowionych sal zamku.
    ("Nowa Reforma")


    Kometa machnie ogonem i wszystko diabli wezmą...

    $
    0
    0
    Na początku kwietnia i aż do połowy maja 1910 r. cała ludzkość była ogarnięta strachem.
    Jedni kupowali maski przeciwgazowe, drudzy tabletki przeciwdziałające temu zjawisku,  natomiast większość im była bardziej przerażona, tym więcej opowiadała, jak to wszyscy zginiemy i ludzie i zwierzęta, że nie tylko nic nie poczujemy, ale nawet nie będziemy wiedzieć o swoim zgonie.
    Śmierć ma nastąpić szybciej niż od uderzenia pioruna i wypełni się wtedy przepowiednia biblijna o końcu świata. Albowiem spójrzcie w niebo! Ona znowu nadlatuje, tylko tym razem sięgnie nas swoim pierścieniem, a imię jej Kometa Halleya!


    W tym samym czasie w pięknym i spokojnym Krakowie, wieczorami tłumy mieszkańców zaopatrzone w lornetki i lunety własnego wyrobu, podążały na Błonia i tam, ze specjalnie przygotowanego miejsca widokowego, obserwowali złowróżbną kometę. Pogodzeni ze swoim losem zastanawiali się nad jej kształtem, złorzeczyli nad tym, iż wcale nie jest podobna to tych komet umieszczanych nad szopką betlejemską, a raczej jakiś taki dziwny znikający stożek z zaokrągloną głowicą. Krakowscy złodziejaszki zastanawiali się natomiast, któremu zagapionemu w niebo warto wleźć do kieszeni,  a andrusy nawoływali wszystkich do nic nie robienia, ponieważ  "kometa machnie ogonem i wszystko diabli wezmą". Ponoć w 1911 r. z tego względu był duży przyrost demograficzny...
    Prasa krakowska rzetelnie tłumaczyła, że powodów do strachu nie ma i śmiała się z zabobonów.

    "Zbliżający się do naszej ziemi kometa Halley’a budzi popłoch zabobonny nawet w niektórych zakątkach tak bardzo oświeconej Europy, naprzykład na Węgrzech, gdzie mieszkańcy pewnej wsi, sądząc, że w nocy nastąpi zderzenie się komety z ziemią i koniec świata, urządzili sobie ostatnią ucztę i zjedli lub wypili wszystkie rozporządzalne zapasy. Gruntowniej załatwiają tę sprawę niektóre wioski w Dalmacyi, gdzie chłopi za bezcen sprzedają swoje posiadłości wobec niedalekiego końca świata. 
    Władza wydała w tej sprawie okólnik, wzywający i nauczycieli, ażeby odpowiednio pouczali  ludność. 
    Już słynny badacz przyrody i filozof grecki Arystoteles przyczynił się mimo woli do zabobonnego strachu przed kometami. Dowodził on, że komety są gazami które powstają na bagnach lub w  podziemnych grotach, unosząc się zaś w powietrzu, płoną pędzone wiatrami, aż wreszcie gasną. Ten opis powstawania komet i ginięcia ich wywoływał w wyobraźni ludzkiej mimowolny strach, a trzeba dodać, że Arystoteles powagą nie tylko w starożytności, ale jeszcze i w średnich wiekach.

    Prawdziwy popłoch wywołał znakomity astrolog; i matematyk Edmund Halley. który odkrył kometę, ochrzczoną po wieczne czasy jego nazwiskiem. Halley udowodnił, że ta kometa wraca peryodycznie w okolice ziemi, co się powtarzało w latach 1456, 1531, 1607 i 1682.
    To prawo okresowego powrotu chciał Halley (żył od r. 1656 do 1742) zastosować także do innych komet, a zwłaszcza do komety z roku 1680. W toku swoich obliczeń, tym razem dowolnych, doszedł do wyniku, że kometa z roku 1680 widzialna była dla mieszkańców ziemi w r. 2349 przed Chrystusem. A ponieważ historycy ówcześni twierdzili, że w tym roku był biblijny potop, więc Halley pojawienie się komety i potop ujął w związek przyczynowy. Halley oświadczył: „Zderzenie się komety z naszą ziemią nie jest wcale niemożliwem. Oby nas Bóg od tego uchronił; ażeby świat znowu nie stał się chaosem. Powiadam to nawiasowo."
    Ale tę nawiasową uwagę zużytkował dobry matematyk i pastor William Whiston, który napisał w r. 1711 broszurę p. t. „The cause of the deluge demonstrated“ — „Udowodniona przyczyna potopu". W broszurze tej dodał Whiston uwagę, że kometa spowoduje trzęsienie ziemi, którą potem spali w swoim ogniu. 
    Broszura ta wywołała popłoch w całej Anglii i utkwiła na długie lata w pamięci ludności. Nawet sceptyczni Paryżanie mieli ogromny respekt przed kometami. Gdy na wiosnę 1773 roku uczony Lalande miał w Akademii wygłosić wykład o kometach, sama wiadomość o tym wykładzie przeraziła ludność paryską. Pierwszym skutkiem były poronienia i gwałtowne zgony ze strachu. Czekano ze zgrozą na dzień 12 maja, w którym pojawić się miał kometa i dopiero gdy fatalna data minęła bez katastrofy, zaczęły się umysły powoli uspokajać. 


    Znakomity lekarz i astronom berneński, Olbers, uczynił uwagę, że kometa Bieli z końcem października 1832 r. zbliży się do linii obiegu ziemi — a nie do samej ziemi, od której kometa owa będzie w owej porze oddalona o 80 milionów kilometrów. Gazety ówczesne ogłosiły po prostu, że kometa spotka się z ziemią i wywołały ogromny popłoch. Tragiczne wprost skutki wywołała marna broszura o końcu świata. Były profesor uniwersytetu w Gracu, dr Rudolf Falb, znany prorok katastrof meteorologicznych, zapowiedział w r. 1899 odczyt o „spadających gwiazdach". Po tym odczycie rozeszła się pogłoska, że ma nastąpić zderzenie się ziemi z Leonidami. Ludność wiejska zaniepokoiła się, ale duchowni i nauczyciele zdołali jej wytłumaczyć bezpodstawność wszelkich obaw, które podsycała jakaś obskurna broszura o końcu świata. Tytuł jej brzmiał: „Koniec świata dnia 13 listopada 1899 r. według prof. Rudolfa Falba“. Oczywiście nazwisko Falba zostało nadużyte bez jego wiedzy.

    Broszura, jak wspomnieliśmy, wywołała w Niemczech niewielkie skutki, ale przetłumaczona na  język rosyjski i ruski stała się przyczyną tragicznych zajść. Gdy pośród ciemnej masy chłopów i robotników ruskich rozeszła się wieść, że dnia 13 listopada pomiędzy godz. 2 a 3 po północy nastąpi koniec świata, robotnicy w gubernii charkowskiej opuszczali gromadnie fabryki i czem prędzej wracali do swoich wsi, ażeby umrzeć na ojczystej ziemi. Były wypadki, że grupy ludzi popełniały razem samobójstwo, ażeby nie widzieć katastrofy. 
    Zderzenie się ziemi z kometą wyzyskane zostało przez autorów powieści fantastyczno-naukowych. Z dawnych pisał o tem Juliusz Verne, który przypuścił, że kometa jest ciałem stałem i że dotknąwszy ziemi, oderwie część jej powierzchni z brzegu morza Śródziemnego, przyczem uniesie w przestwory gromadę ludzi.

     Z najnowszych autorów podjął ten temat głośny powieściopisarz Wells w książce swojej p. t. „W czasie komety'". Dodajmy, że było to w czasie wojny pomiędzy Anglią i Francyą z jednej, a Niemcami z drugiej strony. Wells pisał, że przez osobliwą sprzeczność zjawisko to nie wpłynęło na stworzenia żyjące w wodzie. Dowodem tego były losy łodzi podwodnej, której załoga nie odczuła żadnych skutków spotkania się komety z ziemią. Ostatecznie ziemia obudziła się pośród atmosfery, oczyszczonej ogonem komety. Ale tylko w książce Wellsa."
    "Nowa Reforma"

    Kometa przeszła nad Krakowem niezauważalnie, oprócz straconego honoru, cnoty i portfeli nie straciło się nic.
    Wyjątkiem może być śmierć Teodora Talowskiego 1 maja 1910 r., który może i nie przewidział swojej śmierci tak jak Mark Twain, ale z pewnością był o wiele większą od komety Halleya gwiazdą na niebie polskich architektów przełomu XIX i XX w.

    W oparciu o "Nową Reformę", "Kogucik" i książkę Stanisława Broniewskiego "Igraszki z czasem".

    P.S. Alfabet prasowy będzie za tydzień -  brak ciekawych wiadomości z ubiegłego tygodnia.


    Alfabet prasowy 15-22 luty 1916 r.

    $
    0
    0
    20 lutego 1916 r. znowu wróciła zima i wielka ilość śniegu. Nikt z tego się nie cieszył. Opał był coraz droższy i było go coraz mniej.
    Wprowadzony został nakaz meldunku. Każdy mieszkaniec Krakowa, który po wybuchu wojny wyjechał z miasta a teraz wrócił, musiał otrzymać kartę moralności oraz legitymację uprawniającą do pobytu w twierdzy Kraków.  Każdy starający się o stały pobyt musiał być zaszczepiony od ospy i mieć poświadczenie od dyrekcji policji.
    Utworzone zostały jatki z mięsem końskim. Coraz więcej ogłoszeń o zaginionych psach...



    PISOWNIA ORYGINALNA 
    Na podstawie "IKC"  z 1916 r. z MBC.
    "Nowej Reformy" nie ma, bo w JBC szwankuje wyświetlanie.

    B jak Bukiety
    "Moda w kwiatach. Z ukazaniem się nowej sylwetki kobiecej zmienił się również gust wielu modnych drobiazgach. Przy ofiarowywaniu kwiatów za najbardziej elegancką uważaną była dotychczas smukła wiązanka o długich łodygach. Obecnie zaś, z powrotem ech biedermeierowskich i rococo staje się bukiet coraz szerszy i równiej­szy. Ów nieszczęsny, wyśmiewany "mankiet" po­jawia się znowu jako sztywna, stylizowana rama, okalająca delikatnie ułożone kwiaty. Między da­wnym, a dzisiejszym "porte-bouque“ jest jednakże ta różnica, że przed laty „mankiet" wyrabiano z papieru, ozdobionego koronką, obecnie zaś na ten cel używa się haftowanego jedwabiu, związanego v piękną kokardę kolorową wstążką.
    Powodzeniem cieszą się również biedermeierowskie wianuszki o delikatnie cieniowanych tonacji i zakończone "wdzięczną" kokardką. Pleciony róg obfitości, z którego wypada deszcz kwiatów, mały bukiecik, związany puklem ze wstążki o długich, spadających końcach i do ręki przymo­cowany, płaska wiązanka z symetrycznie równo ułożonych kwiatów — oto najnowsze pomysły mody kwiatowej."

    C jak Cenny zbiór sztuki
    "Wczoraj przybył do Krakowa cenny zbiór za­bytków sztuki z obszarów wschodniego terenu wojny, mianowicie obrazy starych mistrzów, portrety historyczne, dzieła sztuki w bronzie i w porcelanie, tkaniny i gobeliny oraz broń staro­polska. Właściciel tych prawdziwych skarbów, obywa­tel z Mińskiego, p. D., zwrócił się do pewnego austryackiego komendanta z prośbą o interwencyę. Ten natychmiast sprawą gorliwie się zajął i cenne owe zbiory załadowano w 14 skrzyń, które natychmiast wy­słano do Krakowa. W całości i nienaruszony transport ten, który zajął cały wagon, przybył na miejsce przeznaczenia i tu został przez wła­ścicieli oddany na przechowanie Uniwersyte­towi Jagiellońskiemu jako depozyt."

    J jak Jatki z mięsem końskim
    "Otwarcie jatek z mięsem końskiem. Na mieście pojawiły się afisze, donoszące o otwarciu dwóch jatek z mięsem końskim, jednej w Krakowie, drugiej w Podgórzu, o kiełbasach z mięsa końskiego, oraz o popularności koniny.
     Zdaje się, że ludność uboższa u nas ma pewne uprzedze­nia do spożywania koniny, uprzedzenie zresztą niesłuszne, tak samo jak i do innych gatunków mięsa, mniej używanych, jak n. p: mięsa z królików i t.d . Uprzedzenia te teraz należałoby zwalczać."

    K jak Kradzież
    "Janowi Górnickiemu, zamieszkanemu przy ulicy Kupa pod l. 1, skradziono złoty pierścionek, oraz 800 K. Podobno kradzieży tej dopuściła się narzeczona Górnickiego, która następnie wyjechała cichaczem do Lwowa."



    M jak medal
    "Medal  rzeżbiarza Lewandowskiego "Poległym na polu chwały" jest bezsprzecznie jedną z najpiękniej pomyślanych i wykonanych pamiątek narodowych dla Legionów. Medal przedstawia nagiego młodzieńca z mieczem w dłoni, leżącego na polu bitwy. Na piersi składa mu wieniec bo­gini wojny, Minerwa, wsparta na kopii. W dali  widać całe szeregi legionistów, spieszących do Warszawy, która widnieje daleko kolumną Zyg­munta. Wśród szeregów piechoty jedzie na ko­niu twórca Legionów, Piłsudski, a w obłokach,  wśród wschodzącego słońca, unosi się orzeł polski.
    Medal jest prawdziwie pięknym, a ponie­waż w małej ilości wybity, będzie stanowić nie tylko artystyczną, ale dla swej ograniczonej ilości i wielką numizmatyczną wartość. Medale są do nabycia w Składnicy c. i k.  Urzędu Opieki wo­jennej we Lwowie, plac Maryacki 8, w Krako­wie — Rynek 9."

    P jak Przesuniecie kamienia Tadeusza Kościuszki.
    "Po uporządkowaniu i otwarciu nowej li­nii tramwajowej w głównym Rynku, umieszczono
    obecnie z powrotem w rynku kamień Kościuszki, usunięty poprzednio ze względów budowy tram­waju. W stosunku do dawnego swego położenia kamień pamiątkowy przesunięto obecnie o kilka metrów w głąb rynku, z pewnem zboczeniem ku wieży ratuszowej.
    Prawda, że dotychczasowe położenie kamienia nie odpowiadało momentowi historycznemu, pra­wda, że kamień — jak to wykazał inż. T . Nie­dzielski w „Miesięczniku art.“ , na podstawie pomiarów obrazów Stachowicza — powinien by le­żeć u wylotu ul. Szewskiej, ale też, skoro nie można go było przenieść na właściwe miejsce nie racya, aby go przenosić na miejsce całkiem dowolne.
    Wszak na dotychczasowej pozycyi leżał on już pół wieku."

    R jak Ruch budowlany. 
    "Z powodu wojny również tego roku nie będzie ruchu budowlanego w Krakowie, a to zarówno z powodu braku robotników, jak i materyałów budowlanych. Dotąd do budownictwa miejskiego nie wpłynęły żadne plany na nowe budowle; zachodzi też wątpliwość, czy z powodów przytoczonych będą mogły być tego roku prowadzone roboty okoły dawniej rozpoczętych większych domów, jak p. Teodora Wójcickiego przy ulicy Mikołajskiej, p. Będzikiewicza przy linii A B i t. d. Na Kazimierzu również zaczętych jest kilka większych domów, co. przy ulicy Krakowskiej, których budowa musiała być wstrzymaną. Mimo wstrzymania ruchu budowlanego, mieszkań do wynajęcia w miećcie i na Kazimierzu, jest dużo, szczególnie większych, złożonych z 4 i 5 pokoi. Wielka drożyzna zniewala do opuszczania większych, a poszukiwania mniejszych mieszkań."

    S jak Samozapalne cygara
    "Cygara, które się same rozpalają, to najnowszy wynalazek niemiecki, już opatentowany. Tajemnica wynalazku polega na tem, że cygaro to urządzone jak zapałka, t. j. że ma na końcu tę samą masę zapalania, jaką mają zapałki. Przez potarcie cygara następuje zapalenie. Praktyczność nowego cygara ma się okazywać szcze­gólnie w otwartem polu, wątpliwe jest jednak,  czy pierwszy dym zadowolni smak palaczy."

    Ś jak Śmierć matki Stanisława Przybyszewskiego.
    "W Wągrowcu w Wielkopolsce zmarła w tych dniach matka znanego polskiego dramaturga i powieściopisarza Stanisława Przybyszewskiego — ś. p. Dorota Przybyszewska. Zmarła, urodzona w Łomżynie, w Prusach Zachodnich, była jedy­ną córką oficera ułanów polskich (powstańców Grąbczewskiego). Pierwsze nauki pobierała na pensyi w Toruniu, poczem po śmierci ojca i po skonfiskowaniu majątku rodzicielskiego pod Włocławkiem przez rząd rosyjski, zmuszona była zarobkować na własne utrzymanie, spełniając przez kilka lat zawód nauczycielski u pp. Znanieckich w Łękocinie, powiatu inowrocławskiego. Tam poznała też nauczyciela szkoły wiejskiej w Łojewie — Józefa Przybyszewskiego i wyszła za niego go za mąż. Z małżeństwa zrodziło się 4 synów pomiędzy nimi syn Stanisław.
    Zmarła odznaczała się wysokiem wykształceniem i muzykalnością oraz nieskazitelną prawością charakteru i wielką bystrością umysłu.
    Życie jej nie szło po różach, lecz było ustawicznem  pasmem męki, udręki i walki nawet o byt.
    Ostatnie lata poświęciła zmarła wychowaniu wnuka, Bolesława, który po ukończeniu gimnazyum w Wągrowcu, udał się do Warszawy, aby zapoznać się z duchem muzyki przed dalszemi studyatni na uczelniach zagranicznych.  Ciągłe zmartwienie, ciągły lęk o los ukochanego wnuka, o którym wieści zaginęły od chwili, gdy został z Warszawy wysłany w początkach wojny do Orenburga jako poddany niemiecki przyczyniły się znacznie do skrócenia jej udręczonego  żywota. Zmarła pozostawia po sobie szczery żal tych, którzy ją bliżej znali. Pamięć  o niej jednak nie zaginie już, gdyż najpiękniejsze karty, pisane przez jej syna, poświęcone są właśnie jej, uznanej przez niego za "święta męczennicę".


    W jak “Wielka Berta."
    (Bajka wojenna).
    U wielkiej "Berty" armaty zeszli się, jak na wesele —
    Trzej wybitni przyjaciele:  kartacz, szrapnel i granaty.
    Nuż każdy z nich pod niebiosy wsławiać się różnymi glosy.
    "Kartacz"— wali, niby sito i przez niego to zabito wrogów tyle,
    "Cóż lepszego nad me race?"  rzecze szrapnel —
    "Niszczę wszystko i pałace niee oprą się "mojej sile"
    "Na nic wszystko, wy kamraty" odrzeką na to granaty, —
    "Jam potężny — ja tak twierdzę bo przeze mnie nikną twierdze".
    "Wy kurczęta"  krzyknie Berta tak zawzięta, iż umilkły,
    "Niech pamięta z was to każda,  żem Wielmożna i nie można zapominać,
    Iż wśród męstwa to ja prowadzę do zwycięstwa!"

    W jak Wyskakiwanie z tramwajów
    "Przeciw wyskakiwaniu z tramwajów. Urzędownie stwierdzono, że w ostatnich czasach mno­żą się nieszczęśliwe wypadki, spowodowane wyskakiwaniem lub wskakiwaniem do będących w ruchu wagonów tramwajowych, szczególnie na linii Szewska — Park krakowski w godzinach po­ południowych, gdy młodzież szkół średnich opu­szcza zakłady naukowe. Wobec tego dyrekcya
    po­licyi zwraca uwagę, że surowe przepisy zabra­niają wyskakiwania lub wskakiwania do jadących wozów tramwajowych i że dopuszczający się te­go przekroczenia będą pociągani do surowej od­powiedzialności. Byłoby wskazanem, aby zarządy szkół zachęciły młodzież do szanowania przepi­sów we własnym jej interesie."

    Wizyta Mr Stewart'a w Krakowie - 1965 r.

    $
    0
    0
    Wiosna, wiosna, ach gdzie ty? - chciało by się rzec, lecz... Wraz z wiosną będę musiała zaprzestać tak częstych publikacji na blogu i profilu FB, gdyż zacznie się sezon wycieczkowy i przewodnik z rana do pracy marsz! Chyba... że nie będę spać, zatrudnię krasnoludki lub całkowicie przełożę życie internetowe nad osobiste, co niestety i tak już ma miejsce.
    Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam oprowadzać i być z ludźmi, ale uwielbiam też szperać, czytać, nie spać po nocach i dalej grzebać, węszyć, przeżywać ileś tam żyć według śp. Umberto Eco itd.  W sezonie, w takiej ilości, jest to niemożliwe.
    Natomiast, jeżeli chcecie poczuć się jak Minister Spraw Zagranicznych Pan Stewart to zapraszam! Pogoda musi być ładna, słoneczna, maj albo wrzesień - jak w tym przypadku. Niestety, nie jestem  prof. Karolem Estreicherem, ale koty mam i mogę przynieść na dziedziniec Collegium Maius. Śpiewna wymowa i twarde powojenne "Ł" także gwarantowane ;).

    Artykuł z "Dziennika Polskiego" 224/1965  z MBC.
    Wszystkie zdjęcia są własnością BRITISH PATHE.
    Koniecznie obejrzycie całe nagranie z pobytu Michaela Stewarta w Krakowie!!! KLIK!



    "To był czwarty dzień pobytu ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii - Michaela Stewarta w Polsce. Krakowski dzień - poniedziałek - wypełniło zwiedzanie miasta: najcenniejszych zabytków kultury i architektury.
    Minister M. Stewart przybył do Krakowa w niedzielę po południu wraz z małżonką i towarzyszącym
    mu osobami. Gościowi, brytyjskiemu ze strony polskiej towarzyszyli: wiceminister spraw zagranicznych Józef Winiewicz, ambasador Polski w Wielkiej Brytanii - Jerzy Morawski wraz z małżonką. dyrektor departamentu w MSZ - amb. Eugeniusz Milnikiel z małżonką oraz inni wyżsi urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ministrowi towarzyszył ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce George Lisle Clutton. Na temat niedzielnego wieczornego pobytu M. Stewarta - połączonego ze zwiedzaniem zamku królewskiego na Wawelu - obszernie pisała prasa krakowska wczoraj.



    To, co najbardziej interesujące, piękne, zabytkowe w naszym mieście pokazaliśmy gościowi brytyjskiemu w poniedziałek. Najpierw więc zapoznał się Michael Stewart ze zbiorami Muzeum Czartoryskich i następnie z Biblioteką Jagiellońską. Interesował się brytyjski mąż stanu zbiorami naszej największej biblioteki, jej organizacją pracy i działalnością w jednym z największych ośrodków akademickich w kraju.



    Historia i dzień dzisiejszy Collegium Maius żywo interesowały ministra M. Stewarta. Tu gościa brytyjskiego powitał rektor Jagiellońskiej Wszechnicy, członek Rady Państwa: poseł prof. Mieczysław Klimaszewski. Zwiedzanie muzeum UJ, gdzie oprowadził delegację brytyjską, zapoznając ją ze zbiorami tej placówki, prof.  dr Karol Estreicher, oraz złożenie podpisu w księdze pamiątkowej 600-lecia UJ zakończyło pobyt w Collegium Maius.
    Ładna, słoneczna pogoda pozwoliła gościom brytyjskim podziwiać piękno starych krakowskich kamieniczek na Rynku Głównym. Tutaj M. Stewart zwiedził zabytkowe budowle: Sukiennice i Kościół Mariacki.

    Następnie goście wyjechali do Piaskowej Skały. W renesansowym zamku, który stanowi filię Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu ministra M.. Stewarta podejmował śniadaniem przewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, poseł Józef Nagórzański.

    Po powrocie z Pieskowej Skały. min. Michael Stewart złożył wieniec na grobach Anglików oraz żołnierzy Wspólnoty Brytyjskiej pochowanych na cmentarzu Rakowickim.
    W godzinach popołudniowych na krakowskim lotnisku dostojnego gościa żegnali przedstawiciele najwyższych władz miasta i województwa składając mu najlepsze życzenia. (raj)
    "

    Zachwycam się tym, że są oprowadzani po Rynku bardzo standardowo: przystanek przy nieoryginalnej już płycie na miejscu przysięgi Kościuszki, Ratusz w remoncie, przystanek z drugiej strony Sukiennic - pewnie legenda o wieżach, kwiaciarki, Mariacki...
    Zachwycam się też K.Estreicherem i wszechobecnymi kotami. To przyjemność patrzeć na jego posturę w ruchu. Szkoda, że nie mam już "Dziennika wypadków" t. 3 - sprawdziłabym jak on opisał tę wizytę. A może ktoś sprawdzi za mnie?

    P.S. Alfabet prasy będzie - pojutrze.

    Alfabet prasowy 23 luty - 3 marca 1916 r.

    $
    0
    0
    1916 r. też był rokiem przestępnym.
    Świat żyje bitwą pod Verdun, która dopiero się rozpoczęła i nikt nie podejrzewa, że będzie trwała aż do grudnia. Na czele II Armii  pod Verdun staje Philippe Pétain, ten sam który podczas II wojny światowej zostanie szefem kolaboracyjnego rządu Vichy. Natomiast 2 marca do niewoli niemieckiej dostał się ciężko ranny Charles de Gaulle.
    W naszym mieście na przełomie lutego i marca bardzo podrożało mydło. Ciągle brakowało cukru, tytoniu i mąki. Wprowadzony został stały cennik na wszystkie towary spożywcze i przemysłowe, aby uniknąć spekulacji.

    PISOWNIA ORYGINALNA 
    Na podstawie "IKC"  z 1916 r. z MBC i "Nowej Reformy" z JBC.




    30 jak 30 Lutego.
     Możliwe niemożliwości.
    Na pierwszy rzut oka data powyższa jest fikcyą, a jednak pomimo pozorów, tak nie jest dlaczego - zaraz wyjaśnimy.
    Na jednym z okrętów międzynarodowego To­warzystwa żeglugi znaleziono w podręcznem ar­chiwum kartę obiadową z datą... 30 lutego 1904. Początkowo myślano, że jest to błąd drukarski, później jednakże wyszło na jaw, że powyższa data jest najzupełniej prawdziwą, a powstała w następujący sposób:
    Obiad, o którego menu idzie, odbył się na okręcie „Syberya", jadącym z Yokohamy do San Francisko. Wiadomą jest rzeczą, że opływając ziemię z zachodu na wschód, zyskuje się dzień jeden i w tem właśnie położeniu znalazła się "Syberya" z końcem dnia 29 lutego 1904. Po­nieważ dzień 1 marca miał się rozpocząć według kalendarza dopiero za 24 godzin, wolny zu­pełnie dzień pomiędzy 29 lutym a 1 marca na­zwano — słusznie zresztą: 30 luty! Jakkolwiek więc data powyższa wygląda nieprawdopodobnie, w gruncie rzeczy jest ona zupełnie prawdziwa.
     "IKC"

    C jak Chleb krakowski, czyli zamiast mąki – sznurek!
    Do naszej redakcyi coraz częściej zgłaszają się osoby, przynoszące jako „corpus delicti” kawałki chleba, zawierające najróżnorodniejsze mniej lub bardziej „smakowite” dodatki. Wczoraj mieliśmy sposobność ponownie przekonać się, narzekają ludności na zły chleb są w zupełności umotywowane. Pokazano nam chleb, zawierający... sznurek! jest kwestyą sporną, czy sznurek ten materiał do rumuńskiego młynarza, czy też krakowskiego piekarza, w każdym bądź razie był to potężny sznur, którym właściciel chleba, jak sam się wyraził, z chęcią wyliczyłby sprawcy jego dostania się do chleba — odpowiednią liczbę razów!
     "IKC"

    D jak Dzieci nieślubne zrodzone z powodu inwazyi.
    Czytamy w „Nowinach Wiedeńskich": Rząd rozpatruje obecnie sprawę wychowania i nazwiska dzieci nieślubnych, zrodzonych „z powodu" inwazyi nieprzyjacielskiej. Stwierdzono że takich dzieci zwłaszcza w Galicyi jest pokaźna liczba. Władze powiatowe i gminne otrzymały już polecenie przedłożenia wykazu dzieci nieślubnych, zrodzonych w czasie inwazyi.
    "Nowa Reforma"

    N jak Nowa tania herbata.
    Dzisiaj, gdy świat cały stara się przy pomocy danych środków wyżywić się możliwie najtańszym kosztem - żaden środek nie jest zbyt zły do zaspokojenia głodu i wypełnienia żołądka, z drugiej jednak strony około często bardzo wartościowych odżywczo rzeczy przechodzimy obojętnie.
    Do tych ostatnich należy herbata, przyrządzana z łupek orzechów włoskich, smaczniejsza i zdrowsza, ani­żeli sobie wyobrazić można. Sposób przygotowania jest następujący: Zupeł­nie suche łupki dojrzałych orzechów włoskich po oddaleniu ziarna należy gotować przez kilka minut, a mianowicie tak długo, dopóki woda nie nabierze koloru żółtawego. Na dwie filiżanki herbaty wystarczy trzy łupinki orzecha, napój zaś można ulepszyć przez dodanie rumu, mleka lub cytryny."
    "IKC"


    M jak Mleko
    "Dzięki ofiarności nieznanego dobroczyńcy, który przeznaczył znaczniejszą sumę na bezpłat­ne rozdawnictwo mleka między najuboższe nie­mowlęta w pierwszych czterech miesiącach życia,  bez względu na wyznanie — utworzyły się dwa komitety pań, które zajmą się tem rozdawni­ctwem. Pierwszy komitet, złożony z pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo i pp. Ekonomek będzie wydawał mleko przy ul. Warszaw­skiej 1. 6.
    Drugi komitet pań będzie wydawał mleko przy ul. Krakowskiej 1. 53 dla dzieci mieszkających w dzielnicach Stradom Kazimierz i Podgórze. Rozdawnictwo bezpłatne mleka roz­pocznie się 2 marca.
    Matki, które chcą ko­rzystać z tego dobrodziejstwa, mają się zgłaszać w lokalach wymienionych komitetów, codziennie do 1 marca w godz, między 3 - 5 po pol."
    "IKC"

    P jak Pomysłowi złodzieje
    Wczoraj o godz. 1 po poł. do magazynu jubilerskiego Glixellego przy ul. Grodzkiej nr 2 weszło dwóch elegancko ubranych mężczyzn, którzy zażądali pierścionków. Właściciel sklepu uczynił zadość żądaniom kupujących, którzy jednakże obejrzawszy przedłożone pierścionki, nie kupili żadnego. Właściciel sklepu sprawdziwszy, że pudełka istotnie zawierają pierścionki, schował je do szuflady. Po wyjściu jednakże nieznajomych, pragnąc widocznie skontrolować je po raz wtóry, począł przeglądać pudełka i ku wielkiemu swemu zdumieniu spostrzegł, że w jednem z nich zamiast kosztownego pierścionka, wartości 100 koron, znajdował się bezwartościowy falsyfikat. Okazuje się, że pomysłowi złodzieje zdołali niepostrzeżenie wyjąć pierścionek z pudełka, a pozostawić właścicielowi blaszany, bezwartościowy krążek... na pamiątkę!"
    "IKC"

    R jak Rabin
    Odznaczenie rabina polowego. Za znakomitą i pełną poświęcenia służbę wobec nieprzyjaciela nadał cesarz rabinowi polowemu, dr Bernardowi Templerowi, złoty krzyż zasługi z koroną na wstędze medalu waleczności. Dr Templer, który przed wojną był rabinem i profesorem religii Mojżeszowej w Wiedniu, jest autorem szeregu poważnych prac naukowych. Po wybuchu wojny został rabinem wojskowym w Wiedniu, poczem zaraz zgłosił się na front bojowy'. Po 13-miesięcznym pobycie na froncie, został dr Templer przeniesiony do Krakowa, jako rabin twierdzy.
    "Nowa Reforma"


     T jak To... dopiero sztuka.
    "To nie sztuka
    Zabić sowę.
    Grać na trąbie,
    Doić krowę
    Bet kaloszy
    Iść przez Rynek,
    Zjeść zepsutych
    Funt sardynek...
    Ale sztuki
    Wielkiej trzeba
    Dziś ..i z kartą
    Dostać chleba"
    "IKC"
     
     W jak Wiosna wczoraj :)
    "Dzień wczorajszy. Czy to już wiosna? Tyle słońca, tyle światła! Niebo czyste, bez chmurki, błękitne.. Ziemia, oblana kaskadą złocistych pro­mieni, kąpie się w słonecznej powodzi. W mieście większy ruch, tętno życia uderzyło silniej; uśmiechnięte twarze, radosne spojrzenia. Wyległy tłumy, przelewa się fala ludzka po głównych arteryach miejskich; na „Corso " dziecinnem przy ul. Dunajewskiego toczą się wózki i wózeczki i maleństwami, dalej postępują „nianie" i „mamusie"! Na plantach pojawiają się cale grupki młodzieży i starszych, niektórzy kierują się ku Błoniom; gdzie przestrzeń, powietrze... gdzie całą piersią można odetchnąć. Tak bardzo po­trzeba każdemu tego oddechu, bo dzisiaj na świecie duszno... i ciasno! Trudno się obracać w warunkach dzisiejszego życia, a jednak... trze­ba! Trzeba mężnie przetrwać chwile przełomu, lata wojny i klęski, a jednocześnie przysposabiać się do... przyszłości, tej przyszłości, która choć osłonięta tajemniczą mgłą, wierzymy, będzie bardziej pogodną, bardziej słoneczną, jak wiosna, której pierwsze promienne tchnienie, spłynęło oto nad Polską ziemią".
    "IKC"

    Z jak zegarek
    Czyj zegarek? Do pewnego jubilerskiego sklepu przy ulicy Stradom zgłosiła się wczoraj w południe jakaś elegancko ubrana dama i ofiarowała na sprzedaż stojący srebrny zegarek (antyk z kalendarzem i termometrem). Gdy kupiec zażądał od sprzedającej damy legitymacyi, otrzymał odpowiedź, że legitymacyę natychmiast z domu przyniesie. Istotnie dama ze sklepu wyszła i więcej się nie zgłosiła, zegarek zaś złożono później w dyrekcyi krakowskiej policyi.
    "IKC"

    Ż jak Żołądek Krakowa.
    Według sprawozdania miej­skiego Biura statystycznego w ciągu stycznia przywieziono do Krakowa 8.336 hektolitrów na­pojów alkoholowych, wczem 5710 hl. piwa, 4170 sztuk bydła rogatego i cieląt, 186 owiec i kóz, 3589 sztuk trzody chlewnej, 77980 kg mięsa i wędlin, 33856 sztuk drobiu i gołębi, 247 sztuk ptactwa dzikiego, 32 sarny, 2441 za­jęcy, 53214 kg ryb i 435593 kg owoców."
    "Nowa Reforma"

    Dawny Kroke - projekt

    $
    0
    0
    "Teraz jak już było po tej wojnie, jak już Żydów nie było, był taki listopadowy wieczór, czekałam na tramwaj na 10-kę i patrzyłam się na przeciwko na taką kamienicę, gdzie przed wojną w piątek zawsze we wszystkich oknach świeciły się świece, bo to był Szabes. Mi łzy do oczu doszły, stałam i patrzyłam się i łzy mi ciekły z żalu, że to wszystko się skończyło, że tam już dzisiaj jacyś inni obcy ludzie, a wtedy to tętniło życiem. U nas w kamienicy mieszkały trzy żydowskie rodziny..."
    Wspomnienie Marii Goettel z audiohistoria.pl



    Jak już wspominałam w Krakowie mieszkam od 2001 r. Gdzieś w 2003 obudziła się we mnie chęć poznania tego miasta. Zaczęłam nie od Rynku, Wawelu, Kazimierza, lecz od Podgórza, a konkretnie od  terenu getta. Może jakieś wspomnienia z filmu Spielberga zaważyły, może to, że w tym samym czasie zbierałam materiały do pracy magisterskiej o innej zagładzie, która działa się w latach 30-tych w miejscu w którym się urodziłam. Nie wiem.
    Tak naprawdę zaczęłam znajomość z Kroke od końca. Teraz chcę przewrócić je do życia i wrócić do momentu największego rozkwitu, czyli okresu międzywojennego. Pragnę, by przechadzając się ulicami Krakowa i patrząc na mniej lub bardziej ładne przedwojenne kamienice, zdawalibyśmy sobie sprawę, że tu żyli, byli, uczyli się, kochali i nienawidzili, handlowali, posiadali, modlili się lub nie ... lub po prostu - sprzedawali łuskany groch z miednicy w papierowych tytkach. Nie wiem czy komuś będzie to potrzebne, może akurat stracę czytelników, gdyż  DALEJ niestety spotykam się w Krakowie z antysemityzmem.  Jestem judeofilem, w tym samym stopniu co i polonofilem. Badając dzieje Krakowa nie da się inaczej. I nie chodzi tu wcale o Kazimierz, choć o nim będzie też.

    Dawny Kroke będzie wyłącznie profilem na Facebooku. W miarę moich możliwości też w języku angielskim. Będę zamieszczała tam teraźniejsze zdjęcia kamienic z wspomnieniami z pierwszej ręki poparte dowodami z ksiąg adresowych, a także zdjęcia dawnego Kroke z różnych archiwów.

    Zapraszam - DAWNY KROKE.

    A teraz posłuchajmy dalej opowieści Pani Marii:

    "Bardzo dużo było sklepów żydowskich z futrami i materiałami, na Floriańskiej była słynna Schrajberowa. Ona miała tylko po jednym kuponie materiału. To te wszystkie snobki, żeby ktoś inni takiej suknie nie miał to szli do niej. Ona miała sklep na parterze i na pierwszym piętrze. Na pierwszym piętrze sklep z pościelą bardzo ładną. Mama moja zawsze kupowała u niego ręczniki i bieliznę pościelową i miała tam w zeszycie swoje konto. Przychodziła zapłacić 10 zł miesięcznie, a on mówił tak: - Pani Bochenkowa, ja tu tylko chciałem pokazać jaką dymkę dostałem z Łodzi wczoraj. A mama mówi:  - Panie Łazar niech mi Pan tu żadnej dymki nie pokazuje, ja tu tylko przyszłam zapłacić za dawny rachunek i proszę mnie wykreślić. - Ale kto Pani każe kupować, ja chciałem tylko Pani pokazać. A jak pokazał to mama mówi,  niech Pan da tego dwa i znowu konto rosło... Cała Długa to były żydowskie sklepy. Floriańska też."

    Viewing all 114 articles
    Browse latest View live