Quantcast
Channel: DAWNY KRAKÓW
Viewing all 114 articles
Browse latest View live

Alfabet prasowy 4-11 marca 1916 r.

$
0
0
Jak się Wam podoba  marcowa pogoda w tym roku? Oczywiście pamiętacie wczorajszą, a zatem cytując za "IKC":  "...Ważnym jest ze względu na wiarę ludu, przy­wiązaną do 40 Męczenników, dzień 10 marca, który jest tym świętym Kościoła poświęcony.  Bacznie obserwuje lud pogodę w dniu owym i powiada: Czterdziestu Męczenników jakich,
Będzie czterdzieści dni takich."

Uzbrajamy się więc w koce, książki, herbaty, kawy, czekolady, biblioteki cyfrowe, nie wyłazimy z domu i  piszemy posty przez kolejne czterdzieści dni ;).

PISOWNIA ORYGINALNA 
Na podstawie "IKC"  z 1916 r. z MBC i "Nowej Reformy" z JBC.


B jak Brak
"Brak tłuszczów w Krakowie. Już od tygodnia mniej więcej w żadnej z masarń krakowskich nie
można otrzymać smalcu, słoniny, ani nawet t. zw. bilu, to jest słoniny niepreparowanej. Przed kilku dniami niektóre masarnie sprzedawały jeszcze publiczności te tłuszcze w niewielkich ilościach teraz i to ustało. Tłuszczów wieprzowych żadnych nigdzie niema, a masarze przygotowują publiczność na jeszcze gorsze czasy, strasząc ją zupełnym brakiem w niedługim już czasie nie tylko tłuszczów, ale i mięsa. Czy się te ponure przepowiednie pp. masarzy sprawdzą - nie wiadomo, w każdym razie obecnie tłuszczów na prawdę nie ma dla publiczności. Bo co do masarzy, to "vox populi" twierdzi, że oni je posiadają i że tylko ich obawa, aby się większe ilości tłuszczów u publiczności nie zepsuły, powstrzymuje ich od sprzedawania. Bite przez masarzy stale świnie muszą  przecież mieć na sobie jakiś tłuszcz."
Nowa Reforma

D jak Dębniki
"Budowa kościoła w Dębnikach. W sobotę odbyła się w biurze prezydenta miasta dra Leo konferencya członków prezydyum miasta z ks. biskupem Sapiehą i prałatem ks. Krupińskim w sprawie przyspieszenia budowy kościoła parafialnego w Dębnikach.
Jak wiadomo, w maju r. 1914 Rada miejska uchwaliła odstąpić bezpłatnie potrzebny pod budowę kościoła grunt i przyczynić się do kosztów budowy kwotą 100.000 K. Obecnie idzie o przyspieszenie tej budowy, względnie gdyby to się nie dało teraz przeprowadzić, o wprowadzenie pewnego rodzaju prowizoryum koniecznego dla codziennych potrzeb duszpasterskich przyszłych parafian tamtejszej dzielnicy. Na sobotniej konferencyi sprawę tę wyczerpująco omówiono, tak, że rzecz sama postąpiła znacznie naprzód i jest wszelka nadzieja, że jeszcze w bieżącym roku budowa się rozpocznie.
Nowa Reforma

 J jak Jama Michalikowa
"Wieczór w „Jamie Michalikowej". Jutro t.j we wtorek o godzinie 9 wieczorem odbędzie się w "Jamie Michalikowej" wieczór deklamacyjno-wokalny. W produkcyi  biorą udział panie: Zofia Czaplińska, Adolfina Zimaier, Halina Zimaier-Rapacka, oraz kilku innych artystów. P. Czaplińska wypowie monolog „Uwiedziona", oraz niektóre utwory z Berangerą; p. A. Zimaier odśpiewa między innemi „List Maryanny do Jasia" w kostyumie, a pani H. Rapacka odśpiewa szereg nowych piosenek. Część dochodu przeznaczoną została na Czerwony Krzyż i na dary świąteczne dla legionistów."
Nowa Reforma

Z prawej Zofia Czaplińska i Adolfina Zimajer
K jak Kradzież.
"Do lokalu polskiego Związku niewiast katolickich przy placu Szczepańskim pod 1. 5, włamali się wczoraj przed południem niewyśledzeni dotąd złodzieje i splądrowali szafy i biurka w poszukiwaniu za gotówką, której nie znaleźli, bo jej tam nie było."
Nowa Reforma

M jak Moda wiosenna - obrazek wyżej
"Najnowsze modele mód wiosennych dla pań wykazują że wzięciem wielkiem cieszą się żakiety wcięte a nie mniej także a la directoire. Z ko­lorów, oprócz ciemnego brązowego także nie­bieski i zielony. Przy wielu toaletach znaleźć można hafty, zwłaszcza srebrne. Natomiast do tej chwili jeszcze nie ustalono ostatecznie formy rę­kawów. Bufy znajdują się raz na ramiączkach, kiedy indziej w środku rękawa lub u dołu, a nie­kiedy, dla odmiany brak ich wcale.
Kostyum pierwszy, utrzymany w tonie piaskowym, żakiet posiada odstające kieszonki, z przodu zaś efektowną białą kamizelkę pikową, obłożoną jedwabnym taftem.
Wolny żakiet model 2 — w kolorze drapp, formy kloszowej, zaopatrzony z przodu i z tylu paskiem, posiada nadto efektowny kołnierz, da­jący się zapinać wysoko podszyję, lub wykładać swobodnie na ramiona.
Trzeci wreszcie model, kostyum fałdzisty w kolorze ciemno-zielonym pannier podtrzymują male bukieciki kwiatów z boków, na przodzie zaś ma formę fartuszka. Staniczek z zielonego muszlinu zdobią srebrzyste hafty lub koronki. Wysoko sięgający pasek z wstążki jedwabnej kryje się częściowo pod staniczkiem, na piersiach zaś krzyżują się dwie wstążki."
IKC

M jak Morderstwo, a może samobójstwo?
Wczoraj o godz. 7 -ej wieczorem znaleziono w  Dębnikach na polach bagnistych między ul. Pol­ną a Ogrodową, niedaleko dzielnicy Zakrzówka, zwłoki elegancko ubranej kobiety, w wieku 30 do 35 lat, z poderżniętem gardłem. Przechodnie zawiadomili natychmiast c. k. Dyrekcyę policyi oraz lekarza miejskiego o strasz­nym wypadku. Przybyła na miejsca tajemniczej zbrodni komisja policyjna lekarska skonstatowała, iż ofiara okrutnego morderstwa czy też samobójczyni zmarła skutkiem upływu krwi. Identyczności owej kobiety nie można było stwierdzić, gdyż prócz torebki i portmonetki nie znaleziono ża­dnych dokumentów, z których możnaby dowie­dzieć się o jej nazwisku.
Prawdopodobnie — jak członkowie komisyi przypuszczają — dama owa w przystępie szału  poderżnęła sobie brzytwą gardło i pod wpły­wem strasznego bólu wybiegła na pola dębnickie i tam wkrótce życie zakończyła.
Organa policyjne wszczęły energiczne śledztwo w kierunku identyczności tajemniczo zmarłej
kobiety."
IKC

N jak Nowy kierownik
"Nowy kierownik robót na Wawelu. Lwowska "Gazeta Wieczorna" donosi, jak twierdzi, ze źródła miarodajnego, że w tych dniach ma ustąpić architekt Sowiński, kierownik restauracyi Wawelu, ze swego stanowiska. Powodem ustąpienia jest zły stan zdrowia. Kierownictwa robót ma objąć Adolf Szyszko Bohusz, profesor politechniki lwowskiej."
Nowa Reforma

N jak Nowy spis wojskowy.
"Jak już wczoraj donie­śliśmy, na murach miasta ukazały się afisze, wzywające, aby do spisu wojskowego zgłosili się w przeciągu 48 godzin wszyscy mężczyźni, urodze­ni w latach 1865 do 1898, dotąd z jakichkolwiek powodów nie służący w wojsku.  Przed obwieszczeniami gromadzą się tłumy
ludzi, czytając je z zaciekawienie. Do spisu należy przynieść kartę pospolitego ruszenia oraz dokumenty, stwierdzające identycz­ność osoby. Fotografia jest konieczną."
IKC

O jak odwołany
"Odwołany koncert. Zapowiedziany na wczoraj w sali Sokoła koncert kwartetu Fitznera z Wie­dnia został odwołany; od artystów tego kwartetu nadszedł telegram, iż nie znaleźli wolnych miejsc w pociągu, i z tego powodu me mogli przyje­chać do Krakowa w naznaczonym terminie."
Nowa Reforma

P jak Powolny tramwaj
"Dochodzą nas coraz częściej skargi na powolną komunikacyę tramwajową w naszem mieście. Tramwaj, który się spóźni kilka minut, musi czeka. na stacyi węzłowej — „wieczność", zanim go oswobodzi towarzysz, dążący z przeciwnej strony. Na niektórych liniach, jak naprzyklad na linii Podgórze—Rynek czas jazdy tramwajem jest bardzo często dłuższy od czasu, jaki potrzebny jest do przebycia tego dystansu piechotą. Ponieważ ceny biletów tramwajowych zostały podwyższone, pożądane byłoby, aby dyrekcya tramwajów krakowskich tem bardziej poczyniła pewne stanowcze kroki ku wysłodzie publiczności".
IKC

Ś jak Ślub
"Ślub Ludwika Solskiego. Znakomity artysta sceniczny, b. dyrektor teatru krakowskiego i b. kierownik warszawskiego teatru "Rozmaitości"— Ludwik Solski, wszedł w nowe związki małżeń­skie z p. Anetą z Mrowińskich Źychlińską, oby­watelką ziemską, ślub odbył się w Kaliszu."
IKC

W jak Wierszyk
"Wszystko sztuczne.
Ludzka wiedza i nauka
Stwarza dzisiaj istne cuda,
A naturę — fabrykatem
Wszędzie się zastąpić uda,

Sztuczne masło, mleko, jaja
(Świeżo rzecz wynaleziona)
Mało tego! Sztuczne oczy,
Sztuczne nogi i ramiona.

Sztuczne hasła i frazesy,
W które spryciarz głupich  mota —
Jedna tylko naturalna
Pozostała rzecz: głupota!"
IKC

Z jak Zabezpieczenie Ołtarza Maryackiego w Krakowie.
Znany literat, p. Ludwik Stasiak, pisząc o zni­szczonych zabytkach sztuki na łamach a "Dzienni­ka Polskiego" zaznacza między innemi:
„Ołtarz Maryacki, rzeźba drewniana, rzeźba próchniejąca, nie jest po dziś dzień odlaną. Gdyby, broń dobry Boże, świeca płonąca przed ołtarzem się przewróciła... pióro wypada z ręki na tę straszliwą myśl.
 Jedna z największych zdobyczy, może największa zdobycz nasze­go narodu, jedno z najpiękniejszych dzieł, jakie ludzkość posiada, byłoby stracone. O ile wiemy, obywatelscy konserwatorowie nigdy nie postawili wniosku o utrwalenie w spiżu, nawet w gipsie maryackiego ołtarza, nie wnieśli podania o zabezpieczenie dla narodu i dla ludz­kości tego dzieła przez jego powtórzenie, duplikowanie. Zawisły konserwator tego wniosku nigdy nie wniesie. Bo jemu nie wolno postawić wniosku o wydatek miliona koron. A więc próchno się sypie..."
IKC

Alfabet prasowy 12-18 marca 1916 r.

$
0
0
Jak widać alfabet za alfabetem. Żadnego innego postu nie udało się wyprodukować z powodu grypy i jeszcze gorszych niż ona powikłań. Pierwszy raz miałam tak, że przespałam prawie cały tydzień z osłabienia. Mogę spokojnie zostać adeptką świadomego śnienia - mnóstwo pięknych pomysłów na życie swoje i innych wyśniłam. Czas się obudzić i je realizować - tu ukłon w stronę Liezi.

W połowie marca 1916 r. Kraków obawiając się różnych chorób zakaźnych wprowadza nakaz posiadania przepustek dla osób przybywających do miasta. Poza tym ciągle problemy z aprowizacją. Gospodynie domowe muszą uprawiać "formalny run" na sklepy...

PISOWNIA ORYGINALNA 
Na podstawie "IKC"  z 1916 r. z MBC i "Nowej Reformy" z JBC.

A jak Alkoholizm
"Z "Eleuteryi". Dzisiaj o godzinie 7 wieczorem w lokalu przy ulicy Karmelickiej L. 21 odbędzie się wykład profesora A. Zawadowskiego na temat:  "Odrodzenie gospodarczo-narodowe a alkoholizm i nikotynizm". Wstęp bezpłatny dla członków i wprowadzonych przez nich gości."
Nowa Reforma

C jak Choroba zakaźna
"Przeciwko przewleczeniu chorób zakaźnych do Krakowa. Donieśliśmy o rozporządzeniu komendy twierdzy krakowskiej, iż celem zapobieżenia przewleczeniu chorób zakaźnych do rejonu fortecznego, od dnia 15 b. m. wszystkie osoby cywilne, przybywające do miasta z okolic, nawiedzonych powyższemi chorobami, muszą się wykazać na dworcu osobowym poświadczeniem władzy politycznej, że są wolne od pasożytów skórnych i poświadczeniem szczepienia przeciwko ospie, dokonanego w ostatnich trzech latach. Wskutek tego polecenia, ekspozytura policyi krakowskiej przy wydawaniu przepustek, upoważniających do 8-dniowego pobytu w mieście, domaga się świadectw szczepienia ospy na razie od osób, przybywających z Nowego Sącza i okolicy. Interesowane osoby powinny we własnym interesie zwracać baczną uwagę na to zarządzenie.
Z powodu epidemii różnych zaraźliwych chorób, obecnie wojskowe urlopy do Galicyi wschodniej i środkowej są niedopuszczalne. Do Galicyi zachodniej (komenda wojskowa krakowska) otrzymują żołnierze urlopy z wyjątkiem powiatów:   bocheńskiego, nowo-sądeckiego i jasielskiego."
Nowa Reforma

C jak Cudowne ocalenie
"Dwuletni chłopczyk, Józio Jakus, bawiąc się na ganku pierwszego piętra w domu przy ul. Zwierzynieckiej  l. 5, oparł się o balaski, z których jedna spróchniała załamała się, a biedne dziecko spadło na kamienny dziedzi­niec. Józio prócz nieznacznych obrażeń zewnętrz­nych wyszedł zaiste cudem cało ze strasznego wypadku."
IKC

K jak Kradzież
"Kradzież puszek na składki. "Uwiadamiamy P. T. Publiczność, że ukradziono ze sklepów krakowskich kilka puszek z firmą "Rodzina Sieroca". Ponieważ "Rodzina Sieroca" nie zbiera składek drogą kwesty po domach i po ulicach, przeto ostrzega się publiczność przed możliwem nadużyciem".

M jak mąka
"Nie wolno sprzedawać mąki na obce karty.
Na murach miasta pojawiło się w dniu wczoraj­szym rozporządzenie Magistratu, postanawiające, iż z dniem 19 b. m. nie wolno sprzedawać kupcom w Krakowie mąki na obce karty chlebowe. Ważne są tylko karty chlebowe, zaopatrzone pie­czątką Magistratu krakowskiego."
IKC

N jak Nie ma tytoniu!
"Od pewnego czasu zapowiadano, co istotnie nastąpiło, że w naszem mieście zabraknie tytoniu.
Zawodowi „palacze", ci, dla których cygaro lub papieros stanowiło niezbędny artykuł codziennego użytku, zadrżeli na tę, tak niemiłą dla nich wiadomość. Bardziej przewidujący zdołali poro­bić większe zapasy tytoniu, większość jednak da­rem nie dobijała się do trafik, lecz tytoń, jak upewniają właściciele, wysprzedane. Zapowiedzia­ne przybycie do Krakowa transportu tytoniu — zawiodło. Brak ten nie jest coprawda jeszcze... klęską, ale niejednem u może zrobić... przykrość!
Słusznie mówi przysłowie: „Niema tego złego, coby na gorsze nie wyszło!" Więc i tu to samo: „Palacze" nie  tylko „cierpią" wskutek braku tytoniu, ale znoszą wielkie przykrości od żon, któ­re skarżą się, że mężowie ochłodli, zmienili się, zobojętnieli...
Cóż są jednak winni mężowie starszej generacyi (młodsi są przecież na wojnie!), którzy małżeński ogień miłości podtrzymywali, paląc... cy­garo lub papierosa?... "
IKC 

O jak Oburzające
"Piszą nam z miasta: W dniu 13 b. m. liczni przechodnie byli świadkami oburzającego zajścia na placu Słowiańskim między straganami rzeźników. Mianowicie jeden z oprawców krakowskich, łapiąc psa, zarzucił sznur między ludzi tam stojących i zaczepił nim 1-roczne dziecko, trzymane przez pewną panią na ręce. Nie wiele brakowało, a biedne dziecko byłoby się udusiło. Można sobie wyobrazić przestrach matki w tej chwili. Policyanci nr 56 i nr 318 pospieszyli biednej matce z pomocą. Fakt powyższy należy podać do publicznej wiadomości, ażeby zapobiec na przyszłość podobnym oburzającym, niekulturalnym zajściom. Oprawcy uszli bezkarnie."
Nowa Reforma

P jak pożar 
"Dzisiejszej nocy około godz. 12 zostali mieszkańcy Podgórza zaalarmowani wielką łuną, któ­ra nagłe wśród ciemności rozbłysła nad wscho­dnią częścią miasta. Wkrótce okazało się, że płonie fabryka mydła i świec Ubersfehda przy ulicy Józefińskiej 41, której tyły opierają się o ulicę Słowackiego (dawniej Salinarną).
Na miejsce pożaru poczęli się zbiegać liczni okoliczni mieszkańcy, podczas gdy niebawem zagrały trąbki podgórskiej i krakowskiej fortecznej straży ogniowej, która zaalarmowana przez strażnika z wieży Maryackiej spieszyła na miej­sce pożaru w sile czterech plutonów pod wodzą swoich naczelników, starszego brandmistrza Łosiowskiego i porucznika Nowotnego. 
A czas był najwyższy, bo pożar objąwszy skła­dy parafiny i tłuszczów niszczył w oka mgnieniu budowle składowe i buchnął olbrzymim słu­pem ku górze. Niebezpieczeństwo było tem większe, że naokół znajdują się stare nawpół drewniane domy mieszkalne, w których ludność poczęła na gwałt wynosić swoją chudobę. Ogień dochodził do najwyższego napięcia, blask jego wprost oślepiał, huczały strumienie płonącej i rozlewającej się naokół ognistej parafiny, gdy strażacy otoczyli ze wszystkich stron buchające czerwonemi fontannami płomienie i puścili na nie strumienie wody.
Energiczna akcya ratunkowa trwała do godz. 1 po północy. Szkoda wyrządzona przez pożar, wynosi  około 50.000 koron. Spaliły się zapasy pa­rafiny, z której fabryka wyrabiała świece przeznaczone dla transportu do Prus."
IKC

S jak Sposób na drożyznę
"U Bizanza — piękne damy
wyczerpawszy zasób cały
nowych plotek i żurnali —
o drożyźnie rozmawiały ...
Co za ceny na produkty!
Co za ceny wielkie bogi!
Trzeba chyba jeść karmelki?
Teraz nawet cukier drogi!

Więc oszczędzać? Tak, oszczędzać!
Dam wam panie dobrą radę :
Zaprzestańmy pić herbatę,
Niech podadzą czekoladę."
IKC
 
Z jak Zmuszeni
"Położenie ubogich ludzi, żyjących z tygodniowego zarobku, może zrozumieć tylko ten, kto chociaż raz był zmuszony czekać na zimnie, deszczu lub wichrze przed sklepem mleczami, lub piekarni, kto był  zmuszony gonić za mąką, cukrem i t. p. Istotnie na współczucie zasługują kobiety, które, mając w domu nieraz kilkoro drobiazgu, a nawet niemowlę przy piersi, biegają gorączkowo od sklepu do sklepu i błagają kupca o sprzedanie choćby kilku kostek cukru, lub też czekając na otwarcie zamkniętego sklepu, liczą z niepokojem uderzenia maryackiego dzwonu zegarowego, gdyż w południe muszą nieść gorący obiad mężowi, zajętemu przy pracy, a przestrzeń tam i z powrotem wynosi czasem 2-3 kilometrów.
Czekające kobiety żalą się przeważnie na ciężkie czasy, a z zazdrością patrząc na tych, którzy, mając w domu worki mąki, dokupywali jeszcze drobniejszemi ilościami, co mając głowy cukru na każdą osobę w domu, posyłali sługi od sklepu do sklepu po dalsze zakupy. Jedni towar zmagazynowali. drugim nie zostało nic.
Wczoraj był formalny „run“ na sklepy korzenne. Tłumy kobiet oblegały te sklepy w pogoni za cukrem, niestety tylko nieliczne jednostki mogły nabyć minimalne ilości tego artykułu. Sklepy wkrótce pozamykano. Brakło także w mieście masła."
Nowa Reforma

Wędrując ulicą Dolnych Młynów - sklep pana Mola

$
0
0
W ciepły kwietniowy wieczór zapraszam do wędrówki ulicą Dolnych Młynów. Na sam jej początek tuż przy ulicy Krupniczej. Pogrążamy się w czasy nie tak odległe jak zawsze.  Są to lata 60-te lub 70-te. Na pewno znajdzie się ktoś kto pamięta jeszcze zapach i dźwięk tamtego Krakowa...

Jednopiętrowy dom  z szerokim jak brama podmiejskiej karczmy zajazdem. Dolnych Młynów 3.

"Cukry. Owoce. Nabiał. Edward Moll."



Sklep istniał od końca lat 20-tych. Nazywany był wcześniej "Sklepem Towarów Kolonialnych". Wyobraźnia człowieka marzącego i wymyślającego nigdy nie wygra ze wspomnieniami rzeczywistymi pisarza.
Oddaje głos Joannie Olczak-Ronikier


"Ten slepik, istniejący od roku 1927, był platońską ideą podobnych sklepików. Mieścił się parę kroków od swojej konkurentki, pani Mazgajewskiej (...)

Ale każdy, kto trafił do Mola, pozostawał mu wierny na zawsze. Już wystawa we frontowym oknie na parterze zapowiadała rustykalną ucztę: z ogromnego wiklinowego kosza wysypywały się niezliczone bułeczki, kajzerki, plecionki, rogaliki, obsypane makiem albo czarnuszką, sztangle i obwarzanki z krysztalikami soli na grzbiecie. Obok, w białym płótnie leżał rozkrojony na pół, wilgotny biały ser. A w glinianej misie piramida złotoróżowych jabłek.

 Do kupna zachęcały tekturki, na których ktoś kopiowym ołówkiem napisał: "wspaniałe jabłka, świeże bułki, pyszny ser".
Wnętrze sklepu było niby takie same jak u Mazgajewskiej, ale o wiele bardziej luksusowa. Ciemnawa niewielka przestrzeń. Po prawej stronie od wejścia skrzynki z jarzynami i owocami. Na ścianie usytuowanej naprzeciwko lady beczki z kiszoną kapustą i ogórkami, półki a na nich w szklanych słojach kasze najrozmaitszych gatunków, fasola, groch, marynaty. 



W glinianych garnkach powidło śliwkowe, obok butelki z zakiszonym barszczem czerwonym i białym, soki owocowe, wieńce suszonych grzybów, prawdziwków i podgrzybków. Stojąc pod ladą, widziało się po lewej stronie ścianę zastawioną aż pod sufit wiązkami drewna opałowego. W ścianie mieściło się wejście do tajemniczych izb, gdzie znikali czasem właściciele, wynosząc kolejne sterty produktów. Ale najważniejszy był front. Czyli dębowa lada, zza której obsługiwał gości pan Mol.




Za plecami miał typową dla ówczesnych sklepów kolonialnych aptek czy czy drogerii solidną dębową konstrukcję złożoną z szuflad i szufladek, półek i półeczek, oszklonych szaf i szafeczek. Tam ukrywały się te wszystkie tajemnicze "towary kolonialne": pieprz, wanilia cynamon, rodzynki, migdały."



Były jeszcze puszki z herbatą i kawą, cukierki z cukru farbki i krochmalu, mistyczny Chińczyk i życzliwy Pan Mol, o którym więcej możecie przeczytać w książce pani Joanny "Wtedy. O powojennym Krakowie", którą serdecznie polecam. Dla miłośników dawnego Krakowa lektura obowiązkowa!



Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum Muzeum Historii Fotografii.

 P. S. Alfabet Prasowy będzie, nadrobię! Sezon turystyczny rozpoczął się na dobre i pozostaje pisanie wyłącznie po nocach :(. Trzymajcie kciuki, żeby przynajmniej raz w tygodniu jakiś post był!

Alfabet prasowy - kwiecień 1916

$
0
0
Nie wiem, jak to się stało, że tuż po marcu nastał maj. Kwietnia jakby nie było. Kilka książek, spora ilość grup i tyle. Nic znaczącego.
W 1916 r. w kwietniu też nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Wojna dalej trwa i wszyscy dookoła mówią, że trwać będzie przynajmniej z pięć lat.


PISOWNIA ORYGINALNA 
Na podstawie "IKC"  z 1916 r. z MBC

A jak Aleksander Dumas, jako prorok wojny światowej.
Co pewien czas dowiadujemy się, że wiele znakomitych umysłów przeszłości przewidywało
i przepowiadało dzisiejszą wojnę. Paryski „Figaro" przypomina; że we wstępie do romansu "Monsieur Alphonse" Aleksandra Dumasa (syna) znajduje się przepowiednia wojny światowej.
Nie z armią 200.000 lub 300.000 brzmią słowa przepowiedni — wstąpią narody w szran­ki bojowe przeciwko sobie. Z milionowemi ar­miami, które zdepczą tak ziemię, że nie będzie ona mogła ich wyżywić, zaczną bój ze sobą na­ rody. Wiedza ludzka uczyni tak wielkie postępy, że ludzie walczyć będą na ziemi i pod ziemią, na wodzie i pod wodą, a może i w powietrzu. Całe miasta będą stać w płomieniach, całe części świata będą wysadzane w powietrze". Jak widzimy, przemilczał Dumas w swej przepowiedni (może rozmyślnie) o gazach trujących i zatapianiu okrętów handlowych.

C jak Czas 
Który czas ?..
Czas środkowej Europy
Wkrótce będzie zastąpiony
Przez czas letni, który jednak
Też ma swe ujemne strony.
Każdy ma je: czas słoneczny,
Czas zimowy, lub jesienny.
Jeden tylko bez zarzutu
Jest, a to czas... nie-wojenny  

D jak Denuncjacja
Przed rokiem nie­jaki Mojżesz Klein doniósł listownie do komen­dy twierdzy w Krakowie, że w mieszkaniu Izra­ela Weismanna, poddanego rosyjskiego, schodzą się potajemnie obcy poddani. Rewizya domowa, przeprowadzona w myśl doniesienia, wykazała bezpodstawność zarzutu, a dalsze śledztwo stwier­dziło, że Klein zrobił doniesienie z zemsty na Weismanna, który za zaległe procenty groził mu egzekucyą. Za fałszywą denuncjację sąd krakow­ski skazał Kleina n a 5 miesięcy ciężkiego wię­zienia. Klein wniósł odwołanie od wyroku. W czwartek, jak podają pisma wiedeńskie, trybunał kasacyjny rozpatrywał tę sprawę i zażalenie od­rzucił.


G jak "Gościnne występy" Kasi i Zosi
Ostatnimi dniami uwijały się na bruku kra­kowskim dwie eleganckie „damy" , które pod po­zorem wynajęcia umeblowanego pokoju — nawiedzały mieszkania zamożniejszych osób w śród­mieściu. W „operacyach" tych, sprytnie uplanowanych, sprzyjało do pewnego czasu młodocia­nym damom szczęście...
Bardzo często bowiem, pytając się o pokój, nie zastawały w domu nikogo prócz służby, którą udawało się sprytnym oszustkom wyprowadzić w pole...
Dźwięcznym głosem szczebiotały piękne dzieweczki o znajomości i przyjaźni, jaka miała ich łączyć
z gospodarzami nawiedzonych domów, poczem niewinnie „prosiły" o kawałek papieru dla napi­sania paru słów pod adresem gospodarzy. „ Proś­bom" tym z reguły nie odmawiano. Służba pro­wadziła piękne „damy" do apartamentów, poda­wała papier, atrament i pióro i usuwała się dy­skretnie, nie przeszkadzając w pisaniu .. korespondencyi. Że taka korespondeneya kończyła się za­wsze kradzieżą cennych przedmiotów zbyteczne dodawać. 
 W krótkim czasie ofiarą tych »występów" wy­rafinowanych oszustek padły liczne znane domy w Krakowie.
I tak:
U p. N . Wasungowej, zamieszkałej przy ul. Garncarskiej, skradły oszustki srebrną cukierniczkę, w stylu zakopiańskim, napełnioną... dro­gocennym artykułem, bo... cukrem.
U adwokata dra Silbersteina „zabrały" obiecu­jące dziewczątka „tylko" brylantową broszkę, wartości przeszło 1000 koron i inne koszto­wności.
Wyprawa do p. Gołuchowskiej, zamieszkałej przy ul. Wolskiej, nie przyniosła takich rezulta­tów, jakich Kasia i Zosia — takie bowiem miały imiona — spodziewały się. Sprzątnęły tylko bezwartościową torebkę damską, w której — co za przeklęty pech! — znalazły, nie pieniądze, lecz
kartę legitymacyjną na pobyt w twierdzy.
Wreszcie "pofatygowały" się Kasia i Zosia na Rynek Kleparski 1. 7, do niejakiej p. Łękawy, której zarekwirowały kilkadziesiąt koron w gotówce.
Śledztwo.
Zawiadomiona o tych „gościnnych występach" pięknej Kasi i uroczej Zosi Dyrekcya policyi —
puściła w ruch aparat śledczy w osobie inspek­tora policyjnego, p. Schimsheitnera, któremu nie­bawem udało się ująć sprytne oszustki.
Kasia i Zosia są siostrami. Pierwsza liczy lat 17, druga zaledwie lat 15. Nazywają się Głowa­ckie i pochodzą z Krakowa.

Przeprowadzone szczegółowo śledztwo wykazało dalej, iż z Kasią i Zosią „pracowała" również niejaka Karolcia Borkowska, mająca już poza sobą burzliwą przeszłość, która przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo — czmychnęła celem wytchnienia do Zakopanego,
gdzie na polecenie krakowskiej Dyrekcyi policyi oszustkę aresztowano.
Co mówią: Kasia i Zosia. Przesłuchane "pod tęlegrafem", Głowackie przyznały się do popełnionych kradzieży, bro­szkę brylantową zastawiły w miejskim lombar­dzie za 200 koron, zaś kartkę zastawniczą spa­liły. Za uzyskane w ten sposób pieniądze kupiły sobie eleganckie buciki i szerokie sukienki. Srebrną cukierniczkę sprzedały za 5 koron, za pie­niądze te kupiły bilety do jednego z kinemato­grafów krakowskich.
Aresztowanie Kasi nastąpiło w Wielką Sobotę, zaś młodziutkiej Zosi, która przez święta bawiła
z Borkowską w Zakopanem — dopiero we wto­rek po świętach." 

J  jak Jaja
Zaopatrzenie Krakowa w jaja. Zarząd miejskich Zakładów aprowizacyjnych podaje do publicznej wiadomości, że Mleczarnia miejska roz­pocznie w sklepach swych, od poniedziałku t. j. 3 kwietnia b. r. hurtowną i częściową sprzedaż jaj po następujących cenach; za 1 jajo 13 hale­rzy, za kopę jaj 7 Kor. 60 hal., za skrzynię, zawierającą 1440 jaj 175 Kor. Gwarantuje się za świeżość jaj. Zamówienia przyjmuje miejskie Biuro aprowizacyjne, ul. Poselska 1. 12, parter.

K jak Kolonie w Parku Jordana
Z m. urzędu Zdrowia komunikują: Osoby pragnące oddać swe dzieci na lato do półkolonii w parku Jordana, zgłaszać się mają w celu badania i zapisu dzieci u odpowiedniego lekarza miejskiego. Należy przynieść ze sobą na wizytę lekarską spisane na kartce wagę dziecka, dokładną datę urodzin i 2 korony wpisowego.

K jak Kozie mleko.
W celu zapobieżenia brakowi mleka na przy­szłą zimę, poleciły władze niemieckie, by ludność
osiadła na roli pomyślała uż teraz o możliwie jak największem pomnożeniu ilości kóz. Szerokie koła, mianowicie uboższej ludności można uchro­nić przed brakiem mleka przez chów, wymaga­jących stosunkowo mało paszy, "tych krów ubogich ludzi".
Hodowcy kóz powinni więc wszystkie koźlęta i kózki wychowywać. W celu ułatwienia tego minister rolnictwa wydał cały szereg rozporzą­dzeń, mających być przeprowadzonemi przez Iz­by rolnicze w połączeniu ze stowarzyszeniami hodowli kóz. Do takich rozporządzeń więc należy wyznaczenie premii za wychów drugiego i trzeciego koźlęcia, pośrednictwo w sprzedaży zbycie koźląt, umieszczanie kóz na pastwiskach.
Izby rolnicze, którym dano do dvspozycyi odnośne fundusze, zwrócą się w najbliższym czasie do hodowców z odnośnymi komunikatami. Ponieważ liczyć można na wysokie ceny i pokup koźląt, w interesie hodowców kóz leży, a ekonomicznie jest odpowiedniejszem, aby mleka koziego jak najmniej sprzedawali, a jak najwięcej koźląt wychowywali.

M jak Mała matura
W gimnazyum reałnem (IV) odbędzie się t. zw. mała m a t u ra eksternistów i eksternistek w dniach 12, 13 i 14 bm , tj. we środę, czwartek i piątek przyszłego tygodnia. Interesowani mają przed rozpoczęciem egzaminu złożyć taksę koron 50, a w dniach egzaminu zgłaszać się pun­ktualnie o g. 8 rano.

P jak Pożary.
W dniu wczorajszym zlokalizowała miejska straż pożarna kilka pożarów, przeważnie kominowych, między innymi przy ulicy Grodz­kiej 1. 33, ul. Dajwór 1. 6, ul. Dietla 1. 33, ul. Krakowskiej 1. 39, ul. Kupa 1. 1 i przy ul. Czarnowiejskiej 1. 91.

P jak Przestroga.
Która chce mieć kawalera,
Niech zabiega nie na żarty,
Bo niebawem nawet męża
Nie dostanie już bez karty!

R jak Rękawka
"Rękawki" nie będzie. Jak się informujemy, tradycyjna „Rękawka", która corocznie ściąga na
wzgórza Krzemionek podgórskich tłumy Krako­wian, żądnych swawolnej rozrywki, w tym roku — podobnie jak w zeszłym, z powodu za­kazu komendy twierdzy — nie odbędzie się.


Ś jak Śmierć Andrzeja Mielewskiego
Śmierć nielitościwie nawiedza teatr miejski. Ledwie złożono do grobu ciało śp, Pawlikowskiego,
drużyna artystów odprowadziła na cmentarz śp. Spitziara. I znów pogrzebne dzwony bić będą, kiedy barki towarzyszów odniosą na miejsce wie­cznego spoczynku śp. Andrzeja Mielewskiego.
Po długiej, dolegliwej chorobie, która jak skry­ty wróg nieustannie podkopywała organizm zma­rłego, zamknął oczy ten niepospolity artysta, z którego imieniem wiąże się wspomnienie wielu
pierwszorzędnych kreacyi. Scena nasza traci w śd. Mielewskim artystę wysokiej miary, umiejące­
go nadać wyraz dramatycznej potęgi kreacyom w całym szeregu dzieł wielkiego repertuaru.
Po kilkuletniej praktyce scenicznej na prowincyi, Mielewski pracował kolejno we Lwowie, Stanisławowie, a następnie w Krakowie, dokąd go powołał w roku 1893 dyr. Pawlikowski. Tu —
dzięki niezmordowanej pracy i prawdziwemu za­pałowi wspartemu twórczym talentem — rozwi­nął w całej pełni swą aktorską działalność, zdo­bywając pierwszorzędne stanowisko lako odpowedzialny odtwórca ról heroicznych bohaterów.
Ale nietylko w kierunku tragicznym ujawnił zmarły pierwszorzędny talent — zadziwiał rów­nież niejednokrotnie wielką plastyką figur cha­rakterystycznych. Scena krakowska przed 10 laty rozstała się na czas dłuższy z doskonałym arty­stą, który podążył do Lodzi w r. 1906, gdzie pracował najpierw przez kilka lat pod dyrekcyą Zelwerowicza, a następnie prowadził samodzielnie Teatr popularny.
Przed trzema laty śp Andrzej Mielewski po­wrócił na scenę krakowską po objęciu teatru przez dyr. Pawlikowskiego, z nim zaś powróciły na scenę wielkie kreacye repertuaru Słowackiego, Wyspiańskiego itd.
Scena krakowska przez śmierć śp. Mielewskie­go ponosi dotkliwą stratę Z jej zespołu, osłabio­nego już i tak przez wypadki wojenne, ubywa jeden 7 najpoważniejszych artystów, który chlub­nie zapisał się w pamięci Krakowa jako talent, obdarzony niepospolitą siłą twórczą.
Pogrzeb i. p. A, Mielewskiego, artysty teatru miejskiego odbędzie się w dniu dzisiejszym z domu przy ul. Pańskiej 1. 14, o godz. 3 po poł.

 T jak Tani sklep polski.
Dwie organizacye społeczne krakowskie: „Szwalnia ochrony kobiet" i „Szwalnia dla dotkniętych wojną", założyły celem jak najszerszego zbytu swoich wyrobów wspólny sklep pod nazwą: „Tani sklep polski", który mieści się przy pl. Maryackim 1. 3 . Wczo­raj odbyło się oświęcenie lokalu nowej placów­ki handlowej przy udziale licznego grona pań, reprezentantek Stowarzyszeń kobiecych, pracują­cych w dziedzinie przemysłu. Tani sklep polski, otwarty i urządzony narazie w skromnych roz­miarach, prowadzi konfekcyę damską i dziecinną, bieliznę, pantofle sukienne i gorsety. Polskie po­chodzenie towaru i najtańsze ceny zapewnią nie­wątpliwie nowej naszej placówce handlow jej trwale powodzenie.

T jak Tłuszcz i mydło z winogron.
Wojna zwróciła naszą uwagę na krajowych „dostawców" oleju ze świata roślinnego. W Austryi przejął rząd większe zbiory winogron, z roku 1915, które zakupiła specyalna centrala dla tłu­szczów i olejów, troszcząc się dalej o sposób zużycia otrzymanych z nich tłuszczów. W Ameryce wyrób oleju z winogronowych ziarn rozpoczęto na wielką skalę właśnie w roku 1914, a w roku następnym produkcya oleju winogronowego wy­nosiła około 650.00 funtów. Z oleju winogronowego otrzymuje się przez odpowiednią destylacyę bardzo smaczny olej sto­łowy, jako zaś uboczny produkt olej, z którego można wyrabiać mydło.

W jak Włamanie.
 Ubiegłej nocy włamali się nieznani sprawcy do sklepiku owocowego Dawida Gronnera przy ul. Floryańskiej 1. 57 i skradli towa­rów wartości około 200 koron. Złodzieje dostali się do lokalu przez okno, wychodzące na ul. Pijarską, rozbijając kamieniem żaluzyę.
 
Z jak "Zemsta Kasznura"
Z teatru miejskiego komunikują:
"Prima Aprilis" przyniesie w tym roku dzieciom miłą niespodziankę, Będzie nią "kolorowa"
baśń wschodu: „Zemstą Kasznura". Sztuka, osnuta na tle bajki Hauffa przez Zofię Rogoszównę, ilustrowana śliczną muzyką prof. Swierzyńskiego i urozmaicona całym szeregiem ewolucyi i tańców (nokturn żab, fantazya turecka, ta­niec czarowników i t. p.), sprawi niezawodnie wiele radości dzieciom, spragnionym rozrywki, odpowiedniej dla ich wieku. W tańcach, układu prof. Dolińskiego i panny Niny Doili, biorą udział najzdolniejsze uczenice konserwatoryum tanecznego. Urok sztuki pod ­
niosą jeszcze bogate stroje, które dyrekcya, nie szczędząc nakładu, sprowadziła z Drezna. Sztukę
zapowiedział bajeczny afisz p. Gramatyki-Ostrowskiej, który codziennie ściąga tłumy widzów
przed wystawą magazynu firmy Fischera w Ryn­ku Głównym.



Z jak "Zemsta Kasznura" ponownie
Z teatru miejskiego. Ulegając miłemu naci­skowi ze strony rodziców, którzy radzi by poka­zać, "Zemstę Kasznura" swoim maleństwom w chwilach wolnych od zajęć, przeznacza dyrekcya teatru dzisiejsze (niedzielne) popołudnie na reprezentacyę tej sztuki, a w poniedziałek daje "Pigmaliona" Shava, który ostatnio zapełnił wi­downię doszczętnie.

Jak i jakiego w Krakowie Ratusza nie zbudowano

$
0
0
Jak wiemy Kraków jest jednym z nielicznych miast gdzie nie ma Ratusza. W 1817 r. ówczesne władze stwierdziły, że: "Ponieważ część gmachu starym ratuszem zwanego oddawna na spichrze obrócona, ponieważ w stanie opustoszałym znajduje się: te więc spichrza mają być zburzonemi."Miał być zburzony tylko spichlerz, ale tak się zapędzili, że zrównali z ziemią wszystko oprócz wieży. Odtąd nie mamy Ratusza, tylko tzw. Magistrat.

Mało natomiast kto wie, że na początku XX w. były plany zbudowania nowego Ratusza. Dnia 16 lipca 1903 r. Rada Miasta uchwaliła, że nowy gmach zostanie wzniesiony na placu św. Ducha z pewnymi zastrzeżeniami: po pierwsze - fasada główna ma być zwrócona ku płacowi;  po drugie -  "aby ulica Szpitalna miała najmniej 17, ulica św. Marka najmniej 14, ulica św. Krzyża najmniej 10 metrów szerokości"; po trzecie - Ratusz ma być trzypiętrowy na wysokich suterenach.

Wybór stylu dowolny.  Koszta budowy, bez urządzenia, ogrzewania i oświetlenia nie mogły przekroczyć sumy 1 mln koron. Wnętrze miało obejmować: lokale dla reprezentacji gminnej, lokale dla prezydium miasta, biura Magistratu główne i pomocnicze, mieszkania dozorcy Ratusza, portiera i służby; dziedziniec lub dziedzińce dostępne z ulic przyległych.

Wybrane projekty:

ARCHITEKT SŁAWOMIR ODRZYWOLSKI W KRAKOWIE 
Projekt Odrzywolskiego zakładał, że Ratusz będzie główną dominantą na pl. św. Ducha, kościół św. Krzyża niejako na drugim planie, ale w całości widoczny z chodnika ulicy Szpitalnej :), "...dla wypoczynku i wytchnienia radnych o obok sali radnej będzie osobne foyer z terasą od placu teatralnego". Wszystko owiane będzie duchem Renesansu.
Projekt i usytuowanie Ratusza. Dodatkowo zdjęcie Państwowej Szkoły Przemysłowej przy al. Mickiewicza projektu S. Odrzywolskiego


ARCHITEKT ALFONS GRAVIER W PARYŻU
Według tego projektu główna fasada zajmuje środek placu św. Ducha, a część boczną tworzy oficynę. Kościół w niczym nie zawadza Ratuszowi. Po środku placu ma stać pomnik lub figura. "Ratusz będzie miał dwa wejścia: jedno główne pod wieżą,  drugie boczne z ulicy św. Krzyża. Sala posiedzeń będzie w formie amfiteatru. W górnej części tej sali z wchodem z drugiego piętra znajdują się galerie i loże dla widzów." (?).


Projekt i usytuowanie Ratusza. Dodatkowo zdjęcie Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie projekt A. Gravier

ARCHITEKCI TADEUSZ STRYJEŃSKI I FRANCISZEK MĄCZYŃSKI W KRAKOWIE.
 "Z powodu rozszerzenia się placu ku ulicy Szpitalnej, od tej ulicy umieszczono najszerszą część budynku. Spadek terenu ku ulicy św. Krzyża zużytkowano w ten sposób, iż sutereny nie zagłębiają się w teren, lecz stanową  pierwszą kondygnację ponad terenem. Wjazd od strony ul. św. Krzyża, wyjazd na ulicę św. Marka poprzez obydwa podwórza. "
Bajkowy Ratusz!!!

Projekt i usytuowanie Ratusza. Dodatkowo zdjęcie Domu po Globusem projekt T.Stryjeński i F. Mączyński

ARCHITEKT SYLWESTER PAJZDERSKI W CHARLOTTENBURGU.
Główne wejście jest z placu św. Ducha na narożniku ul. Szpitalnej. Jako materiał fasadowy dla głównych fasad, oraz dla wszystkich form architektonicznych — piaskowiec, przy ulicach bocznych — tynk, a na pokrycie dachów — czerwoną dachówkę.

Projekt i usytuowanie Ratusza. Dodatkowo zdjęcie Ratusza w Kaliszu projekt S.Pajzderski

ARCHITEKT WŁADYSŁAW EKIELSKI W KRAKOWIE.
"Ul. św. Krzyża, dziś nie ludna, po wybudowaniu ratusza drugą po ul. Szpitalnej będzie bardzo ważną arterią komunikacyjną, stanowić ona bowiem będzie najkrótsze połączenie tego punku miasta z ulicą Grodzką i Kazimierzem i odejmie znaczną część ruchu osobowego i wozowego przez już i tak dziś bardzo ruchliwą a nie dość szeroką ul. Szpitalną." (...)
"Klatka schodowa zewnętrza stanowi osobliwą ozdobę budynku, "ale nadto w czasie niezwykłych uroczystości stanowić będzie motyw wysoko dekoratywny i barwny; może kiedyś Rada miejska z Burmistrzem i Zastępcami swymi na czele idąc na ratusz krakowski widzianą tu i witaną będzie przez lud krakowski!!!"(...)
Budowa, która nie mogłaby być gdzie indziej jak w Krakowie postawiona!
Faktycznie, ni to Sukiennice ni to Collegium Maius...

Projekt i usytuowanie Ratusza. Dodatkowo zdjęcie Domu Sujskiego na pl. Wszystkich Świętych  projekt W. Ekielski.
ARCHITEKT WINCENTY DYLEWSKI W BERLINIE.
"Wejść ma budynek 4, t. j.: główne w pośrodku frontu, poboczne z ulicy Szpitalnej, tylne w pośrodku fasady przy ulicy św. Marka i w lewym skrzydle frontowym, prowadzące do pomieszczeń znajdujących się w  suterenach".
Dachy mają być odpowiednio do stylu wysokie, pokryte zwyczajną dachówką, wieża i wieżyczki pokryte miedzią.
U głównego wejścia umieszczone są dla ozdoby pod baldachimami 4 figury z kamienia, które mogłyby przedstawiać królów Kazimierza, Jagiełłę, Jadwigę i Zygmunta Starego. W pośrodku szczytu frontowego wykuty herb miasta Krakowa."


ZGADNIJCIE, KTÓRE DWA PROJEKTY ZAKUPIONO? 

Ratusza nie zbudowano, gdyż ciągle nie mogli dopasować projektu. Wydawał się być nie odpowiedni do Krakowa, skarżono się, że jest nazbyt kosmopolityczny, a sama realizacja bardziej pasowałaby do budynków municypalnych Nicei, czy Bukaresztu. Później wybuchła I wojna światowa, a jeszcze później na miejscu ratusza powstał pierwszy w Krakowie dworzec autobusowy...

Na podstawie miesięcznika "Architekt" numer 1-2 z 1904 r.

Alfabet prasowy - maj 1916 r.

$
0
0
Gdy się jest przewodnikiem miejskim lato sprzyja tylko jednemu - wzmożonemu oprowadzaniu! Aż strach się przyznać, ale w tym roku, jak nigdy dotąd czułam nadmiar Krakowa w moim życiu :).
Krótkie odpoczynki w lubelskim, na Suwalszczyźnie i Ukrainie przywróciły równowagę w moich stosunkach z grodem podwawelskim i już najwyższy czas na odrabianie zaległości blogowych.

Nie chcę utracić ciągłości w relacjonowaniu prasy z 1916 r.,  dlatego w kolejnych postach muszą się zmieścić aż 3 miesiące... Koszmar!!!

W Krakowie w maju 1916 r. wprowadzają po raz pierwszy czas letni, co większość wprawia w niesamowity popłoch - przecież nikt nie wytłumaczył, czy przesuwać wskazówki do przodu czy do tyłu. Po mieście krążą bajki, o tym jak urzędnicy do pracy przychodzą w czasie poprzednim, a wychodzą w letnim. Duchy też zwariowały, ponieważ nie wiedzą według którego czasu straszyć. Dalej drożeje tytoń, który przywożą do Krakowa tylko kilka razy w miesiącu. Drożeje też piwo na radość krakowskiej "Eleuteryi". Bomba pilznera już kosztuje 50 halerzy i ponoć dojść ma do korony.
Pożegnano j. e. generała Karła Kuka. Ówcześni żegnając go bardzo oficjalnie, nie wiedzieli, że jest on tym samym ostatnim komendantem twierdzy Kraków...
Wybrany został nowy namiestnik Galicji generał major Eryk Diller.


Tym razem z datami! Na podstawie "IKC" i "Nowości ilustrowane"

C jak czas letni a zamykanie bram
"Kwestyę późniejszego zamykania bram poruszył na jednem ze swych zebrań wiedeński związek dla spraw miejskich i ruchu turystycznego. Postawiono wniosek, aby ze względu na wprowadzenie czasu letniego zamykano bramy domów o godz. 11. Zarzut, jakoby ponieśli na tem stratę właściciele domów, oświetlając klatki schodowe o godzinę dłużej, jest o tyle bezpodstawny, że de facto wydawać będą wtedy na oświetlenie tyle samo, ile wyda­waliby przy normalnym czasie zimowym. Sprawę zamykania bram w Krakowie o godz. jedenastej podnieśliśmy na łamach naszego pisma już znacznie wcześniej."
14.05 "IKC"
 
K jak książę Jerzy bawarski
(NIE WIEM, KTO TO JEST! PROSZĘ O POMOC W IDENTYFIKACJI!!!)
Wczoraj o godzinie 10 rano w przejeździe przez Kraków zwiedził Wawel książę Jerzy ba­warski, młodszy syn króla Ludwika, w towarzy­stwie przydzielonego mu oficera austryackiego rotmistrza hr. Chorinsky’ego i por. Żeleńskiego, oprowadzany przez architekta Skawińskiego i se­kretarza Bogdaniego.
Pobyt księcia Jerzego na Wawelu trwał przez dwie godziny. Ogromne zainteresowanie okazał książę dla naszych zabytków kultury i sztuki, a zwłaszcza z ogromnym zachwytem wyrażał się o wspaniałych dziełach gotyckich.
Silne wrażenie na księciu wywarła kaplica Zygmuntowska, skarbiec i groby królewskie.
Książę Jerzy bawarski w chwili swego wyjazdu do Krakowa wysiadając na tutejszej stacyi zwró­cił się do otoczenia najpierw w języku polskim :
         — Miło mi panów powitać. Przyjeżdżam z Warszawy.
21.05 "IKC"

M jak Maryacki
Wczo­raj nareszcie po szeregu lat usunięto oparkanienie kościoła Maryackiego od strony Rynku i uli­cy Floryańskiej. Szpeciło ono świątynię, służyło za tablicę reklamową dla rozmaitej treści afiszów, raziło oczy miłośników Krakowa i jednego z najcenniejszych zabytków naszej przeszłości. Gmina znacznym kosztem zabezpieczyła wieżę na długi szereg lat i przyczyniła się do jej uratowania, gdyż stan murów, szczególniej górnej części, był bardzo zły. Obecnie przeprowadzane są jeszcze drobne roboty brukarskie około chodnika przy wieży. Dla mieszkańców miasta nowością jest urządzenie, podobnie jak około prezbiteryum ko­ścioła OO. Franciszkanów, podkopu około wieży dla ochrony fundamentów przed wilgocią. Oka­zuje się, że od XIV wieku powierzchnia Rynku podniosła się blisko o 2 metry ponad cokół, bę­dący przed wiekami nad ziemią; na tem zakopy­waniu miasta w ciągu wieków, budowaniu cho­dników jednych na drugich, straciła sylweta ko­ścioła i obu wież.
28.05 "IKC"

M jak mąka dla matek karmiących i dzieci
Celem umożliwie­nia nabycia większej ilości mąki dla matek kar­miących i dla dzieci poniżej dwóch lat, zarzą­dziło namiestnictwo, aby karty dla kontroli spo­życia chleba i mąki, wydawane tym osobom, uprawniały je do poboru mąki na wszystkie 56 odcinków, licząc po 50 gr. mąki na jeden odci­nek, czyli zamiast 1000 gr. mąki na dolną część karty na 14 dni, będą mogły nabyć na całą kar­tę 2800 gr. mąki. Celem wykazania uprawnienia do poboru mąki na całą kartę, winny matki karmiące przedłożyć we właściwem biurze okręgowem poświadczenie właściciela domu, stwierdza­jące, że same karmią, a co do dzieci, poniżej dwóch lat, należy przedłożyć metrykę urodzenia, względnie wyciąg z metryki, oraz poświadczenie właściciela domu, że dzieci pozostają przy życiu i są na utrzymaniu zgłaszających się osób.
 28.05 "IKC"

N jak nowy wóz
"W ubiegłą sobotę i niedzielę pojawił się na mieście nowy pomocniczy wytworny wóz kolei elektrycznej, który kursuje na linii normalnotorowej Most III —Dworzec towarowy."
09 .05 "IKC"


P jak przyspieszony 1 maja
"Z niecierpliwością oczekiwali wczoraj Krakowianie zapowiedzianego wprowadzenia „czasu letniego". W kawiarniach i na ulicach, w mieszkaniach prywatnych i lokalach publicznych widać było pewnego rodzaju podniecenie i zdenerwowanie. Nareszcie wpół do jedenastej, trzy na jedenastą, za dziesięć, pięć... minut jedynasta...
Na wieży Maryackiej uderzyło zamiast jedenastu - majestatycznie i poważnie: dwanaście, poczem odezwał się nie cogodzinny hejnał, lecz melodyjna uroczysta pobudka, zwiastująca, że jest już północ. Kawiarnie zwykle o tej porze tętniące pełnią tycia towarzyskiego, zostały zamknięte, goście niechętnie powracali do domów (właściwie biorąc o jedenastej). O tej porze kończą się przedstawienia w teatrze ludowym. Na ulicy Karmelickiej i w Rynku widać było mnóstwo osób, które z zegarkami w ręku zatrzymywały się pod latarniami, przesuwając wskazówki zegarków... Nie obeszło się oczywiście przy tej sposobności bez nieporozumień. Niektórzy tracili oryentacye nie wiedzieli, czy należy cofnąć czy pchnąć wskazówki.
Wczesnym rankiem tramwaje wyjechały wcześniej o godzinę, sklepy i magazyny, biura rządowe i niektóre prywatne otwarto również o godzinę wcześniej. Dzieci pospieszyły wcześniej do szkoły, żony o godzinę wcześniej rozpoczęły codzienną t. zw. „piłę małżeńską".
Pierwszy dzień nowego systemu rachuby czasu był dżdżysty i mokry. Deszcz padał całą noc. „Czas letni" urządził w Krakowie inauguracyjne „oblanie".
 02.05 "IKC"


P jak psy pociągowe
"Tak już wczoraj donieśliśmy na skutek zarządzenia ministerstwa obrony kraj. ogłasza magistrat, że wszyscy posiadacze psów pociągowych względnie psów większych, nadających się do pociągu, jak psów rasy nowofunlandzkiej, niemieckich dogów, bernardynów, leonbergerów itp. winni je w nieprzekraczalnym terminie do dnia 13 maja br. zgłosić w godzinach urzędowych w miejskich komisaryatach obwodowych.
13.05 "IKC"

S jak Stosunki w łaźniach miejskich
"Dochodzą nas często skargi, że w krakowskiej łaźni ludowej panują nieznośne stosunki wskutek tego, że system protekcyjny, tak bardzo właściwy wszelkim naszym instytucyom, znalazł i tam swoje zastosowanie. Wiele osób skarży się, że posługacze łaźni specyalnie wyróżniają ... CENZURA ... nie mówiąc już o krewnych, znajomych etc, co się odbywa kosztem ogółu".
26.05 "IKC"

T jak trzy kawałki cukru
"Namiestnictwo wydało następujące rozporządzenie w sprawie podawania cukru do napojów i potraw.
W przedsiębiorstwach gospodnio-szynkarskich tudzież w cukierniach wolno podawać jako dodatek do napojów i potraw dla jednej osoby najwyżej trzy kawałki cukru w zwyczajnej formie kostkowej, lub w formie innej, ale zawsze tylko w ilości nieprzekraczającej wagi trzech normalnych kostek cukru.
Ta najwyższa ilość może być podwyższoną najwyżej do pięciu kawałków tylko przy napojach, które podaje się w tak zw. porcyach.
W przedsiębiorstwach gospodnio-szynkarskich zakazuje się stawiania naczyń z cukrem na stolikach tudzież podawania cukru gościom w naczyniach do dowolnego wyboru.
Przekroczenia tezo rozporządzenia karane będą karą pieniężną do 2000 koron lub karą aresztu do trzech miesięcy, przy zachodzących okolicznościach obciążających jednak karą pieniężną aż do 5000 koron lub aresztem do sześciu miesięcy.
W razie skazania może być także orzeczona utrata uprawnienia przemysłowego.
Powyższe rozporządzenie wchodzi natychmiast w życie."
20.05 "IKC"


Ś jak śmierć
"Wczoraj, rozeszła się smutna wiadomość, iż niespodzianie po krótkiej, na pozór lekkiej chorobie zakończył życie ś. p. Eustachy Jaksa Chronowski.
Ś. p . Chronowski znanym był szeroko przede­ wszystkiem tym, którzy szukali pomocy, bo przy wszystkich składkach na cele publiczne przede­ wszystkiem figurował datek ś. p. Chronowskiego i to zawsze datek hojny, magnacki. Zacny oby­watel, szczodrobliwy ofiarodawca ciężkie prze­chodził koleje, zanim jesień życia oświeciło mu słońce powodzenia i dostatku.
Jako uczeń szkoły Głównej Warszawskiej wziął udział w. powstaniu 1863 r., a po smutnem te­goż końcu, ranny, wyemigrował do Francyi.
Wojna francusko-pruska w r. 1870 zastała go we Francyi, w której szeregi wstąpił i przeszedł kampanię w korpusie Bourbackiego, w randze oficerskiej.
Przybywszy do. Krakowa w latach następnych objął w dzierżawę hotel Saski. Wkrótce przystą­pił do założenia Grand Hotelu w dawnym pała­cu po Czartoryskich, który wniósł na pierwszo­rzędne stanowisko. W miarę powodzenia rosła jego energia i hojność. Pierwszy ś. p. Chronow­ski wszedł w kontakt z światową firmą turysty­czną „Tos Cook et Son“, sprowadzając wycieczki cudzoziemców do naszego miasta.
 Zmarły przewodniczył w Przytulisku Wetera­nów 1863 r.
Jako przyjaciel ś. p. E. Jerzmanowskiego na­kłaniał go i umacniał w postanowieniu stworze­nia bogatej fundacyi, którą też śp. Jerzmanowski rzeczywiście stworzył dla Akademii Umiejętności w Krakowie. On nakłonił śp. Kruzera do zapi­sania 30.000 Rs. na budowę teatru krakow­skiego.
W czerwcu 1914 r. zapisem notoryalnym prze­znaczył swe obrazy Muzeum Narodowemu w Kra­kowie, zatrzymując je u siebie do końca swego życia już tylko jako depozyt. Ta cenna kollekcya obejmowała dzieła: Axentowicza, Grotgera, Mal­czewskiego, Juliusza Kossaka, Pruszkowskiego i innych.
            Dziś zeszedł do grobu jako dobry syn ojczy­zny, zasłużony w boju i pokoju."
19.05 "IKC"


T jak testament
"W sier­pniu w zeszłym roku umarł w Jerozolimie góral, z Nowego Targu, Daniel Segiin (nazwisko prawdopodobnie przekręcone), który zostawił mają­tku około 1000 K. W testamencie zapisał z tej kwoty 250 K O. Franciszkanom w Jerozolimie, a resztę po połowie OO. Dominikanom i OO. Benedyktynom w Krakowie. Sprawa ta przyszła obecnie z Jerozolimy do sądu krakowskiego, któ­ry wezwie spadkobierców do objęcia zapisu. Jak wiadomo, OO. Benedyktynów w Krakowie nie ma, oczem widocznie zmarły nie wiedział. Po mieście krążyły przesadne wieści o tym za­pisie, mówiono nawet, że zapisy wynosiły po 600 tysięcy koron. Powyższy stan rzeczy prostuje te fantastyczne opowiadania."
28.05 "IKC"


W jak wystawa obrazów A. Piotrowskiego
"W prywatnym lokalu przy ulicy Szczepańskiej l. 7 urządził p. Antoni Piotrowski zbiorową wystawę swoich obrazów i reprodukcyi. Objęta ona około 100 dziel, przeważnie z ostatnich czasów, z niewielką domieszką dalszej przeszłości i różnorodnością tematów oraz problemów malarskich dać może pojęcie o bogatej i wszechstronnej twórczości artysty.
Od symbolizmu do pejzażu, od dzieł batalistycznych do portretów, od boeldinowskich tematów do studyów realistycznych, od szkiców z pobojowisk mandżurskich i bałkańskich do renesansowych krajobrazów włoskich, przesuwa się tu kolekcya, przemawiająca do wyobraźni i uczucia.
Pod względem malarskim uderzają zagadnienia świetlne, studya różnorodnych oświetleń i refleksów."
09.05 "IKC"

Z jak zamiar samobójczy i zdarcie naskórka
"20-letnia kelnerka Jadwiga Stawczyk, zatrudniona w kawiarni przy ul. Grodzkiej l. 42 wyskoczyła w zamiarze samobójczym z okna I pietra na dziedziniec. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Stawczykówna wyszła cało z tego groźnego upadku, odnosząc tylko zdarcie naskórka na prawym łokciu. Do nieszczęśliwej dziewczyny zawezwano pogotowie ratunkowe."
15.05. "IKC"

Znalezisko! Koszty życia codziennego 1915 - 1916 r., a także rozprawa o ciekawości

$
0
0
Tak się składa ostatnio, że często rozprawiam  o zainteresowaniu moim Krakowem i zauważyłam, że ciągle w tej rozmowie o ciekawości dopasowuję się do rozmówcy, lub grupy. Taki "lizodupek" ze mnie.
A jeszcze te pytania, a "co w tym ciekawego", a "jak to ciekawi jeżeli nieciekawe"...

Cóż w końcu pozwolę się wyżyć tutaj i przekornie powiedzieć, że w tym wszystkim, w tej pasji, nie chodzi  wcale o miłość i uwielbienie Krakowa, chodzi wyłącznie o  "szperanie", poszukiwanie, dopasowanie faktów ludzi  i zdarzeń. Patrzenie pod podszewkę, przez lupę, szukanie życia prostego, codziennego i żeby to tak mocno zadziałało na wyobraźnię, aż się poczuję gorycz w ustach i uruchomi się wehikuł czasu. Tylko tyle.

Najbardziej cennym źródłem są dla mnie rękopisy, dzienniki-pamiętniki, bo od takiego zaczęło się to wszystko już wiele lat temu. Mój narzeczony wtedy obłaził wszystkie antykwariaty w mieście, aż przypadkowo takowy się znalazł gdzie indziej.
 Opisana  była tam cała historia rodzinna od pol. XIX wieku po lata wojenne, przeplatana przepisami na obiad, listami zakupów, planami na odpoczynek w Parku Krakowskim czy na Bielanach, teatry, plotki, oprócz tego wszystkie najważniejsze sukcesy i porażki rodzinne, łącznie ze zjawami w oknach w okolicy ul. Batorego.

Oprócz tego jednego rękopisu, który musiałam od razu zwrócić i nie mogę wykorzystywać jego treści, do moich rąk nie trafiło nigdy więcej nic. Zadowalam się gazetami i zdjęciami, literaturą pamiętnikarską.
Żadnym pracownikiem naukowym nie jestem (a chciałabym jednak,... może kiedyś jakiś doktorat z "krakauerologii", tylko nie wiem na jakim wydziale i kierunku i kto by być promotorem takiego czegoś chciał?), a gdybym była... OCH! te wszystkie rękopisy w Jagiellonce, listy i inne bibeloty.. Po czymś takim można umierać! Póki co zadowalam się bibliotekami cyfrowymi i starczy mi ich na na długo.

I tutaj się okazuje, że nie nadążam już ze śledzeniem wszystkich ocyfrowanych nowości. I też całkiem przypadkowo w JBC natrafiłam na takie oto cudeńko!


Raptularz z 1915 i 1916 r.

Przedstawiam Wam rodzinę  X z Krakowa:
Głowa rodziny - prowadzi raptularz, prawnik z zawodu, być może sędzia albo adwokat.
Pani domu - Józia (?).
Córka -  Musia (Anna, Marianna?), urodziny obchodzi 18 lipca.
Syn - nazywany Dzido,  urodziny obchodzi 4 maja. Tuż po urodzinach - pobór do wojska, wydelegowany do Ołomuńca, później do Stryja (teraz Ukraina, ok 60 km pod Lwowem);
Mamusia (mieszka oddzielnie, czasami otrzymuje pieniądze na garderobę i gospodarstwo);
Służba.
Pies.

Informacje praktyczne: trwa I wojna światowa. Znajdujemy się w Krakowie, Galicja, Austro-Węgry.
Waluta: korona,  1 korona=100 halerzy

Zacznijmy od pensji: miesięcznie od 1190 koron (pensja + sąd karny), czyli ROCZNIE od 13080K. Oprócz tego zarabia na pojedynczych sprawach. Dodatkowo około 480K miesięcznie. Oprocentowania z depozytów bankowych - około 160K.

Przykładowe pensje roczne w 1914 r.: pisarz -  984K, woźny - 1424K, kancelista - 2968K,  komisarz - 3766K, sekretarz  - 4704K, radny - 6088K, wiceburmistrz - 12000K, burmistrz - 22000K.
Czyli nasz  Pan X zarabia więcej od wiceburmistrza. Sporo!

Miesięczne wydatki styczeń 1915:
gospodarstwo (co by to nie znaczyło) - 400K, 
asekuracja? ubezpieczenie? - 48,60K, 
służba - 40 K, 
różne datki - 19K,
opłata za gaz - około 7K, 
opłata za elektryczność - 16K,
miesięcznie płaci też opłatę za psa - 5K,
podatek rządowy - 60K,
kieszonkowe Musi i Dzida - około 40K,
abonament tramwajowy, jego i syna - 12K,
Zwrot do banku 1256K na początku roku + 1500K pod koniec roku.

Miesięcznie wszystkich wydatków  od 1700 do 2200 np.  w styczniu 1915 r.  2151K.

Roczne wydatki:
Roczna  składka na Towarzystwa Lekarskie - 36K.
Rocznie podatek gminny - 49,50K
Roczna opłata za wywóz śmieci - 18K.
Roczny podatek domowy i osobisty - 143K
Na Towarzystwo Miłośników Krakowa - 10K.


Codziennie pan domu pije herbatę na mieście, co kosztuje go od 40 halerzy w tańszym miejscu do 2K w droższym. Czasami zjada śniadanie  - 70h lub pączka - 1,60K. Zawsze zostawia napiwek - od 40 halerzy do 1K.
Pan X pali i na to w ciągu tych dwóch lat wyda naprawdę dużo pieniędzy. Pamiętajmy, że w Krakowie ciągle był problem z aprowizacją tytoniu. A więc miesięczne wydaje 7,30K na tutki i 12K na tytoń. W 1916 r. - miesięcznie ponad 20K na tytoń, którego wciąż nie ma, więc kupuje  (gdy są) gotowe papierosy - 3K.
W niedzielę ofiara podczas mszy - zawsze stała kwota 20 halerzy, tylko podczas świąt kościelnych takich jak Trzech Króli, Wielkanoc, Boże Ciało itd - 1K.
W tygodniu kupuje nie dużo, podejrzewam, że w większości zaopatrzenie domu spoczywa na barkach pani domu, z puli pieniędzy przeznaczonych na gospodarstwo. 
Produkty spożywcze, które kupuje Pan X w tygodniu to delikatesy takie jak: ciasta - około 4K, kiełbasa  - 2K, czasami i za 4K, słonina - 2,40K, owoce - 2K. Często kupuje mleko z adnotacją "moje" - 50-70h.

Zaopatruje się miesięcznie w paper liczbowy - ok. 2K, marki czyli znaczki  - 1,20K, miesięczna prenumerata gazety "Nowa Reforma" wynosi ok. 3K
Do domu kupuje też pastę do zębów - 2,40K, papier klozetowy (!!!) - 1,90K, wodę do zębów - 4K, wodę do włosów - 3,50.
Co miesiąc odwiedza też fryzjera - 1,50 K.
Czasami idzie do teatru  - od 8,80K do 18K, na koncert, lub kolację na mieście - 7K.
Książki kupuje raz w miesiącu za kwotę nie większą niż 5K.
Ubrania dla członków rodziny - przykładowe ceny w 1915-16 r.:
koszula Dzida - 4,80K, 
krawatki - 5,20K,
buciki Niusi - 24K,
bluza Dzida - 40K,
spodnie - 30K,
suknia Musi - 40K, krawcowa - 25K,
płaszcz Musi - 60K,
kapelusz - 4K,
rękawiczki męskie - 3K.

CIEKAWOSTKI:
- od marca 1915 r. pojawia się stały wydatek na "Prowianty" - ok. 166K;
- przyjęcie urodzinowe lub imieniny - od 25K do 50K;
- pojawia się zakup pierścienia zaręczynowego dla córki Musi - koszt - 400K (dlaczego ojciec go kupował???);
- od 1916 r. coraz częściej pojawia się zakup wódki -3,40K;
- łapki na szczury były nazywane paściami;
- kupowało się nalepki iluminacyjne  z tekstem "niech żyje Warszawa":), gwoździe na Legiony za 10K i inne patriotyczne bibeloty;
- fotografia od 3,20K do 16K;
- 5 kapust - 45K;
- 500 ziemniaków - 50K;
- 2 kg masła - 21K;
- sadzenie ziemniaków wraz z dzierżawą - 29K;
- węgiel 250 cetn. - 225K;
- maszyna do szycia - 60K;
- wykupienie psa z niewoli przy ul.Rajskiej - 50K.

Syn Dzido przed maturą bierze korepetycje,  nauczyciel dla niego to wydatek rzędu 26K miesięcznie lub 2K za lekcje.
Czesne Dzida za szkolę -  semestr 40K.
Tuż po urodzinach w maju pobór do wojska. Pamiętamy, że w na początku maja była wielka bitwa pod Gorlicami. Dzieje się tuż niedaleko Krakowa.


Ekwipunek Dzida do wojska: koń - 1216K, siodło - 250K, buty i szelki - 240K, mundury - 219K, dodatkowy ekwipunek - 200K, bielizna i przybory - 210K, płaszcz na zimę - 200K., deszczownik - 65K, derka dla konia - 45K. Od tego momentu co miesiąc - 140-150K. Co jakiś czas wysyłany jest brom - 6K, a także "prowianty dla Dzidka w pole" wysyłane ze służącym 180K.

Dla porównania: Musia przygotowuje się do ślubu - na bieliznę - 200K, wyprawa - 290K, kaucja+notariusz - zarejestrowanie oprawy - 160K, pozwolenie na ślub z banku niemieckiego - 73K.
Sam ślub  - dla gospodarstwa na wesele - 120K, prezent 100K. Odtąd Musi płacono co miesiąc 100K.

Pod koniec 1916 r. delikatesów już się nie kupuje, tylko ser, masło, chleb za 5K. Także wtedy nie ma w ogóle tytoniu, jednorazowy zakup przed świętami za 58K, ale więcej o aprowizacji miasta Krakowa podczas wojny dowiecie się z regularnego cyklu na blogu pt. Alfabet prasowy.


Podsumowując, za cenę jednych spodni męskich (30K) można było 20 razy pójść do męskiego fryzjera.
Dziś cena spodni to około 120 zł, a do  męskiego fryzjera za tę cenę możemy pójść 4-5 razy.
Wniosek z tego taki, że ceny na usługi mocno wzrosły, towary natomiast są o wiele tańsze.
Wymowna jest pensja służby - 40K,  czyli  z jednej pensji można było kupić jedne spodnie i kilogram masła.

Po więcej szczegółów zapraszam na JBC - http://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=266888&dirds=1&tab=3


P.S. 2016 rok, lipiec, zwykła kawiarnia krakowska, odpoczynek po oprowadzaniu, rozmowa przy kawie miedzy mną, a moim narzeczonym skądinąd ze Stryja pod Lwowem.
- Lalalala! Taka jestem szczęśliwa, że znalazłam ten raptularz, chcę wrócić do domu i tylko czytać, analizować, a później koniecznie napisać o tym post!
- Bardzo się cieszę, że tak mało potrzebujesz do szczęścia, ale czy kogoś, oprócz Ciebie będzie ciekawiło ile i co kosztowało w tych czasach...
- Eee ekhm... Cóż w takim razie wychodzi na to, że nie piszę bloga dla czytelników... a wyłącznie po to by przedłużyć stan szczęśliwości?

1 września do szkoły marsz! 1927 r.

$
0
0
Dziś wpis okolicznościowy, spontaniczny, zainspirowany wzmożonym ruchem na ulicach i powszechną tęsknotą pierwszego września za edukacją, za nowym planem na życie, rutyną i nowymi obowiązkami.
Czy wiedzieliście, że oprócz 1 stycznia drugą datą na postanowienia zmian życiowych jest właśnie 1 września. Otóż, jeżeli nie udało się Wam wtedy, możecie spróbować jeszcze raz :).

Swój rok szkolny rozpoczniemy w 1927 r. w szkole niezwykłej, jednej z najstarszych, w Gimnazjum Żeńskim im. Św. Urszuli SS. Urszulanek.
Od razu przepraszam męską część moich czytelników, wstęp do gimnazjum tylko wtedy, gdy zostaną Panowie wykładowcami (np. historii), lub stróżem.

mhf.krakow.pl
Szkoła mieści się przy ulicy Starowiślnej w gmachach, będących własnością SS. Urszulanek. Są to trzypiętrowe kamienice wzniesione w latach 1875-1907, ciągnące się od numeru 2 do 11 i zajmując łącznie z ogrodem powierzchnię  2 morgów i 433 sążni. Jest tutaj także internat dla słuchaczek Uniwersytetu Jagiellońskiego, czteroklasowa szkoła powszechna, gimnazjum humanistyczne, pensjonat dla własnych uczennic i klasztor.

mhf.krakow.pl
Sal szkolnych jest 26, prawie wszystkie mają posadzkę dębową froterowaną. W całym gmachu jest światło elektryczne, a korytarze ogrzewane kaloryferami.  Gimnazjum posiada salę gimnastyczną z kortem tenisowym, salę rekreacyjną, pracownię chemiczną, salę wykładową do fizyki, gabinet przyrodniczy, geograficzny, lekarski, salę rysunkową, pracownię rysunkową i czytelnię. Prócz kancelarii Matki Dyrektorki, jest poczekalnia dla gości i sala konferencyjna.

Pauzy (a nie przerwy!) odbywają się stale w ogrodzie, o ile pogoda na to pozwala.

Do wyboru mamy osiem klas, z tym że klas III i IV są dwie: klasa a i b.

 ***
Drogi dzienniczku,
Nie mogłam spać prawie całą noc i już o świcie chciałam założyć mój mundurek! Chyba nigdy jeszcze tobie o nim nie pisałam, otóż mam na sobie dziś wersję świąteczną*, czyli granatową plisowaną spódnicę, białą bluzkę z marynarskiem kołnierzem, wykończonem dwoma granatowymi paskami, brązowe buty i pończochy.
Dziś rozpoczęcie roku szkolnego! Z ta myślą każda z nas podążyła do klasztornej kaplicy. Dzień był ciepły i słoneczny. Na podwórzu szkolnem zebrałyśmy się znowu po przeszło dwumiesięcznej rozłące. Niby jaskółki, które z wiosną powracają do swych gniazd tak my radosne, wypoczęte i pełne zapału weszłyśmy w otwartą bramę. W każdej z nas  mieszają się uczucia pewnego lęku i ciekawości. Czy wszystkie wróciły do szkoły, czy zmienią nam klasę, kto będzie miał obok mnie łóżko w pokojach pensjonatu?

mhf.krakow.pl
Jak wiesz, ja przeszłam  już do szóstej, z czego niezmiernie się cieszę, wszak szóstoklasistka to już prawie dorosła panna.
Jest nas aż 48 dziewczyn, to i tak mniej niż w zeszłym roku. Jak się okazuje aż trzy wyjechały do innego miasta (Ah, moja ukochana Florcia, nikt mi Ciebie nie zastąpi!!!),  a dwie niestety nie przeszły do kolejnej klasy.


W mojej klasie uczy się Zofia Malczewska, wnuczka znanego malarza Jacka Malczewskiego, porządna dziewczyna i prymuska. Jak już pisałam tobie dzienniczku, niektóre dziewczyny jej nie lubią i często podkradają jej przybory na lekcjach rysunku...Ciekawe jak będzie w tym roku. Lekcja rysunku to moja ulubiona lekcja, ... a może jednak historja? Nie wiem, nie wiem, muszę się zastanowić porządnie następnem razem.

W tym roku szkolnym dla naszej klasy zapowiedzieli same wycieczki techniczno-przemysłowe do: Wapiennik Libana w Podgórzu, do Gazowni Miejskiej,  Fabryki czekolady Piaseckiego, Fabryki drutu i siatek Kucharskiego, Fabryki octu Srebrnego w Krakowie, Elektrowni i Fabryki Azotniaku w Chorzowie, Fabryki mydła Cwiklitzer'a w Katowicach i Fabryki Porcelany w Bogucicach.
Nie myśl, że to wszystko zapamiętałam, spisuję z tablicy w naszej klasie.

Tyle tych wycieczek pewnie przez to, że jako uczennica klasy VI przez cały rok będę miała chemię. Coś mi się zdaję, że się nie polubimy... Cóż, coś za coś ...Najbardziej się cieszę na myśl o wycieczce do fabryki czekolady i porcelany! Ciekawe czy w fabryce Piaseckiego uraczą nas gorącą czekoladą w filiżance porcelanowej. Jak się odważę to się spytam, lub po prostu pójdziemy na Rynek i tam to skosztujemy.
Inne klasy mają wycieczki historyczne do Skałki, Domu Matejki i Muzeum Czartoryskich, ale to nuda... Już tam byłam  i to nie raz.
Wiosną jak zawsze całą szkołą pojedziemy do Sierczy, a potem do Częstochowy, na Jasną Górę. Też już tam byłam, ale tym razem obiecano nam postój w ruinach zamku Tenczynku i Olsztynie. Musimy do tego czasu zapoznać się z historią bohatera Karlińskiego.

Plan zajęć mam całkiem znośny, uczę się przyrody, geografii, matematyki, historii, chemii, języka polskiego, francuskiego, niemieckiego i łaciny. Oprócz tego mam lekcje rysunku i lekcje gimnastyczne.

Najbardziej się cieszę z tych lekcji gimnastyki. Uwielbiam grać w koszykówkę i dłoniówkę. W tym roku zaczniemy też gimnastykę rytmiczną. Będzie nas uczyć sama Rita Sacchetto Zamoyska! Jak wiesz jestem troszkę niezgrabna i podskakuję chodząc, a ponoć tak znakomita siła jaką jest Pani Sacchetto potrafi zdziałać cuda!
mhf.krakow.pl
Opiszę ci kim jest ta Pani. Otóż jest to znana tancerka włoska, żona rzeźbiarza Zamoyskiego. Słyszałam jak mamusia w naszym saloniku mówiła, że w Krakowie chodzą plotki o nich. Ponoć Zamoyski chce się z Panią Sacchetto rozstać* i wyjechać do Paryża, ale ona nie chce i ponoć go kocha... Mówiła też, że będzie to skandal miłosny.  Nie wiem jeszcze co to miłość, tylko z książek mamusi mogę to sobie wyobrazić ... Skandal brzmi bardzo groźnie. Wolałabym aby Pani Rita nie wyjeżdżała, inaczej dalej będę chodzić i tańczyć niezgrabnie.

Podręczników jeszcze wszystkich nie mam. Muszę popatrzyć co posiada  nasza spółdzielnia uczniowska, nazywana dumnie Sodalicją Marjańską, w swoim sklepiku antykwarni, który jest dość drogi. Został otwarty w zeszłym roku aby zapobiec lichwie księgarskiej wśród uczennic. Jak wiesz, ja też próbowałam wtedy sprzedać parę książek i do tej pory gdy widzę Matkę Dyrektorkę, to się boję, że mi o tym przypomni.

mhf.krakow.pl
Niestety aż do końca września będzie zamknięta czytelnia, a tam jest jedyne w naszej szkole radio (kryształkowe!) z którego możemy korzystać gdy jesteśmy zwolnione z gimnastykowania się... No cóż, jakoś sobie poradzimy, zwłaszcza że w następnym tygodniu pójdziemy do kina "Wanda" na film dozwolony przez dyrekcję. Lecę sprawdzić repertuar!
Do zobaczenia!!!

P.S. Właśnie się dowiedziałam, że początku przyszłego miesiąca nasza szkoła przy bramie Florjańskiej będzie witać Prezydenta Mościckiego!!!

***
Z pozdrowieniami dla wszystkich  nauczycieli i tegorocznych szóstoklasistów, którzy do gimnazjum już nie pójdą ...



Twórczość własna i parafrazy na podstawie: 
"Sprawozdanie Gimnazjum Żeńskiego im. Św. Urszuli SS. Urszulanek w Krakowie za rok szkolny 1927/28"http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/docmetadata?id=2634&dirds=1&tab=3
Zdjęcia: mhf.krakow.pl
Przypisy:
*nieświąteczna wersja mundurka - granatowa bluzka z marynarskim granatowym kołnierzem z dwoma białymi paskami.
* Rozwód odbył się w listopadzie 1927 r., więc plotki były prawdziwe :)
O Zamoyskim  i jego żonie Ricie: http://www.weranda.pl/sztuka/15181-zamoyski-rzezbil-cialo-i-kamien

Nowe inwestycje sportowe w Krakowie - 21 marca

$
0
0
21 marca - podczas Rady Miasta uchwalono, że dla mieszkańców Krakowa budowane będą otwarte baseny z wieżami skoków, kąpieliska miejskie, a obok nich kawiarnie z werandami. Inwestycje realizowane z budżetu miasta lub budżetu obywatelskiego i na przeszkodzie nie stoją żadne lobby deweloperskie, tłumaczenie się nie wyjaśnioną sytuacją prawną działki, niejasny plan zagospodarowania przestrzeni miejskiej itd.

1936 r.

Chciałabym napisać, że to się dzieje teraz w 2017 r. :)

Rok 1939, wiosna, 21 marca. "Nowy Dziennik":
"Na skutek starań komitetu budowy miejskiego stadionu sportowego w Krakowie pod przewodnictwem gen. Narbutt-Łuczyńskiego, uzyskano znaczne fundusze, które umożliwią w sezonie nadchodzącym zrealizować wiele inwestycji sportowych.
Kwoty, które wpłynęły,  użyte będą przede wszystkim na budowę basenu sportowego z wieżą skoków i trybunami na 2000 osób, rozbudowę miejskiego kąpieliska przez zwiększenie chłonności szatni, które będą wyposażone w urządzenia na 2000 osób, budowę nowoczesnej kawiarni dla użytku kąpiących z werandą długości 60 metrów.
Trybuny na boisku lekkoatletycznym zostaną zaopatrzone w ławki do siedzenia, mogące pomieścić około 3000 osób. Ławki te będą wmontowane w żelazobetonowe stopnie.
Dalsza część stadionu zostanie wyposażona w siatkowe ogrodzenia.
Wszystkie te inwestycje mają doniosłe znaczenie ze względu na mające się odbyć w Krakowie z końcem lipca br. igrzyska sportowe Polaków z zagranicy oraz mecz lekkoatletyczny Polska - Imigracja w dniu 5 i 6 sierpnia br.
Pracami technicznymi wymienionych inwestycyj kieruje architekt inż. Marcin Bukowski, projektodawca miejskiego parku sportowego w Krakowie."


amfiteatr przed wojną i podczas wojny


Co udało się zrealizować do wojny?
Na pewno stadion lekkoatletyczny męski, boisko lekkoatletyczne dla kobiet, basen, korty tenisowe, amfiteatr oraz szatnie.  Główny stadion powstał już po wojnie. A czy podczas wojny przebudowano basen? Nie jestem pewna, sądząc po zdjęciach musiało tak być.

basen podczas wojny
audiovis.nac.gov.pl
Na stronie Szlak Modernizmu, którą serdecznie polecam, możemy przeczytać:

"Budowle z lat 1934-39 odznaczały się dużą prostotą, zarówno pod względem konstrukcyjnym, jak i architektonicznym. Otoczone bujną zielenią uzyskały elewacje z czerwonej cegły oraz proste bryły, urozmaicone bulajami, masztami flagowymi, żelbetowymi pergolami i płaskorzeźbami. Do dzisiaj pozostało niewiele dowodów dawnej świetności Miejskiego Stadionu Sportowego. Spośród nich warto zwrócić uwagę na dwa budynki damskiej i męskiej szatni, flankujące niegdyś wejście do amfiteatru. Na ich elewacjach zachowały się zaprojektowane przez Karola Muszkieta wyobrażenia Artemidy i Herkulesa."

projekt Marcina Bukowskiego ze str Szlak Modernizmu

Jakie macie wspomnienia z tym miejscem?  Co myślicie o nowej inwestycji, która powstanie pod koniec następnego roku?

ct.mhk.pl lata 50-te

Centrum Sportowo-Rehabilitacyjne "Cracovii"

Przy okazji, przypominam, że projekty w BO na 2018 r. możemy składać do 31 marca, w Łodzi jest już ponad 1000 złożonych, a u nas póki co - jeden.
https://budzet.dialoguj.pl

Kradziony Lotto, detektyw mimowoli i sensacja z biedą w tle

$
0
0
Kryminałów brakuje na blogu, a ponoć to najbardziej poczytny gatunek literacki. Zapraszam na prawdziwą sensację z oszustami i obrazem w roli głównej, a także z krwawym morderstwem na początek. I nie, nie jest do "Vinci".  :)

Uwaga - dużo ciekawego tekstu!




"OBRAZ LOTTA ODNALEZIONY"
(pisownia oryginalna -" Tajny Detektyw" 08.04.1934 r.)

"Pierwsze dni października ubiegłego roku obfitowały w Krakowie  w nielada sensacje kryminalne.
Kradzież obrazu Lorenza Lotta dokonana 1 października w pałacu hr. Xawerego Pusłowskiego przy ul. Andrzeja Potockiego, zbiegła się ze zbrodnia Maliszów, popełnioną dnia następnego we wczesnych godzinach rannych. Niesamowite podłoże dramatu z ul. Pańskiej do tego stopnia wstrząsnęło opinią publiczną, że sprawa zagadkowej kradzieży słynnego obrazu przestała być z miejsca tematem rozważań laików i dociekań fachowców policyjnych, których cała uwaga skierowana była wówczas na jak najspieszniejsze wytropienie pary morderców rodziny Susskindów i postawienie ich przed sąd doraźny.

Gdy w tym ostatnim wypadku sprawiedliwości stało się zadość i Jan Malisz wraz ze swą żoną Marją znaleźli się za kratami więzienia św. Michała, powrócono do pałacu hr. Pusłowskiego i wznowiono drobiazgowe śledztwo.
Dziś przypomnimy Czytelnikom tylko pewne zasadnicze momenty tego zdarzenia i z niemi zwiążemy szczegóły, jakie dopiero w ostatnich dniach wypłynęły na powierzchnię dzięki rzeczywiście dziwnemu zbiegowi okoliczności, tak często nie zależnemu od zamiarów i działań ludzi.

Obraz znika!
Wśród muzealnych zbiorów hr. Pusłowskiego, rozmieszczonych w jego pałacu przy ul. A.Potockiego w Krakowie, znajdował się niezwykle cenny obraz, pędzla mistrza włoskiego Lorenza Lotta, przedstawiający św. Rodzinę. Wisiał on na ścianie salonu II piętra, otoczony płótnami Watteau, Delacroix, Kranacha, Matejki, Mehoffera, Malczewskiego i in. Od kilku lat agenci zagranicznych i krajowych antykwarjatów starali się go nabyć, jednak bezskutecznie. Tymczasem znalazł się jakiś tajemniczy „amator dzieł sztuki“, który albo sam, albo przy pomocy wspólników wszedł w posiadanie obrazu drogą... kradzieży.
Jak wspomnieliśmy, w niedzielę dn. 1 października ub. r. właściciel pałacu i jego służba byli przez całe popołudnie nieobecni w mieszkaniu. W tym właśnie czasie zakradł się do salonu ów nieznajomy i wyjąwszy obraz z ram, wyniósł go z pałacu, przez nikogo niespostrzeżony. Dopiero na drugi dzień rano hr. Pusłowski zauważył leżącą na fotelu w salonie pustą ramę i w ten sposób odkrył kradzież, przeprowadzoną bez pozostawienia jakichkolwiek śladów włamania. 



Droga do miejsca czynu wiodła albo przez tylną klatkę schodową, gdzie złodziej napotkał drzwi zamknięte na zatrzask (kluczyk pozostawiała służba za ławką na schodach), albo przez główną klatkę, znajdującą się w centrum pałacu i dostępną każdemu, kto raz znalazł się na parterze lubb I piętrze pałacu.

 Drugą przeszkodę stanowiły drzwi miedzy małym przedpokojem mieszkania hrabiego, a salonem. zamykane na klucz, który chowano za wieszakiem na rzeczy. W obydwóch wypadkach ktoś nieobznajmiony z terenem i niepoinformowany dokładnie o miejscach ukrycia kluczy, zmuszony był obie te przeszkody sforsować siłą i w ten sposób pozostawić wyraźny ślad włamania.

 Odrazu więc stało się jasnem, że złodziej pochodził albo z grona mieszkańców pałacu, lub też z najbliższego ich otoczenia. Jakkolwiek było, policja uznała za przedewszystkiem wskazane zabezpieczyć granice całego państwa i uchronić w ten sposób od wywiezienia. Wcześniej lub później musiało to nastąpić ze względu na niemożność sprzedania obrazu na rynku krajowym. Ponadto rozesłano reprodukcje dzieła do wszystkich antykwarjatów z odpowiedniem ostrzeżeniem.

Tymczasem w toku śledztwa zaczęło się ugruntowywać przekonanie, iż kradzież w pałacu hr. Pusłowskiego jest niczem innem, jak tylko dalszem ogniwem w łańcuchu analogicznych wypadków, których widownią była najbliższa okolica Krakowa, w czasie ostatnich czterech miesięcy, poprzedzających udałe zniknięcie obrazu Lorenza Lotta.


Na szlaku Górka Narodowa — Wieliczka.
Przypominano sobie, że z początkiem lata ub. r. dokonali wówczas nieznani sprawcy zuchwałej kradzieży dwóch cennych płócien w dworze pp. Baszczyńskich w Górce Narodowej i że w jakiś czas potem drogą poufnych wywiadów ustaliły władze nazwiska złodziei, którymi okazali się: Stanisław Kania, z zawodu introligator, oraz jego dwaj wspólnicy Władysław Jakóhik i Józef Jaśkiewicz. Dzięki tej wiadomości zdołano wytropić ich konfidenta, który w czasie pościgu na terenie Prądnika Białego porzucił w polu oba obrazy i umknął nierozpoznany.

Po pewnym czasie ta sama banda dała policji nowy znak życia o sobie. Bo oto w nocy, z dn. 21 na 22 lipca ub. r. włamano się do mieszkania prof. Tadeusza Korpala w Wieliczce przy ul. Siemiradzkiego, gdzie skradziono 5 cennych obrazów, a miedzy nimi portret młodzieńczy króla Jana Sobieskiego pędzla  Siemingowskiego, znajdujący się obecnie na Wawelu i studjum Piotra Michałowskiego, przedstawiające głowę młodzieńca. 
Skradzione płótna przedstawiały wartość 50 tysięcy złotych. Dochodzenia w tej sprawie prowadziła II brygada krakowskiej policji śledczej, która na podstawie odcisków daktyloskopijnych ustaliła identyczność sprawców w obydwóch wypadkach.

Niezwykle uciążliwe śledztwo doprowadziło do wykrycia transportu obrazów prof. Korpala, które „pod opieką“ nowego konfidenta bandy Kani znajdowały się już w pociągu pospiesznym, zdążającym z Krakowa do Wiednia. Tuż przed stacją w Trzebini wywiadowcy ubrani po cywilnemu, przystąpili do aresztowania podejrzanego. Tymczasem nieporozumienie z władzami kolejowemi, które nie zorjentowały się na czas w sytuacji, stało się sprzymierzeńcem konfidenta złodzieji, który zbiegł w Trzebini, pozostawiwszy obrazy w przedziale wagonu.


Po członkach bandy znikł narazie wszelki ślad. tak, iż nie można było ustalić, gdzie potem przebywali. Dopiero bezpośrednio po wykryciu kradzieży w pałacu hr. Pusłowskiego dowiedziano się, iż Kania i jego wspólnicy znajdowali się w czasie kradzieży w Krakowie. Rozpoczęto więc natychmiast za nimi pościg, który doprowadził w jakiś czas potem do aresztowania Kani w Królewskiej Hucie, dokąd wyjechał zaraz po l października, oraz jednego z jego towarzyszy, a mianowicie Jakóbika. Juśkiewicz ukrywa się do dnia dzisiejszego, prawdopodobnie we Lwowie. (Ktokolwiek rozpozna go na podstawie poniżej zamieszczonej fotografji — niech natychmiast zawiadomi o tern najbliższy urząd policyjny!!) Mimo dalszych energicznych dochodzeń,
nie zdołano narazie związać działalności tej bandy ze zniknięciem obrazu Lotta, choć istnieją silne potemu poszlaki. Do nich zaliczymy fakt, że Kania przychodził do pałacu hr. Pusłowskiego w czasie, gdy jeszcze trudnił się uczciwą pracą i jako introligator oprawiał książki do bibljoteki hrabiego.

Zagadka muru Ogrodu Botanicznego.
Równocześnie z pościgiem policji za członkami bandy Stanisława Kani, rozegrało się w niedalekiem sąsiedztwie pałacu hr. Pusłowskiego zdarzenie, które dopiero po 6 miesiącach znalazło swój rewelacyjny epilog.

Oto niejaka Zofja Berowska, pracująca w połowie października ub. r. w charakterze robotnicy miejskiej przy rozbiórce wałów fortecznych, ciągnących się wzdłuż ul. Okopy, udała się w czasie przerwy obiadowej, wraz ze swą koleżanką, również robotnicą, Katarzyną Lusztynową, zamieszkałą przy ul. Wielickiej, pod mur sąsiedniego Ogrodu Botanicznego (patrz fotografje), aby tam odpocząć po pracy. W pewnej chwili spostrzegła na szczycie ceglanego ogrodzenia wystającą krawędź jakiegoś małego obrazu (wymiary dzieła Lotta: 31x41 cm). Nie namyślając się długo, urwała kawałek pręta z pobliskiego krzaka i za pomocą niego ściągnęła obraz z muru, który wysoki jest tam na 2.5 m.
Podczas tej czynności zarysowała prętem obraz w miejscu, gdzie znajduje się czoło mężczyzny, stojącego po lewej stronie. Trzymając już malowidło w rękach, przekonała się wraz ze swą koleżanką, że przedstawia ono Św. Rodzinę.



Postanowiła ten "święty obrazek" zabrać do swego domu; i tak się też stało.

Tego samego dnia wieczór, a działo się to w drugiej połowie października, (więc w trzy tygodnie po kradzieży w pałacu hr. Pusłowskiego) znaleziony obraz zawędrował do ubogiej izdebki, znajdującej się w domku pod nr. 114 w Zalesiu pod Kobierzynem, gdzie od jesieni mieszka rodzina Berowskich, złożona z matki Felicji, z zawodu szwaczki,jej syna Nikodema, córki Zofji i jej dwojga małoletnich dzieci. Wszyscy oni gnieżdżą się w pokoiku, który normalnie zajmować mogą dwie osoby. Nędza wieje ze wszystkich jego kątów i tylko teraz świeżo wybielone ściany świadczą o zamiłowaniu do czystości tej gromadki. Na jednej z nich, tuż nad łóżkiem-pryczą, powiesiła Zofja znaleziony obrazek, by „dzieci miały do czego odmawiać pacierze“...
I tak przez blisko pół roku wisiał sobie ten obraz na nędznej ścianie izdebki. Widziały go sąsiadki, widzieli ludzie przychodzący z miasta... Nikt nie zwracał na niego uwagi. Aż pewnego razu...



W antykwariacie Horowitza.
Właścicielka domku p. Wcisłowa zezwoliła Berowskim na wybielenie stancji. Trzeba było powynosić na pole graty, pozdejmować ze ścian obrazki i sztuczne kwiaty.
Syn Nikodem, który jest z zawodu lakiernikiem i malarzem pokojowym, pozostającym notabene bez pracy, zabrał się żwawo do roboty. W pewnej chwili znalazł się w jego rękach obrazek z muru Ogrodu Botanicznego.
Zaczął mu się po raz pierwszy uważnie przypatrywać i w końcu odczytał podpis: Lottus, a pod nim datę 1512.

Zaintrygowany tern odkryciem i przypuszczając (zresztą słusznie), że malowidło może posiadać „pewną“ wartość, namówił matkę, by przy sposobności, będąc w Krakowie, wstąpiła z nim razem do jakiegoś antykwarza, który miał im ocenić znaleziony obraz.
W ten sposób znaleźli się oboje we środę 28 ub. m. tuż po godz. 9-tej rano w sklepie antykwarza Horowitza, przy ul. Wiślnej, którą zwykle przechodzą na drodze z Zalesia przez Dębniki do Śródmieścia Krakowa. 


P. Horowitz, nie zwracając większej uwagi na obraz, obiecał przesłać go do oceny i polecił Berowskim zgłosić się tego dnia o godz. 5 po południu po odpowiedź. Tymczasem już w pół godziny potem zjawił się w antykwami p. Stanisław Pochwalski, znany malarz i znakomity restaurator obrazów dawnych mistrzów, który przeglądając wraz z Horowitzem nowo pozyskane płótna, natknął się na przyniesiony przez Berowskich obrazek i natychmiast rozpoznał w nim skradzione hr. Pusłowskiemu arcydzieło Lorenza Lotta.

Można sobie wyobrazić konsternacje antykwarza, który mimo woli znalazł się w chwilowym posiadaniu drogocennej rzeczy, o której zniknięciu przed sześciu miesiącami pisała cała prasa polska i zagraniczna.

P. Pochwalski uwiadomił telefonem hr. Pusłowskiego o swem odkryciu i gdy razem z p. Horowitzem zamierzali to samo uczynić pod adresem policji, zjawili się w sklepie ajenci brygady śledczej, którzy drogą poufnego wywiadu już dowiedzieli się o wizycie Borowskich w antykwami. Postanowiono aresztować ich w chwili, gdy zjawią się po południu po odpowiedź. I tak też się stało.



Początkowo mniemano, że Berowscy działają w porozumieniu ze sprawcami kradzieży. Śledztwo wyjaśniło jednak rychło to przykre qui-proquo i biedni ludzie, a szczęśliwi znalazcy drogocennego obrazu, pretendujący do wyznaczonej nagrody, zostali wypuszczeni na wolność.

Dzieło Lorenza Lotta zawędrowało z powrotem do pałacu przy ul. A. Potockiego. Ono jedno, gdyby mogło przemówić. Zdradziłoby nam nazwisko krakowskiego Arsena Łupina, który z obawy lub spowodowany innemi okolicznościami porzucił je na murze Ogrodu Botanicznego."

W pełni obraz "Adoracja dzieciątka" Lorenza Lotta możecie zbadać pod tym linkiem - Wirtualne Muzea Małopolski , a także sprawdzić czy bruzda od kija u św. Franciszka  dalej jest :).

Natomiast najlepiej się udać do oddziału MNK -  "Europeum" w budynku dawnego Starego  Spichlerza i zobaczyć na żywo. Naprawdę warto! 

Alfabet prasowy 9-16 listopada 1917 r.

$
0
0
Przenosimy się znowu dokładnie 100 lat temu. Czas na nowe odsłony alfabetu prasowego!

 51 tygodni do wolności!

Zarys ogólny:
Na świecie: W Rosji przewrót październikowy, 12 listopada Rosja natychmiastowo zawiesza broń na wszystkich frontach. Cesarz miłosiernie nam panujący cudownie ocalony! Trzeci rok trwa wojna.

W Krakowie: Cierpimy z braku rożnych produktów, ale najgorzej jest ze świecami, zapałkami, mąką, cukrem i chlebem. Bielizna męska może zostać zastąpiona papierową! Co rusz pojawiają się plotki o braku soli.
Nasz Hrabia Tarnowski, ten z pałacu przy ul.Szlak, może zostać szefem rządu polskiego.
W teatrach i kinach rozpusta!
Przygotowujemy się do dziesiątej rocznicy śmierci Stanisława Wyspiańskiego.
W kino "Uciecha" wyświetlany jest po raz ostatni polski film "Quambachiva" inaczej "Arabella" - jeden z najstarszych do tej pory zachowanych filmów polskich. Zachowany to dużo powiedziane, gdyż ocalało dosłownie kilka minut, ale to zawsze coś.




ALFABET PRASOWY
(pisownia oryginalna)

B jak Brak zapałek
"Brak zapałek w Krakowie nie ustaje już od dłuższego czasu. Można dziennie przewędrować kilkanaście sklepów i trafik, zanim dostanie się jedno pudełeczko. Zapałki stały się z tego powodu przedmiotem lichwy, gdyż za pudełeczko żądają już 10 halerzy. Wśród publiczności utrzymują się pogłoski, że handlarze rozmyślnie wstrzymują sprzedaż zapałek, ponieważ spodziewają się podwyższenia cen". 

C jak Cukier
Zakaz podawania cukru w kawiarniach.
"Krakowski urząd gospodarczy przy c. k. Namiestnictwie wydał rozporządzenie, zakazujące z dniem dzisiejszym podawania cukru do słodzenia napoi w przedsiębiorstwach gospodnio-szynkarskich. Nawet przejściowy brak sztucznych środków słodzących nie może upoważniać do podawania cukru. Dozwolonem natomiast jest przynosić gościom swój własny cukier do słodzenia potraw i napoi". 

D jak Drzewa na Rynku
"W sprawie drzew na Rynku. Jak już o tem donosiliśmy niedawno, kilka z drzew, rosnących na Rynku krakowskich, uschło, a kilkunastu innym zagraża, zdaje się, ten sam los. Staje się przeto aktualną kwestya zasadzenia innych na to miejsce; oraz kwestya wyboru gatunku tych drzew. Otóż jak nas informuje jeden z fachowców, najodpowiedniejszemi do zasadzenia w celach nazdobnych na Rynku byłyby dwa drzewa: akacya i jarzębiną.
 Akacya — albowiem bardzo wcześnie kwitnie i najdłużej zatrzymuje liście, jarzębina zaś — ponieważ równie bardzo długo zatrzymuje liście, a przedtem najpierw kwitnie białemi kiściami, a później purpurowe grona jej owoców tworzą, pięknie dekoracyjnie kolorowe plamy, a jako gorzkie, nie nęcą nikogo do zrywania. Sprawa zaś zasadzania tych drzew jest teraz tem bardziej aktualną, że właśnie jarzębinę i akacyę sadzi się w listopadzie, którego teraz mamy początek".

J jak Jesienna szaruga
"Jesienna szaruga rozpoczęła w dniu wczorajszym swój sezon. Mieliśmy więc prawdziwie krakowskie błota (bez żadnych naturalnie aluzyi politycznych) i pierwszy w tym roku kapuśniaczek, który spóźnił się o jeden dzień, nie chcąc widocznie, aby w tych ciężkich wojennych czasach, gdy nawet przyzwyczajone do stałego postu szkapy dorożkar­skie zdychają z głodu - św. Marcin rozbijał się na białym koniu... 
Musiał więc ten patron obejść się bez konia, no i bez gęsi, wczem niema zresztą nic dziwnego, skoro mieszkańcy Krakowa muszą stale obywać się bez chleba, mąki, węgla itp. miłych... wspomnień z okresu przedwojennego... Wczorajsza aura przyniosła nam jednak nie tyl­ko prawdziwe błoto i surogat śniegu, ale i głęboką refleksyę metereologiczno-ekónomiczną: im niżej spada temperatura, tem wyżej pod­skakują ceny... Odczuli ją dotkliwie wczoraj ci, co drżąc z zimna i tonąc dziurawemi butami w błocie, mogli tylko oddawać się melancholij­nym rozmyślaniom na temat podwyższonej taryfy krawców i szewców... "

REKLAMA FILMU "WALKA O WŁADZTWO ŚWIATA - CABRIA"

K jak Konferencja pokojowa w Krakowie. 
"Arcywesola impreza najwybitniejszych literatów lwowskich „Maryonetki pokojowe" zjeżdżają w najbliższych dniach z całym rynsztunkiem bojowym do Krakowa. Odbędzie się tu wielka konferencyja pokojowa, na której jawią się osobiście KIEREŃSKI, WILSON,  NAPOLEON, Kutowski, Leo i Daszyński i cały tłum innych osobistości z całego świata, nie wyłączając nawet Li-hung-Czanga z Pekinu i precłarza z parku Jordana. Bliższe szczegóły podadzą afisze. 

O jak OCALENIE CESARZA
"Wczoraj bawił cesarz z królem bułgarskim w Gorycyi i Palmanowie. W podróży tej wzięli udział także książęta Borys i Cyryl, oraz ks. Feliks Parana. W głównym kościele goryckim obydwaj sprzymierzeni monarchowie byli obecni na niezwykle wzruszającem nabożeństwie.

Od Palmamovy wódz bułgarski kontynuował swoją podróż na front według osobnego pro­gramu, podczas gdy cesarz Karol zwiedzał wojska maszerujące w obrębie Strassołdo i Cervignaaio. 
W powrocie do siedziby w pobliżu Rudy próbowano przejechać przez jeden z towarzyszących Soczy torrentów (koryt rzecznych w normalnym stanie suchych, a wzbierających podczas deszczu), który jeszcze kilka dni temu był dość suchy. Samochód cesarza wpadł przytem tuż powyżej malej tamy w głębszą wodę, wskutek czego motor odmówił posłuszeństwa. Automobilowi ciężarowemu, który jechał w tyle, rozkazano wyciągnąć auto cesarskie, pogrążone w strumieniu, ale także i temu automobilowi zepsuła się maszyna. Przyboczny strzelec cesarski Reisembillchler i wachmistrz kompanii gwardyi przybocznej Tomek weszli do wody, aby wywieść cesarza na brzeg. Przytem zdarzyło się nieszczęście, które przerażeniem napełniło osoby ze świty monarchy przybywające właśnie następnym autem do brodu. 

Pod strzelcem przybocznym usunęły się kamienia tamy, w następnej chwili pochwyciły go fale i porwały w wir rzeki głębokiej w skutek gwałtownych deszczów. Cesarz widząc swego strzelca w niebezpieczeństwie życia, z bezprzykładnej wierności dla sługi nie puścił go, a również wachmistrz Tomek nie puścił monarchy. Rwące fale unosiły cesarza ze strzelcem i gwardzista poza tamę z prądem strumienia.

Ks. Feliks parmeński, szwagier monarchy, którego auto w tej rozpaczliwej chwili przybyło na brzeg, rzucił się pierwszy w futrze i pełnym rynsztunku do wody, aby mu dać pomoc. Dzięki jego bohaterskiej stanowczości i nader ofiarnemu zachowaniu się świty zdołano cesarza z ciężką biedą uratować. Cesarz Karol I, ks. Feliks, Reisenbichler i Tomek nie puszczali się wzajemnie. Oficer, który tego dnia kierował samochodem cesarskim, rzucił się również w wodę. W końcu wszyscy zapędzeni zostali do wikliny w korycie rzecznym, która im dala jakie takie oparcie. 

Tymczasem dwaj oficerowie pospieszyli w dół rzeki, aby ratować cesarza i towarzyszy jego niedoli. Pierwszy drąg podany do rzeki, okazał się za krótki. Wreszcie znaleziono na bagnistym brzegu ciężką belkę i wśród wielkich trudów, z narażeniem życia spuszczono ją na wodę. Brzeg stawiał wciąż jak największe trudności usiłowaniom ocalenia cesarza. Pod obładowanymi ciężką, parę metrów długą belką, ratownikami wciąż usuwał się łamliwy grunt, a przy podawaniu belki dalej już na krok od brzegu brakło podstawy. Strumień płynął strasznymi wirami; mimo to kilku szoferów, nie namyślając się ani chwili, weszło do wody, aby wespół z oficerami stworzyć połączenie z miejscem katastrofy.

Cesarz, który trzyma! się wikliny, wciąż uginającej się pod nurtem strumienia i wciąż na nowo zanurzał się aż po szyję, nie stracił ani na chwilę przytomność umysłu i na wołania ratujących odpowiadał spokojnie i jasno. Po wielu pełnych obawy minutach stworzono połączenie między łamliwym brzegiem a chwiejącą się wikliną i teraz wreszcie miano wydobyć cesarza na brzeg. Jego pierwsza jednak myśl była poświęcona szwagrowi i wiernym ludziom, który tak samo jak on pasowali się z falami. Trzeba była usunąć na bok względy posłuszeństwa i natarczywie, upomnieć cesarza, aby go skłonić, żeby pierwszy popłynął ku brzegowi, trzymając się belki. 
Dostawszy się na brzeg, czekał tam cesarz, aż wszyscy towarzysza wyjdą z wody. Słońce zaszło, gdy wreszcie trudne dzieło ocalenia było dokonane. 

„Oto wojna, która wielu rzeczy wymaga!“ — rzekł cesarz przemoczony do nitki i wsiadł do samochodu, aby wrócić do swej siedziby. 
Cesarz ma się dobrze. Zaraz w nocy po swojem ocaleniu wysłuchał referatów. Świcie cesarza przypadło ciężkie zadanie uświadomić cesarzową o wypadku. Oczekiwała ona powrotu cesarza jak zwykle. Gdy zwolna dowiedziała się o wypadku, wyra ziła głęboko odczutą wdzięczność wszystkim, którzy brali udział w dziele ocalenia. "

O jak Odnowienie Sali Saskiej
"Bogata w tradycye hi­storyczne sala koncertowa w hotelu Saskim, założo­na przed przeszło stu laty przez Macieja Knotza, ówczesnego właściciela hotelu zwanego wtedy „Pod królem węgierskim", oddana będzie znowu do użytku publicznego po gruntownemu odświeżeniu i odnowieniu. 
W sali tej przez długi szereg lat kon­centrował się cały ruch muzyczny Krakowa, grał w niej jeszcze Paganini, słynna Catalani dała w niej w roku l8l8 koncert na dochód projektowanego podówczas kopca Kościuszki, później grali tam Liszt, Rubinstein i wielu innych wirtuozów obcych, oraz polskich od Kąckiego, Lipińskich, Wieniaw­skich do Paderewskiego, Michałowskiego i innych. 
Obecnie salę obejmuje dyrekcya koncertów kra­kowskich i przygotowuje na zimę szereg interesujących produkcyi, poświęconych w pierwszej linii polskiej twórczości. Pierwsze miejsce wśród nich zajmie cykl p. t. „Muzyczna Warszawa". Otwarcie sezonu w sali Saskiej odbędzie się jeszcze w bieżącym miesiącu." 

O jak Ograniczenie opalania pociągów osobowych. 
"Opalanie pociągów osobowych na kolejach żelaznych będzie tej zimy bardzo znacznie ograniczone. Pociągi będą opalane tylko do dn. 31 marca, a temperatura w przedziałach kolejowych wynosić będzie najwyżej 10 do 12 stopnie Celsiusza. Pociągi, których czas jazdy wynosi najwyżej 1 i pół godziny, nie będą wcale opalane." 

Ś jak Świętego Marcina
"Święty Marcin, który tradycyjnym zwyczajem miał wczoraj zajechać do nas uroczycie na białym koniu, opóźnił swoje przybycie, zatrzymując się gdzieś w drodze na górach, za co mu będzie wdzięczną ludność krakowska, pozbawiona w znacznej jeszcze części opału. Oby ten wjazd odbył się jak najpóźniej — oto prośba, jaką wszyscy Krakowia nie zanoszą do patrona wczorajszego święta.
Pochmurna przeważnie, chłodna i posępna była aura wczorajszej niedzieli. Słońce tylko na chwilę w południe przedarło się przez oponę gęstych chmur. Miasto było jednak nadzwyczaj ożywione.
Mimo stałych skarg na ciężkie czasy, braki aprowizacyjne, drożyznę, karty, w których już się trudno zorientować, inne plagi wojenne, kina, oraz kawiarnie i restauracyje wypełnione były do ostatniego miejsca. Sensacyjne wypadki, których jesteśmy świadkami, ożywiły niedzielne pogawędki, dostarczając do nich obfitego materyału."

W jak Wykaz pospolitaków
"Wykaz z pospolitaków urodzonych w r. 1900! Na murach miasta pojawiły się wczoraj afisze, donoszące, iż został sporządzony wykaz pospolitaków urodzonych w Krakowie w r. 1900, obowiązanych do służby w pospolitem ruszeniu w roku 1918. Wykaz przeglądać można w wydziale  Vb magistratu, od 15 do 23 b. m."

Z jak Zakaz sprzedaży bielizny męskiej. 
'Drobna sprzedaż bielizny męskiej zastała zakazana. W najbliższych dniach ukaże się nowe rozporządzanie ministerstwa handlu, które ma uregulować sprzedaż bielizny męskiej. Jeden z wyższych urzędników centrali wełnianej podaje w tej sprawie następujące wyjaśnienia: 
Dnia 30 października b. r. ukazało się nowe rozporządzenie, na mocy którego wszystkie zapasy bielizny męskiej mają być oddane centrali wełnianej.
Powodem chwilowego zakaz u sprzedaży bielizny męskiej jest bardzo wielkie zapotrzebowanie bielizny zarówno dla wojska jako też dla urzędu rozdzia­łu odzieży ludowej. 
Zapasy bawełny są na wyczerpaniu, a niema nadziei na uzupełnienie ich w najbliższym czasie. 

Trzeba będzie przeto oswoić się j koniecznością wpro­wadzenia w życia bielizny wyrabianej z masy papierowej. Wprawdzie trudności techniczne, z jakiemi połączony jest wyrób bielizny z papieru, dałyby się usunąć, jednak brak odpowiedniej ilości i jakości papieru. Dlatego też dotychczas produkcja bielizny papierowej była bardzo ograniczoną. Do wyrobu bielizny papierowej potrzebny jest papier, którego metr kwadratowy nie waży więcej jak 20 do 25 gramów. Tego rodzaju papieru nie wyrabia się w Austrii, a import takiego papieru natrafia na wielkie trudności." 


A na koniec - zapraszam na film "Cabiria" i na18 FESTIWAL FILMU NIEMEGO w kinie pod Baranami!




Jeden dzień z życia krakowskiej służącej - część 1

$
0
0
Mam tendencję do upiększania rzeczywistości, a tym bardziej czasów minionych, to już wiecie :).

Gotować nie lubię, ale ciągle zaczytuję się w międzywojennych książkach kucharskich, zachwycam się umiejętnością i szybkością przyrządzania codziennie innych wykwintnych dań na zwykły, domowy obiad. Dodatkowo jeszcze ciągle słyszę i sama używam zwrotów takich jak: "przedwojenny smak", "przedwojenny porządek" lub według "przedwojennej tradycji".

Wertuję stare książki o prowadzeniu domu, rady dla młodej mężatki i...  Dochodzę do wniosku, że wszystko to było możliwe tylko i wyłącznie dzięki niewolniczej pracy służby domowej.

Żebyście mogli zrozumieć, dlaczego użyłam tak mocnego określenia, przedstawię Wam jeden dzień z życia służącej w zwykłym mieszczańskim, powiedzmy krakowskim domu, mniej więcej 100 lat temu. Dzień ten dzielę na kilka części, ponieważ post to post, a nie nowela :).



Jeden dzień z życia Marysi, krakowskiej służącej tuż po Wielkiej Wojnie

Występują:
Służąca - Marysia, 19 lat, z Wielkiej Wsi i jej myśli,
Gospodyni - Wielmożna Pani, 
Gospodarz - Wielmożny Pan,
Dzieci gospodarza - Isia 7 lat, Nusia 9 lat, Panicz - Tadeusz 20 lat.

Około 6-tej rano, zwykła krakowska kamienica, kuchnia podzielona ciężką kotarą na dwie części, w części sypialnianej najprostsze żelazne łóżko, krzesełko na którym wiszą ubrania, pod łóżkiem płócienna torba, w łóżku leży Marysia.

Myśli Marysi: Muszę wstać, tak mi się nie chce, tak mnie krzyż boli, tak w nogach łupie, nic nie pospałam, ale cóż... Trzeba! Chciałam iść do fabryki, do składu jakiegoś, do szycia nawet, ale mama ciągle mówiła, że służba nie hańbi, że dumę fałszywą mam schować, że jeść będę miała zawsze i że ta praca o wiele zdrowsza od zajęć fabrycznych. Sądząc po bólu w całym mym ciele, zdrowa jestem na pewno, chorym ludziom jakaś jedna część boli, a mnie - całość. Nie mam czasu narzekać, modlitwę trzeba zmówić.
Ojcze z nieba Boże - zmiłuj się nade mną, Tobie ofiaruję trudy dnia zaczynającego się, Amen.




Lampkę naftową muszę zapalić, a zimno to jak, brrr. Nie, nie będę się myć w tym zimnie, oczy przetrę, włosy grzebyczkiem pogładzę i już. Chociaż nie, to już trzeci dzień będzie jak grzebyczkiem przeczesuję. Pani zauważy, zła będzie, ponoć naganne to i niechlujne, więc muszę szczotką dziś popracować. Pani mówi, że służka musi mieć włosy gładkie, ale ja lubię czasami na noc na papierek zawinąć. Dobrze, że jeszcze w suknię się nie ubrałam. Ostatnio jak czesałam się szczotką w sukni, to kilka włosków na plecach z tyłu zostało, Pani jak zauważyła, to tak skrzyczała mnie, że nieporządna jestem, że włosy moje widzi wszędzie, że do potrawy mogą się dostać. A skąd mam wiedzieć co mam z tyłu...

O nie, dziura na rękawie! Cóż, suknię muszę zacerować, ale to może jutro. Teraz swoje miejsce posprzątać muszę, potem wolnej chwili nie będzie, a jak wpadnie Panicz za kotarę i zauważy, że coś nie tak, to od razu mnie straszy, że Pani powie, chyba że mu dam się obściskać. Wolę jednak porządek mieć. 

Kuchnia nasza stara, Wielmożna Pani tak mówi, że stara, co znaczy, że nie gazowa. Nie rozumiem, co ten nowy gaz da, jeżeli i tak muszę pod kotliną ogień rozniecić, w pokojach w piecach także. Dobrze, że z wieczora i drzewo, i węgiel do domu przyniosłam, połupałam w drobne wiórki, to teraz szybko mi pójdzie. A i na zewnątrz śnieg z deszczem brrr..

Szkoda, że nafty nie mam, jeszcze szybciej by było. Pani stanowczo zakazała. Słyszała, że służąca u państwa Krawackich przez całe dwanaście lat dolewała nafty do ognia i nic nigdy jej się nie stało. Aż razu pewnego eksplodowała jej flaszka w ręku, a ona cała stanęła w płomieniach i tak okropnie się poparzyła, że blisko dwa miesiące cierpiąc bóle straszliwe, przeleżała w lazarecie. Nie wiem, czy w to wierzyć czy nie, ale naftę Pani zamyka w szafie na kluczyk, daje mi tylko jedną zapałkę w pudełku i świecy. Ja nie narzekam, umiem szybciutko  kawałek świecy owinąć w papier, włożyć pod kuchnię,  na to drobno połupane drzewo i podpalam od drzazgi. Raz dwa i gotowe. 




 Ogień już bucha, cieplej się robi i jakoś tak radośniej. No cóż, teraz już można i wodę na kawę stawiać, i po bułki z mlekiem wyskoczyć. 

Gdzie ta moja chusta wełniana, chyba sprzątając ją do torby schowałam, dobrze, może nie zmarznę szybciutko tam z powrotem. 

Bylebym Hanki nie spotkała po drodze, bo znowu zacznie mi opowiadać, jak się w niej kocha syn Dulskich, znowu będę musiała ją na ziemię sprowadzać, że się nie kocha, ino pościskać chce i tyle. Gorzej jak już teraz, na samym początku służby, pozwoli mu na więcej i nie będzie ostrożna, ale ona młoda jest, wierzy w te wszystkie romanse i uczucia. Tłumaczę jej jak i co, bo to jedynaczka w domu, przez ojca wychowana, szkoda mi jej, ale jak się sama nie przypilnuje to jej nikt nie pomoże.

A czy ja zamknęłam wychodząc drzwi na klucz? Ciągle zapominam, jak się Pani obudzi i zobaczy, to cały dzień mi będzie głowę suszyć. 

Bułki mam, świeże mleko mam, Hanki nie było, więc szybko się uwinęłam. Jednak na klucz zamknęłam, wszyscy jeszcze śpią.




Która to już? Po siódmej! No to biegnę do jadalni, okna zapomniałam otworzyć, przewietrzyć trzeba i dzieci czas już budzić! Drugie śniadanie do szkoły szykować. Tylko najpierw mleko na ogień postawię, woda na kawę już się zagotowała. 

Tak, tak już biegnę do dziewczynek. Auuuć, Isia znowu mnie kopnęła, Niusia grzeczniejsza jest, bardziej ją lubię, zwłaszcza, że sama wszystkie guziczki zapina, i siostrze pomaga się ubrać.

Ajajaj, przecież mleka nie przypilnowałam, znowu mi uciekło, muszę nowe nastawiać. Kiedy Wielmożna Pani już wstanie? Czy znowu czeka, aż wszystko sama zrobię? W innych domach dziewczyny mówią mi, że z samego rana mają gospodyni do pomocy, a ja... Mam zakaz budzenia, chyba, że coś bardzo pilnego się stało. W sumie nie narzekam, bo przynajmniej z rana nikt mnie nie poucza.

Mleko dziewczynkom dałam, bułki z powidłami też, śniadanie drugie do szkoły przyszykowałam, tylko gdzie ten czysty papier, żeby w to zawinąć... No nic, będzie w tym od bułek. Dobrze, już możemy iść do szkoły.

 Panicza przed wyjściem trzeba by obudzić, bo na uniwersytet się spóźni, ale tak mnie wczoraj w nocy mocno pościskał, że nie chcę go widzieć póki co. Przyszedł późno w nocy pijany, kazał podać herbatę i coś do jedzenia, zaczął krzyczeć, że powolna jestem. Wpadł do kuchni i od razu zaciągnął mnie za kotarę. Cóż, to było wczoraj. 

Dzisiaj ma być dobry dzień, przynajmniej póki co jest. No nie, już nie jest, bo zapomniałam przed wyjściem sprawdzić czy we wszystkich piecach równo się pali, a jak zgaśnie? 

O, Hanka idzie! Też z dziewczynkami do szkoły. Ona ma dobrze, u nich jest stara kucharka, która pomaga jej wszystkiego przypilnować, a nasza Pani mówi, że teraz to tylko najbogatszych stać na kilka osób do służby. Ja tam nie wiem, 15 złoty miesięcznie dostaję, co poniektóre to jeszcze mniej. Hanka doprowadzi dziewczynki do szkoły, więc biegnę z powrotem.

No tak, w jadalni piec coś słabo się pali....
Zacznę szykować śniadanie, bo słyszę, że już Pani wstała.

Kucharka ze mnie nie najlepsza, ale szybko się uczę. Pani też zawsze mi przy gotowaniu pomaga, a to doprawić, a to na talerzu ładnie poukładać. 
Dzisiaj na śniadanie mamy jaja sadzone polane ciemnym masłem, paprykarz cielęcy, który zrobiłam już wczoraj i jak zawsze miska serów i owoców z czarną kawą. Co się tyczy tych jaj, to musiałam się nauczyć, że są to jaja "au bur nua" czy jakoś tak. Wielmożna Pani mówi, że francuskie, ale tak naprawdę to zwykłe sadzone jaja podkrakowskie, polane sosem, który sama muszę zrobić, więc nie wiem co w tym daniu jest z Francyji.  
Trzy łyżki octu winnego, wlewam na  patelnię i gotuje z korzeniami.  A tutaj mam patelnię malutką, do niej łyżka świeżego masła i czekam  aż na ciemno-brązowy kolor się zmieni, o już jest, więc wlewam teraz tutaj ten ocet, ale tak by korzenie nie wpadły i gotowe. Pani mówi, że do tego jeszcze dobrze siekaną pietruszkę dodać, ale ja nie mam, nie znalazłam wczoraj. No i teraz to wszystko na jaja i gotowe. Ponoć smacznie mi to wychodzi.



Pani obudziła sama Pana i Panicza. Dobrze, to ja nie muszę. Ja stół przyszykuję. Pani i tak poprzekłada talerzyki i przybory po swojemu, więc nie będę tu jakoś ładnie układać, a i czasu nie ma.

Teraz póki Państwo śniadaniują muszę wszystkie sypialnie posprzątać. Ale najpierw tak, żeby Pani zauważyła ręce umyję i fartuch na czysty zmienię. Ręce to ja myję zawsze, ale Pani nie zawsze to widzi i krzyczy, że w sypialnię mam wchodzić z czystymi rękami i że na pewno mam brudne ... A tam, szkoda myśli na to. Nie rozumiem czemu nie każe mi myć rąk po tym jak ich miednice spod łóżka opróżniam?

 No cóż, okna już w sypialniach pootwierałam, pościel przewietrzyć rozłożyłam. Teraz z miednic to wszystko wylać i czystej wody przynieść.

 Dziś jest dzień przewracania materacy, co drugi dzień Pani to robić kazała, więc, część środkowa materacu dziś idzie pod nogi, a inne po kolei. Zawsze mnie to zastanawia - po co oni tyle poduszek mają, a i jeszcze spodki, pierzyny, kołdry, pierzynki, prześcieradła. Wszystko muszę wstrząsnąć. Teraz prześcieradła popodwijam, a rogi kołder w podpinki, poduszki do góry i pierzynkę w nogi, na to kołdry i przykrycie. Raz dwa i równo pościelone. Już mi gładko wychodzi - bez fałdek i coraz to szybciej. Kurzy się tu straszliwie z pościeli, więc najpierw pod łóżkiem wilgotną szmatą muszę przetrzeć, a potem  pozamiatać.

 Nie wiem, która to już godzina, pewnie już czas do miasta lecieć po sprawunki.
A zjadłabym coś wreszcie, czuję, że w brzuchu mi burczy. Pani już woła, pewnie listę zakupów będziemy spisywać, a i Panicz coś chce, mam nadzieję, że nie powyrywał znowu guzików na koszuli, bo teraz to na pewno nie mam czasu na ich przyszycie. Co innego szycie u siebie, a co innego szycie u Panicza Tadeusza w pokoju. Niech mi teraz tym głowy nie zawraca.


Uwagi na ilustracjach zebrane z doświadczeń życia w stosunku do służby domowej autorstwa
L. Kotarbińskiej.
Całość na podstawie poradnika Elżbiety Bederskiej "Dobra służąca, czyli co powinnam wiedzieć o służbie i na służbie?"

C. D. wkrótce!

To był dzień - czwartek 21 grudnia 1933 roku - dużo zdjęć!!!

$
0
0
O służącą zostawioną na początku stulecia proszę się nie martwić, daje sobie radę i wróci tuż po Nowym Roku.



Dziś najkrótszy dzień w roku, w Krakowie nawet padał śnieg! Szczerze! Nie kłamię! Wiem, że już go nie widać, cóż, ale był, jak na pierwszy dzień astronomicznej zimy przystało.

W 1933 roku, 21 grudnia był dzień jak co dzień, śnieżnie, lekko mrożnie, trwała przedświąteczna gorączka zakupowa i przedświąteczne zabawy i kradzieże :).  Na Rynku trwa sprzedaż świąteczna, teraz zwana jarmarkiem.

Na podstawie IKCa (Ilustrowanego Kuriera Codziennego), pisownia oryginalna.
UWAGA - wartość jednego złotego z dnia 20.12.1933 to teraz około 29 złotych (licząc na podstawie ówczesnej wartości dolara, inflacji dolara do 2017 i dzisiejszego kursu).

KOSZTOWNY SEN NA PLANTACH. Józef Jeziarek zam. przy ul. Jerozolimskiej 261, będąc
wielce utrudzony wypiciem dużej ilości alkoholu, zasnął na plantach na ławce. Z tej drzemki skorzystał jakiś przygodny sprawca i skradł Jeziarkowi palto, czapkę i rękawiczki, ogólnej wartości 66 zł.

UJĘCI NA KRADZIEŻY. Z wozu na placu Kleparskim skradł Mieczysław Bacaj lat 28 włóczęga, 10 kilogramowy worek pszenicy na szkodę Wawrzyńca Pomierskiego z Białego Prądnika. Złodiieja ujęto, a pszenice zwrócono poszkodowanemu.
Stanisław Grecki, lat 20, na szkodę Izaaka Lewiga usiłował skraść paczkę drożdży, wartości 25 zł. Został jednak na kradzieży ujęty i powędrował pod "Telegraf".
Los dwu poprzednich podzielili Jakób Gelłe, lat 18 i Lewi Izrael lat 20. obaj włóczędzy, którzy zostali ujęci za kradzież trykotów z gablotki wystawowej Markusa Wassersteinera przy ul. Bożego Ciała.

KOPNIĘTY PRZEZ KONIA. Na targowicy miejskie został kopnięty przez konia Mendel Kraus,
handlarz koni. Pogotowie ratunkowe zawezwane na miejsce wypadku odwiozło handlarza do szpitala św. Łazarza.


ODZYSKANE SKRADZIONE APARATY. Organa P. P. przytrzymały poszukiwanego od 1932 r. sprawcę kradzieży aparatów mierniczych na szkodę firmy Rodakowski, którym okazał się Kazimierz Gałda, lat 27, technik, zam. w Bronowicach Wielkich 271. Aparaty po dwóch latach wróciły do właściciela, sprawca zaś powędrował do aresztu.

TEATR DOMU KOŁNIERZA NA OKRES ŚWIĄTECZNY przygotowuje widowisko sceniczne o charakterze ludowym pod tytułem „Bóg się rodzi".  Oryginalne te jasełka oparte są głównie na tekstach M. Konopnickiej. Ilustracja muzyczna P. Maszyńskiego, wzorowana na motywach regjonalnych.
Jasełka wypełnią popołudnia niedzieli i poniedziałku, wieczory zaś przeznaczone są na ulubione przez stałych bywalców i przyjaciół teatru regionalne, pełne humoru utwory B. Turskiego „Krowoderskie zuchy“ i „Wojna z babami".


"BAL MASKOWY", opera G. Verdi‘ego dana będzie w poniedziałek 25 bm. na przedstawieniu po
południowem, z gościnnym występem primadonny opery warszawskiej, Ireny Cywińskiej.

LONDYN. 20 grudnia (B). Według doniesienia sprawozdawcy „Daily Mail“ z Kalinpang w północnej Bengalji, Dalaj Lama został otruty. Korespondent zaznacza, że wiadomość tę otrzymał z wiarygodnego źródła w Lhassa. Dyplomatyczny współpracownik „Daily Heralda" zauważa w związku z wiadomością o zgonie Dalaj Lamy. że obecnie nastąpi między Rosją, Chinami i Anglją rywalizacja o wyszukanie dla Tybetu takiego regenta, który by szedł na rękę ich żądaniom.


KINA (ZOBACZCIE ILE ICH BYŁO!!!)
Co grają w kinach krakowskich?
Adria: „Emma" (Marie Dressler).
Apollo: „Miss Flora“ (Anny Ondra).
Atlantic: „Sabra“ (film polski).
Dom Żołnierza: „Gehenna kobiety" w roli głównej Sylwia Sidney.
Promień: "Ben Hur“ (Roman Novarro).
Slońce: „Wygnańcy (A. Brodzisz, M. Varkonyj)
Sztuka: „Sherlock Holmes" (Clive Brook) 
Świt "Pomocnik marynarki"  (Edwards - Neagle)
Uciecha: "Król Pechowców (Curt Bois) i "Świat słucha"
Wanda: "Buster nawarzył piwa“ (Buster Keaton).

Problemy Urzędu Skarbowego pod koniec roku i szybka reorganizacja :)
ZE WZGLĘDU NA MASOWY NAPŁYW PŁATNIKÓW PODATKU od lokali w terminach płatności kwartalnych zaliczek i wypływającą stąd niemożność szybkiego załatwienia stron przez Urząd Skarbowy Nr. 2, zawiadamia się płatników, że kasa przyjmować będzie wpłaty na ten podatek od podatników z Dz. VIII w poniedziałki, środy i piątki, a z Dz. II, VI, VII, XIX i XX we wtorki, czwartki i soboty. Zarządzenie to nie zmienia ani terminów ustawowych płatności podatku od lokali, ani terminów. płatności udzielonych rat.


„GROŹNE" termometry.
Od 1 stycznia wolno będzie — jak wiadomo — sprzedawać tylko termometry z jedną skalą — Celsjusza. Termometry z podwójną skalą są już w handlu wzbronione. Okazało się jednak, że pokup na termometry był w bież. roku tak słaby, że  w sklepach pozostało wiele termometrów z podwójną skalą, które musieliby kupcy rzucić do śmieci tub przerobić, ponosząc dotkliwe straty. Toteż interesowani zwrócili się obecnie z memorjałem do władz, prosząc o pozwolenie na sprzedawanie termometrów dwuskalowych jeszcze w ciągu przyszłego roku. Aczkolwiek jest rzeczą słuszną wprowadzenie jednej obowiązującej miary temperatury, w danym wypadku Celsjusza, to jednak, rodzi się pytanie, co to komu szkodzi, że ktoś chce wiedzieć i widzieć, ilu stopniom Reamura, czy Farenheita, czy wreszcie obu tym miarom, odpowiada dana ilość stopni Celcjusza. Mamy tyle
innych kłopotów — czy potrzebne nam jeszcze termometrowe?

Ogłoszenia różne:
KTÓRY z Panów kulturalnych, na dobrem stanowisku, do lat 86, pragnie poznać młodą, urodziwą, dobrego domu, niezależna szatynkę. Panowie z Krakowa. Katowic, okolicy mają pierwszeństwo.
Poważne zgłoszenia tylko z fotografjami, które zostaną bezwarunkowo zwrócone, proszę skierować do I. K. C.. Kraków, Wielopole 1. „Niepospolita".

KTÓRA Pani gospodarna pożyczy 3.000 zł młodemu kupcowi na dokończenie procesu. Wygrana pewna 35.000 zł. Ożenek natychmiast. Przyjazd do Poznania konieczny Zgłoszenia:
 I. K. C.. Kraków, Wielopole 1. "Marcin 48"


NAJTANIEJ przyjmuje zamówienia na święta na ciasta świąteczne Pracownia wyrobów cukierniczych. Kraków, Karmelicka 14 w PODWÓRZU. Wyroby wyłącznie na maśle.

RĘKAWICZKI są najpraktyczniejszym podarunkiem gwiazdkowym. Piękne rękawiczki zimowe  poleca Wytwórnia F. Lubański, Kraków, św. Anny 2.

W NIEZNANE! Najwięcej emocji czytelnikowi dostarcza Bibljoteka Adolfa Gumplowicza. Kraków, BRACKA 9. FRONT. — 45.000 tomów.  Dla PT. Urzędników ulgi.

BONJURKI, szlafroki męskie, pyjamy damskie i męskie, ubrania narciarskie — kupisz najtaniej wprost w Wytwórni, Kraków. Koletek 1/ róg Agnieszki.

DOSKONAŁA okazja!  FORTEPIAN PETROF krótki, czarny sprzeda HELENA SMOLARSKA
Kraków, Szewska 9.

TOREBKI damskie kozłowe od 3.90, portfele męskie od 2.50, manikiery od 9.50 kasetki t perfumami od 1.90, wody kołońskie krajowe i zagraniczne. Wetstein. Kraków. Szewska 18.

HOTEL Polonia, Kraków, Basztowa 25, poszukuje portjera Polaka, w wieku do lat 40, władającego poprawnie niemieckim i francuskim. — Zgłoszenia tylko osobiste.

ONDULATORKA - manikurzystka znajdzie natychmiast stałą posadę - Leibowicz, Kraków, Rakowicka 19.

BUFETOWIEC młody, zdolny, potrzebny zaraz. Bar Baszta, Basztowa 5, Kraków. 

ZNAKOMITY kucharz szuka posady zaraz lub później, zna leguminy. - Zgłoszenia: I. K. C..Kraków. Wielopole 1, "60 złotych pensja".

POKOJOWA 23-letnia, przystojna, zdolna, pracowita obrotna, bardzo uczciwa, umiejąca gotować,
przyrządzać leguminy, podawać do stołu, posiadająca chlubne świadectwa, kaucję, szuka posady bez
prania, od 15 stycznia, lub później, tylko w lepszym domu pensjonacie lub hotelu. Łaskawe zgłoszenia: I. K. C., Kraków. Wielopole 1 „Uczciwa praca“.

GWIAZDKOWA sprzedaż OBRAZÓW znanych Malarzy polskich w „Salonie Sztuki" Wojciechowskiego, Kraków, Jana 3. Wybór ogromny — ceny niskie.

FUTRO z afrykańskich breitschwańców. nowe - okazyjnie sprzedam. Kraków, Miodowa 5/4. 

JABŁKA na święta wykwintne gatunki, RYDZE kiszone wyborowe hurtownie kg 1.30, MIÓD jasny podkrakowski, najlepszy z najlepszych — 5 kg puszka 18— zł., poleca „Pomona". Kraków, plac
Szczepański 8.

PANI pragnie wymiany myśli z dalekim geograficznie człowiekiem, może być smutny. Zgłoszenia: I. K. C., Kraków. Wielopole 1, „Lady Caprice“.

GRAFOLOGINI Winiarska jest w Krakowie, Kościuszki 70.

O KAŻDEJ OSOBIE w Polsce i za granicą poufnych informacji udziela istniejące od 1887 roku Biuro Informacyjno Wywiadowcze H. Weiss Kraków, Smoleńsk 16, — Telefon 124-53.

AMAZONKA GUM! ... - Niewyczuwalne! Próba 6 sztuk za darmo. Koszty przesyłki 1 opakowania
zł. 1.85 wpłacać na konto P. K. O. 580. — Fabryka Wyrobów Gumowych „EMGE". Warszawa, Kopernika 16. 

A na koniec zapraszam na odwiedzenie handlu świątecznego na Rynku Głównym. Grzybki suszone już macie?

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl
Księgarnia Geberthnera i Wolffa propaguje czytanie

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl
Sprzedawca petard

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl
Jak ówczesnym kobietom nogi nie marzły?

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl


audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl

audiovis.nac.gov.pl
Panowie wypatrują gwiazdki w 2017 roku :)


Jeden dzień z życia krakowskiej służącej - część 2

$
0
0
Jeden dzień z życia Marysi, krakowskiej służącej tuż po Wielkiej Wojnie - część 2.
Część pierwsza znajduje się TUTAJ.

Występują:
Służąca - Marysia, 19 lat, z Wielkiej Wsi i jej myśli,
Gospodyni - Wielmożna Pani,
Gospodarz - Wielmożny Pan,
Dzieci gospodarza - Isia 7 lat, Nusia 9 lat, Panicz - Tadeusz 20 lat.

Myśli Marysi: 
Czego nie masz w głowie, to masz w nogach.

Dokładnie mówiąc, czego Pani Wielmożna nie ma w głowie, to ja w nogach będę mieć. Tak, jest to najlepsze określenie na moje codzienne bieganie po mieście.
Pani zawsze daje mi listę zakupów i mam kupować tylko to, co na tej liście się znajduje, nawet kiedy ja wiem, że w domu już mąki nie ma, a i ocet na wykończeniu. Tak jak dziś.





Lecz zacznę od początku.
Najpierw sprawdziłam, czy dobrze pali się w piecach. Przebrałam się naprędce, trzewiki wyczyściłam, włosy wygładziłam, chciałam chustkę pospinać ładnie, listę zakupów przejrzeć, ale Pani krzyczeć zaczęła, że się przesadnie stroję, że długo już to trwa, że te zakupy już spisała wieki temu, że najlepsze rzeczy wykupią, że obiad nie zdążę przyszykować, że chyba diabli mnie wzięli i inne potwory, że skromności we mnie mało i że przyprawiam ją o migrenę, której już od kilku lat nie miała i inne choroby, takie jak kule nerwowe ...i tutaj nie pamiętam, bo przestałam słuchać. Cała jej wypowiedź trwała dobre kilkanaście minut. W tym czasie już dawno bym na placu Szczepańskim była, ale wyjść nie mogłam, gdyż Pani koszyk trzymała i wymachiwała nim to na prawo, to na lewo, pomstując na mój brak szacunku do niej i innych domowników. 
W tym czasie Panicz przechodząc obok mnie szepnął, że ukarze mnie za to odpowiednio i chyba wtedy to właśnie słuchać Gospodyni przestałam.
mhf.krakow.pl
W końcu udało mi się złapać koszyk i wyleciałam z domu jak z procy.
Po drodze na plac Szczepański znowu zobaczyłam po drugiej stronie ulicy Hankę, która wraz ze swoją kucharką z zakupami już wracały. Eh .. niestety musiałam jej gestem pokazać, że czasu na gadanie i plotki nie mam, bom spóźniona i jakoś taki smutek mnie zalał. Kucharka ich, poczciwa kobieta, niemową jest od urodzenia ponoć, ale zawsze jak mnie zobaczy, to tak jakby wiedziała, czego potrzebuję - to jabłko da, to po głowie pogłaska lub po prostu przytuli, ale dziś nie mam na to czasu i możliwe, że przez to mi smutno.


mhf.krakow.pl
Na placu już wiem u kogo mogę co wytargować. Jak się okazuje, z dobrze wyliczonej sumy pieniędzy na zakupy, zawsze, ale to zawsze, muszę coś przynieść z powrotem do Pani, inaczej jestem oskarżana, że tak zwane koszykowe pobieram i ich okradam. Na nic tłumaczenia, że za dobry świeży towar nie mogę zapłacić mniej, niż na to wskazuje cena. Więc popatrywałam, jak to inne służące robią i nauczyłam się dla przykładu wybierać drób z cieńszymi szyjkami nóżkami i kolanami, co oznacza że jest on starszy wiekiem od tych z grubymi kończynami.  Albo zamrożone ryby  - czy świeże są poznaje się po wypukłości oka,  a jeżeli mają oczy więcej wpadłe to dawno zamrożone są. Więc biorę te starsze i cenę targuję odpowiednio niższą. Przekupki zawsze kilka brzydkich słów na temat mojej przemądrzałości rzucą, ale też zawsze kilka drobnych do Pani z powrotem przyniosę.

audiovis.nac.gov.pl


Najłatwiej mi jednak z sąsiadkami z mojej Wielkiej Wsi. Wszystkie kury, warzywa, jajka i mleczne wyroby dadzą mi odrobinę taniej. Najukochańsza jest cioteczka Józia. Od razu  po przyjściu na plac wśród siedzących długimi rzędami przekupkami wypatruję jej  niebieskiej chusty w kratę narzuconej na ramiona. Jest i dziś! Słyszę, jak tłumaczy jakiejś dziewce, że to co ma to już nie na sprzedaż i marsz stąd. To dla mnie towar zostawiła! Moja ukochana ciotuchna! Gdy mnie głaska po policzku opowiadam jej całe wczorajsze zajście z Paniczem i czuję, że wszystkie troski mijają. Opowiada mi, że nieraz słyszy od służących w mieście, że mają podobnie, że najważniejsze to bachora sobie nie zrobić, zioła te co dała ciągle pić, mamie nic nie mówić, a ściskania takiego i tłuczenia przez swoich mężów to i we wsi co druga doświadcza. Co już tu zrobić, taki nasz los. Mówi, że i tak mi dobrze, przecież w cieple sobie żyję, w pokojach ładnych chodzę, że trzewiki porządne swoje własne mam, a nie tak jak większość w Wielkiej Wsi - jedną parę dzieli z kimś z rodziny, no i że Franek, którego moim nazywa, specjalnie dla mnie przekazał spory woreczek suszonych jabłek i że ona mi go już sprzedała, a za pieniądze mogę kupić sobie co tylko chce. Nawet ciastko! A ja niczego tak nie pragnę, jak domowej sztangielki z kminkiem z kawałkiem bryndzy, przecież nie jadłam dziś jeszcze! A pieniądze niech mamie zawiezie, przecież combrowy czwartek zaraz, więc i pączki będzie robić, może tym razem trochę cukrem pudrowym posypie?!

audiovis.nac.gov.pl

Szybko pakuję wszystkie zakupy do koszyka, drób i warzywa do siatki i klęcząc obok Józi w pospiechu zajadam się bułką ze smakiem. Ach, Józia Józia! Dobrze mi tak z tobą gawędzić, ale czas uciekać i to dosłownie nie iść, a biec, bo inaczej znowu kazanie od Wielmożnej Pani będę miała o grzesznym robieniu plotek, do czego według Pani zazwyczaj targi najwięcej nastręczają sposobności.

Gdy wróciłam, Pani najpierw skrzyczała, że długo, że pewnie znowu zapomniałam kupić to i owo. Nie, nie zapomniałam, ale przy wykładaniu okazało się, że nie ma ani fasoli, ani śmietany kwaśnej, nie mówiąc o mące i o tym occie nieszczęsnym. Przecież tego oczywiście na liście nie było, ale to jakby moja wina i mam się nie odzywać i biec w te pędy z powrotem, tylko bez zatrzymywania się przy przekupkach, bo to moje gadulstwo wszystkie te przykrości za sobą pociąga i pewnie nawet nie zliczyłam gadając, czy mi dobrze resztę pieniędzy wydano. 

Biegnę więc z powrotem, byleby tych wrzasków nie słuchać. Tym razem na Mały Rynek, tam dłużej przekupki siedzą, a i trafić na kogoś znajomego tam ciężej, by losu do gadulstwa nie kusić. 

Śmietana tu jednak droższa,  no cóż - co jest to jest. Już miałam biec z powrotem, gdy tuż obok mnie dwie chłopki pijane tak zaczęły się drzeć, że aż kiecki fruwały do góry, a ich tyłki podobne do dyń błyskały nago z krzykiem o całowaniu w tę część konkretną. Co za dzień!


Po powrocie do domu, znowu długo w nim nie zabawiłam, gdyż musiałam biec do szkoły po dziewczynki i wracając z nimi dokupić cynamonu.

Zmarzłam już bardzo, zima nie taka już mroźna, ale mokro, szaro-buro, coś ciągle sypie z nieba. Trzewiki mimo napastowania ich łojem i tak mokną, zwłaszcza, że Isia ciągnąc mnie za rękę wskakiwała w każdą większą ni to zaspę, ni to kałużę, a i ja za nią. 

Póki mnie nie było Pani zaczęła szykować obiad, a ja sprawdziłam, czy pali się w piecach, zastawiałam stół i pilnowałam wszystkiego, co się smażyło, piekło, gotowało i bulgotało w blachach, garnkach i patelniach.
Gotowaliśmy rosół z kluseczkami wątrobianymi i pasztecikami francuskimi, sztukę mięsa w sosie szczawiowym i strudel z jabłkami do kawy.

muzeumplock.eu
Podczas obiadu jak zawsze usługiwałam do stołu. Starałam się podając potrawy być jak najdalej od Panicza, co też wyszło mi na przekór. Niechcący zbyt przechyliłam naczynie z sosem szczawiowym i malutka, acz paskudna kropla, spadła na spodnie Wielmożnego Pana. Całe szczęście w tym nieszczęściu, że uszło to uwadze i jemu, i Wielmożnej Pani. Widziała to tylko Niusia, która zobaczywszy jaką minę zrobiłam, parsknęła tak głośno, że z przerażenia Wielmożny Pan trącił ręką sosjerkę w bok i miał raptem ponad połowę sosu na spodniach. Za to Niusia, ku swojemu wielkiemu szczęściu, została pozbawiona sztuki mięsa w felernym sosie i przegoniona do pokoju. 
Pan poszedł się przebrać, a ja zamiast zjedzenia w tym czasie swojego obiadu, zajęłam się czyszczeniem owych spodni. 

Po podaniu kawy i strudla, zajęłam się sprzątaniem i myciem naczyń. 
Myślicie, że to nic takiego, zajęcie z najprostszych nie wymagających zbytniego zachodu? Nic bardziej mylnego. To jest cała folizofia, czy filozofia jak mawia Isia. Najpierw muszę delikatnie szczoteczką usunąć wszystkie resztki z porcelanowych talerzy do wiaderka i naczynia, a także srebro posortować ustawiając każdy rodzaj z prawej strony wanienek, oddzielnie. Gdy spytałam się Pani dlaczego z prawej, a nie lewej, odpowiedziała mi, że porządna dziewczyna powinna robić tak a nie inaczej, dodając, że cały brud powstaje właśnie z braku prawości, odpowiedniej segrygacji, że najgorsze to te mezaliansy, tak jakbym wiedziała, co to jest. No i takim sposobem Pani gadała o tych naczyniach aż do wieczora. Uchroń mnie Boże, przed słuchaniem tego wykładu folizoficznego czy tam filozoficznego kolejny raz, więc z prawej i już. Sztućce przecieram papierem, potem przygotowuję wanienkę do zmywania z szarym mydłem, miskę do opłukiwania, tacę do ociekania naczyń i drugą, do ich ustawiania. I znowu odpowiednia segrygacja - najpierw szkło, sztuczce, a do mycia porcelany używam bielidła. Myję, płuczę, wycieram każdy rodzaj z osobna. Jedną ręka biorę, drugą czyszczę i tak ciągle z prawa do lewej, z prawa do lewej, z prawa do lewej...

W międzyczasie Państwo z  Paniczem i dziewczynkami zaczęli się zbierać na herbatkę do państwa Borowskich. Ponoć panienka Borowskich, Michalina, jest na wydaniu i nasz Tadeusz uderza w konkury. Biedna panienka Michasia, jeżeli Panicz ze mną takie niegodziwości robi, to co dopiero będzie robił z prawowitą małżonką? 
muzeumplock.eu
 Po wyczyszczeniu sukien, bucików i paltocików i po otrzymaniu wskazówek: do powrotu Państwa mam nie przyjmować gości, mniej chodzić zamyślona, wysprzątać salon i jadalnię, wyczyścić i odpalić wszystkie lampy naftowe, naszykować kolację, zacerować ubrania - w końcu miałam kilka chwil dla siebie. Już miałam siąść i coś zjeść, gdy usłyszałam głośne pukanie w drzwi od strony schodów kuchennych. 

Za nimi, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, stała Hanka ze swoją kucharką! Okazuje się, że podczas nieobecności Państwa Dulskich, ich syn Hankę do pokoju swego zawołał. Ta myślała, że zaraz jej miłość wyznana, a on ją szarpać zaczął, obiecując w zamian chustkę nową. Na co Hanka nie pozwalała, moją osobą odpowiednio nauczona. Bo i owszem, może ją mieć, ale to raczej po ślubie. Wtedy on ją za włosy złapał i do kuchni zaczął ciągnąć. Po drodze krzyczał, że obowiązkiem dziewczyny do wszystkiego jest służyć także jemu do wszystkiego, bo inaczej na bruk ją wyrzuci. Długo to nie trwało, dostał po głowie pogrzebaczem. Kucharka ich niemowa, co nawet imienia jej nie znam i która patrzy się na mnie teraz z czułością, próbowała go odciągać, a gdy zrozumiała, że na nic to, wzięła co miała pod ręką i ... koniec. Mówi Hanka, że leży ich Panicz jak trup, nogami nie rusza i że pomóc mam im, bo mądrzejszej osoby ode mnie nie zna. 

KONIEC lub ciąg dalszy nastąpi :).

Całość na podstawie:
Poradnika Elżbiety Bederskiej "Dobra służąca, czyli co powinnam wiedzieć o służbie i na służbie?", Fragmentów pamiętnika Zofii Stryjeńskiej opublikowanych w "Diabli nadali",
 "Poradnika służby domowej" Lucjana Jagodzińskiego,
Miesięcznika popularnego "Świat płciowy" 1905 r.

Świąteczne zakupy w Krakowie w 1904 roku. Prezenty dla mężczyzn

$
0
0
Nieregularne wpisy na tym blogu są wynikiem tak zwanej "sezonówki" przewodnickiej. Łapię oddech tylko w listopadzie. Dodatkowo, w dobie Instagram'a, Facebook'a i innych portali społecznościowych, się zastanawiam, czy dłuższe wpisy na blogu mają sens i czy ktokolwiek to czyta. Tak! Zwątpienie ogarnęło mnie!!! Aaaa!!! Cóż, człowiek nie wielbłąd, wątpić musi. Szukanie i stukanie w klawiaturę uwielbiam, więc i tak Dawny Kraków będzie istniał. Przede wszystkim dla zaspokojenia moich własnych nie zrealizowanych aspiracji - detektyw od przeszłości -  to byłaby idealna praca dla mnie :).



Przechodząć do tematu wpisu. Przyznam się, że pod koniec roku, zawsze się zmagam z tym, co by tu kupić na święta dla najbliższych i nie wydać fortuny. Przewodnik czy przewodniczka musi potrafić zarządząć finansami, oszczędzać w miesiącach słabo turystycznych itd. Mi się to nigdy nie udaje ...

Na początku XX w. prawdopodobnie musiałabym piec pierniki, haftować inicjały na apaszkach, robić kukiełki ze słomy lub anioły z ciasta solnego (dalej uważam, że to są najlepsze prezenty - od serca! biednego, ale kochającego!). Sklepy owszem były bardzo dobrze zaopatrzone, ale te ceny...

Rok 1904. Trwa wojna rosyjsko-japońska, buduje się kanał panamski, w Bristolu urodził się właśnie Cary Grant.
W Krakowie powstaje "Dom pod Globusem", Dom Towarzystwa Lekarskiego, Elektrownia miejska na wykończeniu. Franciszek Józef łaskawie panuje nam dalej.

Panie domu brną w długich sukniach zamiatając świeży śnieg w kierunku Rynku Głównego. Za nimi drepczą owinięte w kolorowe wełniane chusty służące, przemykają chybcikiem panowie ślizgając się po krakowskim bruku i wszyscy mają w głowie tą samą zagwodzkę - co by tu kupić mężowi, synowi, bratu, ojcu, narzeczonemu, przyjacielowi, koledze na święta?

Zapraszam wraz z nimi na spacer przedświąteczny po sklepach w dawnym Krakowie. Odwiedzimy magazyny, składy, cukiernie, destylarnie i nie tylko. Dzisiaj skupimy się na prezentach świątecznych dla mężczyzn.

Opowiastka na podstawie "Nowości Illustrowanych" z 1904 r. 

Jeżeli już jesteśmy na Rynku, to zacznijmy od firm  znajdujących się tutaj:
Magazyn Nowości  (Rynek Główny l.44  - teraz "Restauracja Staropolska") zacnego "prezesa" Józefa Rudnickiego  - słynie ze swej solidności i przednich towarów w zakresie galanteryjnym i modnej konfekcji męskiej ... Tam więc wielki mamy wybór przedmiotów stosownych na podarunki dla młodych, a nawet starszych, lecz "eleganckich panów"!

Kamizelki z rękawami do polowań, sveatery białe i kolorowe do ślizgawki, saneczek i ski...



"Bocian" tak przedstawiał właściciela - Pana Rudnickiego jako kandydata do Rady Miasta:


Dobrze, polityka polityką - trzeba jednak cos wybrać.

Jeżeli u Rudnickiego ceny za wysokie, możemy podejść  dosłownie parę kroków obok do Magazynu konfekcyi męskiej i towarów galanteryjnych F.A. Grigara, który posiada spory wybór praktycznych i luksusowych przedmiotów dla płci brzydkiej... Może etui na papierosy albo kasetkę japońską? Kalosze też zawsze się przydadzą, tylko nie wiadomo czy dobre na prezent.



Idziemy dalej, podchodzimy do kamienicy Łukinowskiej, liczba 37 (teraz okupowana przez parasole C.K.Browar).

"Olbrzymi Magazyn Reima i Ski, firmy ruchliwej, która stara się o dobór i jakość przednią towarów i dba o wielki ich wybór, cieszy się bardzo wartkim ruchem, gdyż w tym właśnie magazynie można nabyć wszystko to, co codzienne praktyczne ma zastosowanie, a niemniej w znacznej mierze kwalifikuje się jako podarunek świąteczny."

Perfumy, mydła szczotki, zestaw do tenisa domowego: ping-ponga, przyrządy gimnastyczne do wyboru i koloru, a jeżeli w domu mamy malarza, to warto właśnie tutaj u Reima kupić płótno i farby, tak jak robi to w tej chwili Jacek Malczewski.




Gdy od firmy "Reim i Ska" zwrócimy swe kroki na lewo - znajdziemy się w słynnym magazynie, ale nie towarów galanteryjnych, tylko "towarów korzennych i dyetetyczno-wyskokowych" ...
Oczywiście mam na myśli słynnego "Hawełkę" (teraz "Biedronka"), a więc firmę światowej reputacji. Obecnego właściciel - pan Franciszek Macharski.

"Mamy tutaj wielki wybór wszelakich wódek i likierów krajowych, znakomite buliony sporządzane we własnym zakresie, przewyborne własne, polskie miody - i wiele, wiele z tego wszystkiego, co na stole każdego domu dbającego o smak i dobroć towarów spożywczych znajdować się powinno."




O "Hawełce" muszę kiedyś napisać odzielny post! A raczej o postaciach historycznych przewijających się w tym przybytku smaku. Po zakupie flaszeczki araki, udajemy się dalej.







Bazarze wyrobów krajowych - Rynek Główny liczba 20 (teraz "Deutsche Bank")  znajdziemy "słynne makaty polskie, kilimy jak niemniej wyroby rzezane z drzewa i gliniane, o stylach swojskich". Oprócz tego wiklinowe wybory - tacki, kasetki, lampy elektryczne, guńki, peleryny i serdaki w stylu zakopiańskim.


Jeżeli naszym zamiarem jest sprawić prezent droższy - srebrny dla przykładu, to najlepszym miejcem będzie Skład fabryczny M. Jarra w Sukiennicach od strony pomnika Mickiewicza.
"Jakiż wspaniały tam wybór srebrnych i złoconych przedmiotów: owe w stylu zakopiańskim kubki, , solniczki, puszki na papierosy i w stylu tymże serwisy do czarnej kawy. Wszystko to przemawia do nas typem swojskości, wartością artystyczną i co dla niektórych najważniejsze - realną."

desa.pl

desa.pl



Tam tez możemy kupić samowar - nie byle jaki - najlepszy! Tulski!
A jeżeli w domu mamy amatora wybornej herbaty  np. "oryginalnej rosyjskiej", ze słynnego Domu handlowego Perłowa, to koniecznie musimy przejść na drugą stronę Sukiennic, a tam do sklepu "Fortuna", który jest wyłącznym reprezentantem wspomnianej firmy. Są tam do nabycia  przednie rumy i prawdziwy "cognac" francuski".



Do herbaty przydałoby sie coś słodkiego -  Idziemy więć na ulicę Bracką, tam w sklepie fabrycznym A. Nowińskiego (ul. Bracka 5, teraz "Nowa Prowincja") możemy nabyć cukry deserowe i słynne czekoladowe "brylanty" i pralinki, jeżeli wcześniej nie zrobiliśmy tego w  cukierni Rehmana w Sukiennicach (teraz "Noworolski").





Zawracamy i udajemy się na ulicę Florjańską  do  Zakładu artystycznego Zygmunta Wałaszka (ul. Floriańska 39 - teraz salon jubilerski "Aurarius"). "I tu - dla ludzi prawdziwego gustu artystycznego znajduje się wybór oryginalnych obrazków olejnych naszych zdolnych artystów malarzy, które stosunkowo tanio nabyć można. Wreszcie Zakład wspomniany słynie z gustownej oprawy obrazów w ramy o najrozmaitszych stylach."



"Kto zaś życzy sobie tak zwanych "wódek zdrowotnych" odznaczonych na ostatniej Wystawie lekarskiej - niech zaglądnie do destylarni M. Ogieńskiego przy Floryańskiej 32 (teraz perfumeria "Douglas"), znajdzie ich tam zapas obfity i o cenach bardzo przystępnych."


A stąd już idźmy na ul. Sławkowską do "radcy Zdanowicza". Firma "Zdzisław Zdanowicz" (ul. Sławkowska 8 -teraz "Krowarzywa") "jest dostatecznie znana, nie tylko z olbrzymiego wyboru modnej i pierwszorzędnej jakości konfekcyi męskiej, ale i z elegancyi kupieckiej w stosunku do gości. Jest to magazyn, w którym jak to mówią: wszystko "idzie piorunem". Cylindry, kapelusze, klaki, męska bielizna, krawaty, rękawiczki laski itd, a wszystko - jak świadczą handlowe stemple z pierwszorzędnych źródeł pościągane".






Oczywiście w międzyczasie dobrze byłoby zrobić przerwę, coś zjeść, się napić kawy lub piwa, ale to już opowieść na kolejne miesiące, bardziej turystyczne ;).

UWAGA APEL!!! Jeżeli posiadacie w swoich zbiorach stare kalendarzyki kieszonkowe z notowanymi wydatkami - podzielcie się zdjęciami!!!
Przykład rozpracowania cen - https://dawny-krakow.blogspot.com/2016/08/znalezisko-koszty-zycia-codziennego.html
Możecie mnie znależć na FB - https://www.facebook.com/krakowdawny/
Instagram: https://www.instagram.com/dawnykrakow/
Nie ma nic ciekawszego niż ustalanie cen, poziomu życia i nauki o oszczędzaniu lub nie.

Na podstawie:
 Post własny  z 2012 r.
"Nowości Illustrowane" nr 18  z 1904 r.
"Księga adresowa Krakowa z 1907 r."
"Bocian" z 1904 r.
"Djabeł" z 1904 r.
Korzystałam także ze strony www.desa.pl

***
Jeżeli spodobał Ci się ten post i to co robię, to możesz postawić mi kawę :) Będzie mi bardzo miło i na pewno będę miała więcej energii na szperanie po cyfrowych i zwykłych bibliotekach! Dziękuję!
https://www.buymeacoffee.com/dawnykrakow



Rachunek z "Magazynu Starożytności" Abrahama Stieglitza

$
0
0
                                                            



Jak to pięknie brzmi - "magazyny starożytności"!

Taki zwykły niby świstek, rachunek, który ktoś gdzieś przechował i teraz ktoś inny wystawia na sprzedaż.
 
A. Stienglitz, Magazyn starożytności, Kraków, ulica Poselska 13-19, telefon 145-71.
Kraków dnia 16 września 1938 roku.
W. Pan Inż. Shuller Bochnia
Potwierdzam niniejszym odbiór zł. 150 jako a conto zegaru.
26.X.38 zł 50.
Reszta pozostaje.
za 300 zł, spłacone 150 zł.
Z poważaniem
A. Stienglitz



Abraham Stieglitz - antykwariusz krakowski. Prowadził interes, jak widzimy na załączonym rachunku, przy ulicy Poselskiej 19 w swojej własnej kamienicy, a także pod nazwą "Salon Antyków" w miejscu bardziej reprezentacyjnym, czyli na Rynku Głównym, pod numerem nr 24, w tzw Kamienicy pod Kanarkiem.

Najpierw jednak zajmował się handlem wina, a dopiero później antykami. Do wspólnego biznesu zaangażował się także jego syn Józef Stieglitz.
Stieglitzowie pośredniczyli między innymi w zakupie złoconych kurdybanów dla zamku wawelskiego czy do zamku w Moritzburgu.

W warszawskiej i niestety okropnie antysemickiej gazecie "ABC" z 6 grudnia 1936 roku, w rubryce "Pod światło", znalazłam taki o to artykuł. 

"O średniowiecznych obrazach, współczesnym Abrahamie Stieglitzu i innych sprawach"

Zaczęło się bardzo zwyczajnie. Ojcowie Augustianie w Krakowie nie mieli pieniędzy. Wiadoma rzecz — zakon ubogi, dotacje nader skromne, ofiarność ludzka coraz mniejsza, a potrzeby doczesne — wielce dokuczliwe. Rada w radę, postanowiono sprzedać 13 obrazów średniowiecznych z kościoła św. Katarzyny, a mianowicie poliptyk św. Jana Jałmużnika, oraz trzy obrazy gotyckie. Jak dotąd, wszystko w porządku. Obrazy miały przejść na rzecz Muzeum Narodowego w Warszawie, a więc w posiadanie instytucji poważnej i dającej rękojmię należytej oceny zabytków. A i proponowana suma 35.000 zł. tez nie była do pogardzenia. 

Przypadkowy przechodzień 
A liści — na krótko przed połową listopada (cytujemy według Komunikatu „Tow . Miłośników Historii i Zabytków Krakowa") doniósł wydziałowi Tow. Miłośników Hist. i Zabytków" Krakowa pewien przypadkowy przechodzień o wywiezieniu kilkunastu obrazów po zapadnięciu zmierzchu z kościoła św. Katarzyny. Natychmiastowe dochodzenia wykazały, że dotyczy to 11-tu obrazów z cyklu Męki Pańskiej i 2-ch obrazów średniowiecznych. Z poza cyklu, które wywieziono da prywatnego mieszkania Abrahama Stieglitza. Wówczas prezes Towarzystwa zwołał zebranie Wydziału, celem zastanowienia się, jakie stanowisko w tej sprawie należy zająć.

Abraham Stieglitz
Wiadomo, jakie były skutki tego zastanawiania się. Kraków pożarł się się z Warszawą, wynikł skandal, nastąpiły demonstracyjne dymisje, posypały się wzajemne oskarżenia, aż wreszcie, jak wiadoma, obrazy zakupił krakowski magistrat za pośrednictwem antykwariusza p, Abrahama Stieglitza. Sprawa oczywiście, nieprzyjemna, zadrażnienie niepotrzebne, sposoby przeprowadzenia transakcji zgoła niepoważne —- bowiem nader żywo przypominające powieść kryminalno - detektywistyczną (Kraków ma specjalną predylekcję do „detektywów"). "

Oszczędzę Wam dalszych wywodów dziennikarza, który podpisał się "wtaj." czyli zapewne "wtajemniczony". Cieszę, że magistrat krakowski zadbał o nasze lokalne dziedzictwo. Wycenił to dobry znawca sztuki jakim był Abraham Stieglitz, a  zarazem także pomógł finansowo ojcom Augustianom. 
Naigrywanie

Poliptyk namalowany przez krakowskiego malarza Mikołaja Haberschracka, który uważany jest za jedno z cenniejszych dzieł gotyckiegomalarstwa tablicowego w Polsce z 2. połowy XV wieku możecie podziwiać w w pałacu Erazma Ciołka przy ul. Kanoniczej.

O  dalszych losach rodziny Stieglitz w tragicznym okresie okupacji niewiele wiadomo. Abraham Stieglitz podobno przeżył wojnę na Syberii, a po wojnie zamieszkał w Tel-Awiwie.
Jego syn Józef pozostał w Krakowie. Podobno pełnił rolę eksperta przy ocenie zrabowanych przez Johana Pieter Mentena dzieł sztuki. W większości była to własność lwowskich profesorów, którzy zginęli na Wzgórzach Wuleckich. Podobno. 

Znalazłam także ciekawy artykuł (po angielsku) o wystawie kolekcji rodziny Stieglitz w Jerozolimie w latach 80-tych. W kolekcji tej znajduje się sporo judaiki z Krakowa. Połowę tej kolekcji podczas wojny przechował Adolf Szyszko-Bohusz i po wojnie zwrócił na ręce prawowitego właściciela.

Na podstawie artykułu z ABC i artykułu Jana Rogoża w "Dzienniku Polskim" z 23.02.2012.
Rachunek znaleziony na aukcjach Allegro.pl.

Kryminalny czwartek - Zabójstwo w Kamienicy pod Jagnięciem

$
0
0

Jest maj 1920 roku. Trwa epidemia tyfusu plamistego. Najwięcej ofiar jest w Rosji. Polskie wojska zdobywają Kijów. W Krakowie powstają organizacje do "ochrony sklepów i mienia", zarazem trwa walka z paskarstwem, zwłaszcza jeżeli chodzi o nielegalny handel tytoniem, a dziennikarze marudzą na stan zanieczyszczenia miasta. Po trzech dniach ochłodzenia, po tzw. Zimnych Ogrodnikach - św. Pankracy, św. Serwacy i św. Bonifacy nadchodzi Zimna Zośka.
I to właśnie podczas dnia św. Pankracego, na Rynku Głównym, na linii C-D, w Kamienicy pod Jagnięciem - nazwanej tak, gdyż kamienicę tę przejęli Potoccy z baranem w godle, dzieje się tragedia!

Głos oddaje "Gońcowi Krakowskiemu". Pisownia oryginalna!

"Straszny dramat miłosny. Kochanek wyrzuca swą kochankę przez okno.

 Wczoraj o godzinie 6-tej wieczorem tłum ludzi zgromadził się przed pałacem Potockich w Rynku Głównym przy linii C-D. Oto z trzeciego piętra (mansardu) pałacu rzuciła się na bruk młoda kobieta, służąca hr. Potockich i uderzając głową o stojące obok chodnika drzewo, zabiła się na miejscu. Zakrwawione zwłoki nieszczęśliwej przeniesiono do pobliskiej bramy szpitala "Pod Baranami", poczem po skonstatowaniu śmierci przez lekarza, odwieziono ciało do zakładu medycyny sądowej. 

Morderca sam się oskarża 

W pół godziny po tym strasznym wypadku do komisarza policyi pod Telegrafem zgłosił się kamerdyner hr. Potockich, Józef Mazur, lat 47, rodem z Krzeszowic, i zeznał, ze on JEST MORDERCĄ SŁUŻĄCEJ, KTÓRA WYPADŁA Z OKNA I ŻE TO ON JĄ WYRZUCIŁ NA CHODNIK.

Rozalia Patkówna (takie jest nazwisko nieszczęśliwej) służyła od lat kilku za "kawiarkę" hr. Potockiej. Józef Mazur służył od lat 30-tu u hr. Potockich w Krzeszowcach, ożenił się i ma sześcioro dzieci, z tych dorosłą już prawie córkę.

Mazur przed rokiem został przeniesiony z pałacu w Krzeszowicach do pałacu hr. Potockich w Krakowie i tutaj służył jako "kamerdyner", zapoznał się z Rozalią Patkówną. Między obydwojgiem rozgorzała namiętna miłość. Niestety, o miłości tej dowiedziała se służba pałacu, a przedewszystkiem marszałek dworu hrabiny, p. Serafin, który reagując przeciw romansowi żonatego kamerdynera z "panną służącą", przeniósł Mazura z powrotem do pałacu w Krzeszowicach, stawiając warunek, że albo odejdzie natychmiast do pałacu krzeszowickiego, albo utraci służbę.
 Polecenie to usłyszał Mazur wczoraj rano, a na wiadomość, ze będzie musiał opuścić ukochaną wpadł w straszną rozpacz.
Wreszcie wieczorem, chcąc pomówić bez świadków z Patkówną, udał się do jej pokoju służebnego na poddaszu pałacu, gdzie zastał ją gdy wyglądała oknem. Po krótkiej rozmowie, w której zakochani zamienili ze sobą pocałunki i gdy Patkówna poczęła płakać na wspomnienie o rozłące, Mazur (jak sam zeznaje), nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, ogarnięty szalem PORWAŁ NA RĘCE SŁUŻĄCĄ I WYRZUCIŁ JĄ PRZEZ OKNO!

Czyn ten graniczący prawie z szaleństwem, można chyba tłumaczyć histerycznym przeczuleniem nienormalnego mózgu. Mazur robi wrażenie człowieka spokojnego i statecznego, jest jednak niezwykle wzruszony i podniecony. Od czasu do czasu, gdy opowiada o swoim strasznym czynie łzy mu stają w oczach. "Kochaliśmy się bardzo, a ja nie chciałem, aby po moim odjeździe ona pozostała tu sama "- kończy swe zeznania tem niezupełnie logicznym rozumowaniem."



Z dalszych artykułów w prasie wynika, że Mazur został skazany dosłownie na kilka lat, gdyż tłumaczył się później, że mieli skoczyć razem i razem odejść z tego ziemskiego padołu, gdzie ich miłość nie ma szans. Patkówna skoczyła pierwsza, a on nie dał rady...
A mnie ciekawi, czy ktokolwiek w ogóle traktował jego czyn jako zabójstwo z premedytacją. "Histeryczne przeczulenie nienormalnego mózgu" to raczej okrutny przejaw zazdrości, typowy dla przysłowiowego psa ogrodnika.


Zielone Świątki i epidemia

$
0
0


Dziś - Zielone Świątki, święto o długiej tradycji, ostatnio jakoś zapomniane.

Najpierw było świętem ludowym, pełne śpiewów i tańców, gloryfikujące apogeum wiosny według tradycji słowiańskiej. 
Zgodnie z rytuałami starano się wkupić w łaski bóstw związanych z płodnością, a także osłabić demony wodne, które wpływały na nieurodzaj, ale przede wszystkim powodowały liczne utonięcia w sezonie kąpielowym.
Głównie czary więc polegały na pozbyciu się rusałek, nimf wodnych i innych podobnych stworów.
W domostwach praktykowane było też tak zwane "majenie", czyli upiększanie domu zielonymi gałązkami zatkniętymi za obrazy, przy drzwiach czy w kątach pokoi. 
W późniejszym czasie uroczystości te stały się świętem wiosny obchodzonym w okolicach katolickiej Pięćdziesiątnicy i jak zawsze zwyczaje się przemieszały i teraz trudno odróżnić co słowiańskie, a co chrześcijańskie.
Zielone Świątki wiążą się też z kultem ognia, a w Krakowie z huczną zabawą na Bielanach. O tym już pisałam na łamach bloga, zajrzyjcie TUTAJ

Dzisiaj cofamy się znowu o tę samą ulubioną liczbę, czyli  Kraków 100 lat temu.
Artykuł z "Gońca Krakowskiego" maj 1920 roku. Przeczytajcie! Mimo stylistyki językowej, myślę, że wiele z nas utożsami się ówczesnymi majowymi nastrojami. A o samej epidemii piszę pod artykułem.

Zabawa na Bielanach ODWOŁANA Z POWODÓW EPIDEMII!!!
"Zwłaszcza teraz, gdy nadspodziewanie świetny rozkwit wiosny ustroił las bielański w przepych zieleni, tem bardziej odczuwamy nieodwołalny za­kaz władz urządzenia tradycyjnego, a obfitującego w różne niespodzianki zbiegowiska. 

W jednym roku zakazano wędrówki na Biela­ny z powodu cholery, w drugim ze względu na srożącą się hiszpankę, obecnie znowu wlazło nam w drogę przebrzydłe tyfusisko. W ten sposób góra bielańska, będąca tradycyj­nie miejscem uciechy i beztroskiej swawoli, teraz ziejąca pustką i obłożona zakazami, stała się, jak gdyby jakąś ponurą górą śmierci, którą z daleka omijać należy. 
I słusznie. 
Bo w czasach szalejących epidemii i chorób wszystko człowiekowi, chociażby w lasku nad­wiślańskim, łatwo zaszkodzić może. 
Tyfusu nabawisz się w panoramie i na karuzeli, świerzbu na huśtawce, kołowacizny w tańcu na murawie przy dźwiękach mlaskotów, a reumaty­zmu i zapalenia stawów przy spoczynku w krza­czkach. 
Za każdego drzewa, czy zagajnika czai się jakiś obskurny bakcyl, by rzucić się czy to na setnego wojaka, czy też na przedmiejską rusałkę.
Zabawa więc przepadła. 
Ale dla pobożnych pątników pozostaje jeszcze możność wędrówki do pustelni i klasztoru Kamedułów, gdzie na drodze, wiodącej do kościoła, można się nacieszyć wspaniałą galeryą dziadów, odpowiednio spreparowanych dla wzbudzania li­tości. 

W uszach jeszcze ów gwar i zgiełk od­pustowy z przed lat na Bielanach. 
Majaczą we wspomnieniach wspaniałe postacie andrusów i ich ulubienic, kręcących się niezmordowanie w takt "rachciachciachów" i „ojów“. Migotają, jak przez mgłę, bujające huśtawki z 
wiejskiemi nimfami, za któremi wodzili tęsknem spojrzeniem postawni panowie.  Słyszę jeszcze ów magiczny okrzyk: "Lodi poziomkowe, śmietankowe!" i widzę lodziarza, jak szczerbatą drewnianą łyżką dłubie w zardzewiałej blaszanej puszce. Tłum barwny mieszczuchów, ryczące kataryny i orkiestryony, wywoływacze z przed panoram, tysięczne kramy z kolorowemi obrzydliwościami i łakociami. 

Wszystko to kiedyś odżyje, gdy przycichną epi­demie...  Różnych bowiem uciech dostarczają zmysłom 
zabawy krakowskie. "

Tak, tak, nam dziś jest o wiele łatwiej! Mimo deszczu za oknem i pandemii koronowirusa,  to my w ilości 150 osób możemy się przemieszczać od górki do górki aż po Srebrną Górę - tradycyjne miejsce świętowania Zielonych Świątek. :) 

Odnośnie tyfusu plamistego:
Epidemia tyfusu zaczęła się jeszcze podczas I Wojny światowej, potem sytuacja w kraju pogorszyła się po wtargnięciu do Polski wojsk sowieckich. Tylko w styczniu 1920 roku odnotowano w Polsce 100 000 nowych przypadków zachorowań na tyfus i 12 000 zgonów. Z każdym miesiącem było coraz gorzej. Przytaczam artykuł mówiący o spadku liczb zachorowań w maju.





 Ostatecznie z tą chorobą rozprawiono się przy pomocy szczepionki, którą wynalazł w latach 20. XX wieku polski biolog, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Rudolf Stefan Weigl, który to 12 lat po wojnie przebywał w Krakowie!


Có,ż my też czekamy aż to wszystko ożyje... 
Swoją drogą, a może by tak PRZYWRÓCIĆ piękną tradycję Zielonych Świątek na Bielanach?

Kryminalny czwartek - "Zbrodnia i kara" z ulicy Szpitalnej 20 - część 1

$
0
0
"Tajny Detektyw"

Kraków to miasto ciche i spokojne. Czy to teraz, czy wtedy. W 1932 roku "Tajny Detektyw" pisał wprost: "zabójstwa należą w spokojnym Krakowie stosunkowo do rzadkości!" A gdy zdarzały się poruszały umysły wszystkich, zwłaszcza, jeżeli ktoś z zimną krwią i jak sądzono wyłącznie dla pieniędzy, zamordował osobę w podeszłym wieku.

"Zbrodnia i kara" Dostojewskiego przeniesiona z Sankt-Petersburga do Krakowa na ulicę Szpitalną? 

 Zapraszam na kolejną odsłonę kryminalnego czwartku. A za przewodnika posłuży nam ilustrowany tygodnik kryminalno-sądowy, który pod koniec roku 1931 zaczął wydawać koncern prasowy "IKC", wspomniany już powyżej - "Tajny Detektyw".

Numer 32/1932 
(pisownia oryginalna)

"Ulica Szpitalna w Krakowie, charakterystyczna z powodu licznych handlów mebli i księgarń antykwariatów, grupujących się na tej ulicy, została poruszona wiadomością o zamordowaniu samotnej staruszki, zamieszkałej w realności pod liczbie 20 na pierwszem piętrze w oficynie.

 Zajmowała małe, ubogie mieszkanko około 70-letnia staruszka Maria Ryssokowska, wdowa po woźnym muzeum, utrzymując się ze skromnej emerytury i wsparć. W dniu 14-go września po raz ostatni widziała ją dozorczyni domu. Gdy bowiem zamiatała około godziny l0-tej rano podwórze domu, Ryssokowska pośpiesznie zamykała drzwi i okno wiodące z jej mieszkania na podwórze, celem uchronienia się od kurzu. W ciągu całego dnia wietrzyła się pościel staruszki na ganku domu. Gdy nadeszła godzina 10 wieczór, a pościel ta pozostawała nadal na dworze, sąsiedzi zdziwieni tą okolicznością zaczęli dobywać się do mieszkania staruszki. Gdy kucharka nauczycielki, mieszkającej obok, z wejściem z tego samego ganku nie mogła dopukać się do mieszkania Ryssa­kowskiej sprowadziła montera, zatrudnionego w tym samym domu w zakładzie instalacyjnym Bieniarza. 

źródło:audiovis.nac.gov.pl

 Ponieważ drzwi mieszkania Ryssokowskiej w górnej części zaopatrzone są w szyby, przeto monter ów przystawił drabinę do drzwi, aby zajrzeć do wnętrza. - "Staruszka leży rozkrzyżowana na podłodze!" - zawołał z przerażeniem do otaczających go sąsiadów. Obecni razem ze sprowadzonym ze sąsiedniej Kasy Oszczędności woźnym dali natychmiast znać policji o swoim przerażającem odkryciu.

Po wkroczeniu władz okazało się, że staruszka została zamordowana kilku uderzeniami tępem narzędziem w głowę i że leżała w kałuży krwi na podłodze, przywalona poduszką i szmatami. Splądrowane mieszkanie wskazuje na morderstwo w celach rabunkowych, a to tem bardziej, że wedle zapodań członka rodziny zamordowanej, brakuje sumy 1.000 złotych, którą staruszka posiadała. 

Od wczesnego ranka dnia 15-go b. m. rozpoczęła urzędowanie komisja sądowo-lekarska, zaś zwłoki odsta­wiono do Zakładu Medycyny Sądowej.  Sprawca narazie jest nieznany.

Z sąsiadów tylko zamieszkali za ścianą domownicy nauczycielki słyszeli dnia 14 września koło godziny 5-tej popołudniu w mieszkaniu staruszki głos mężczyzny, którym zapewne był nieschwytany narazie morderca Ryssokowskiej. Przybyłe na miejsce władze policyjne celem ustalenia czasu, przyczyny i okoliczności uśmiercenia śp. Ryssokowskiej stwierdziły brak około 20 sztuk dola­rówek, które ś. p. Ryssokowska posiadała i pewnej kwoty w złotych, jaką przed kilku dniami miała podjąć z Kasy Oszczędności. 
 Celem wytropienia morderców puszczono w ruch cały aparat śledczy.

źródło: audiovis.nac.gov.pl

Przez cały dzień czwartkowy gromadziły się przed domem przy ulicy Szpitalnej 20 tłumy ciekawych,
komentujących niezwykły wypadek mordu, doko­nanego na ubogiej staruszce, u której sprawca nie
mógł się spodziewać znaczniejszej gotówki.
Głos ogółu wypowiadał się za tem, iż musiał to być osobnik, dobrze obznajomiony z trybem życia
upatrzonej przez siebie ofiary."

I pomyśleć tylko, że wtedy pranie wiszące cały dzień oznaczało, że stało się coś złego... A sprawa ta aczkolwiek wstrząsająca wydaje się być typowym morderstwem rabunkowym.
Nic bardziej mylnego!
Zapraszam do kolejnej części w kolejny czwartek!

Okładzinki ścienne braci Gottlieb

$
0
0
Pewnie część z Was wie, że oprócz Dawnego Krakowa, na Facebooku dawno temu powstał jeszcze i Dawny Kroke, gdzie skupiam się bardziej na opowieściach o rodzinach żydowskich.
Strona docelowo miała być tylko na FB, ale ... Wyświetleń jest mało, Google nie wyszukuje, a informacja ta może kiedyś komuś się przydać.




Historia o niegdysiejszym przedsiębiorstwie dawnego Kroke.

W swoich poszukiwaniach posiłkuję się wyłącznie tym, co jest dostępne online: najczęściej to są księgi metrykalne, powszechny spis ludności lub księgi adresowe. Zdawało by się, że z tych suchych danych nie da się utkać opowieści. A jednak spróbujmy.

Tym razem będzie o firmie zajmującej się dostawą i składem materiałów budowlanych "S.& D.GOTTLIEB".
Można by rzec, że to nie jest zbyt ciekawy temat, ale nic bardziej mylnego :).

Zwiedzając wnętrza niektórych kamienic krakowskich na pewno nie raz w sieni trafiliście na piękne błyszczące glazurowane płytki naścienne. Szare, błękitne, białe lub zielonkawe, czasami z dodatkowymi elementami ozdobnymi - secesyjnymi zawijasami lub wieńcami. I wśród nich gdzieś, w bardziej widocznym miejscu, na jednej podłużnej białej płytce z czarnym obramowaniem i trójkątami w rogach napis "S. & D. GOTTLIEB KRAKÓW."

SALOMON (Anschel) Gottlieb, urodził się w 1874 r. w Krakowie, jako drugie dziecko w rodzinie Izaaka-Szyje Gottlieba pochodzącego z Wiśnicza i Bruchy z rodziny Gottfried z Klasna (teraz Wieliczka). Starsze rodzeństwo to siostra Hindel (Tchewe), więc z pewnością jego przyjście na świat było wielce oczekiwane. Po trzech latach na świat przychodzi brat DANIEL (Dawid) i Samuel (1880).

W naszej historii najważniejsi to Salomon i Daniel. Siostra Hindel w 1895 roku wychodzi za mąż za Mojżesza Friedmana, a najmłodszy brat Samuel znika nam z kronik. Prawdopodobnie wyjechał z Krakowa.

Łatwo mi uwierzyć w to, że to podczas wesela siostry Hindel, bracia poznają swoje przyszłe żony, kuzynki Mojżesza Friedmana - 16 letnią Gustę Friedman i 14 letnią Doroteę.

Może właśnie dlatego, żeby udowodnić przyszłym teściom, że są w stanie utrzymać ich córki, otwierają "Skład materiałów budowlanych" przy ul . Starowiślnej 15.

W 1900 mieszkają jednak dalej wspólnie z rodziną przy ulicy Berka Joselewicza 16. Ojciec już musiał odejść, gdyż w spisie powszechnym widnieje, że matka - Małka Brucha jest już wdową.
Więc tak, córki Izraela Friedmana zawróciły w głowie młodym Gottliebom i w 1904 roku Salomon pojmuje za żonę Gustę, a dwa lata później Daniel - Doroteę.
Biznes się rozwija, po kilku latach przenoszą swoje przedsiębiorstwo na ul. Dietlowską 93, a fabrykę wyrobu betonu tuż niedaleko na Dietlowską 101. Przy czym w późniejszych księgach widnieje, że pod numerem 101 mieściło się też biuro.

W 1910 roku Salomon dalej mieszka przy Starowiślnej 15, ma już dwójkę synów - Józefa i Władysława, a Daniel zamieszkuje pod adresem Wrzesińska 15, rodzi mu się córka Jadwiga.

To właśnie ten okres jest czasem największego prosperity.
Do tej pory "okładzinki ścienne glazurowane" sprowadzone prawdopodobnie z fabryki w Rakovniku "Rako" możecie znaleźć m.in.:

ul. Paulińska 30
ul. św. Sebastiana?
ul. Dietla 66
ul. Kalwaryjska 36
ul.Legionów Piłsudskiego 17
ul. J. Zamojskiego 27
ul. Kremerowska 10
ul. św. Filipa 11
ul. Koletek 7
ul. Starowiślna 18
ul.Orzeszkowej 5
ul.Wrzesińska 4
ul. Dietla 101 - tam był ich skład/fabryka/biuro

I tak do początku lat 30-tych. Co dalej? Dlaczego nie znajdziemy ich przedsiębiorstwa w późniejszych księgach adresowych? Może kryzys w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 20-tych odbił się i na ich biznesie?

W sierpniu 1941 roku wypełnili formularz podania o nowe kennkarty i możliwość zamieszkania na terenie getta w Podgórzu.
Z formularzy możemy się dowiedzieć, że w trójkę mieszkali wtedy na wsi, pod adresem Pychowice 114. W trójkę, gdyż Daniel, już figuruje jako wdowiec. Obaj "ohne Beschäftigung" - bezrobotni. Gustawa, żona Salomona oznaczona została jako chora. Co z ich dziećmi? Nie wiadomo. Mam cichą nadzieję, że pod zmienionymi nazwiskami przeżyli wojnę.

Z pozdrowieniami dla czytelników, którzy to podrzucili niechcący temat!

Na podstawie zasobów Małopolska Biblioteka Cyfrowa i książki Agnieszki Patridge "Potęga ornamentu".


P.S. Przeglądając "Gońca krakowskiego" z 1920 roku znalazłam taką o to smutną wiadomość!
 
Viewing all 114 articles
Browse latest View live