Witam serdecznie, prawie jesiennie i jak zwykle ostatnio na blogu kryminalnie ;) .
Dziś wędrujemy na Wesołą do roku 1931 by zapoznać się "niebywałym zdarzeniem nienotowanym dotąd w kronikach kryminalistyki polskiej".
Przedstawiam bohaterów dzisiejszej opowieści:
Dr. Tadeusz Keller - docent ginekologii, prof. Jan Glatzel - znakomity chirurg (więcej o nim w Wikipedii), żona Jana Glatzla - Elżbieta z domu Grosser, służąca prof. Glatzla, woźny banku, Tomasz Sławiński z zawodu kelner (według innych źródeł fryzjer), szesnastoletni bandyta, anonimowy bandyta, oddział policji i Wiktoria Rakisz - właścicielka kamienicy.
Miejsce akcji:Kamienica przy ul. Zygmunta Augusta nr 5, a dokładnie II piętro, mieszkanie nr 11, a jeszcze dokładniej tuż przy zielonkawo-niebieskim piecu kaflowym. Kamienica ta została zbudowana w 1911 r. przez architekta i budowniczego Szczepana Rakisza jako dom własny.
Scena I - Tu będzie zakład dentystyczny
Pewnego wieczoru do Wiktorii Rakiszowej, właścicielki domu przy ul. Zygmunta Augusta 5, przybyło dwóch elegancko ubranych mężczyzn, którzy wynajęli od niej po dłuższych pertraktacjach mieszkanie, złożone z 3 pokoi na II piętrze pod numerem 11.
Oświadczyli oni, że wkrótce urządzą w tym mieszkaniu zakład dentystyczny.
Scena II - Tajemniczy człowiek u docenta Kellera
Następnego dnia przed południem do mieszkania dr. Tadeusza Kellera przybył jakiś mężczyzna i oświadczył jego żonie, że potrzebuje doktora natychmiast do ciężko chorej kuzynki. Żona doktora odesłała go do kliniki ginekologicznej i tam tajemniczy człowiek na wszelkie sposoby wybłagał Kellera ażeby ten natychmiast udał się z nim do kuzynki, która mieszka w drugiej przecznicy ul. Lubicz. Doktor Keller zwrócił mu uwagę, że ta ulica nazywa się Zygmunta Augusta i zapewnił, że po godzinie 12 powinien tam się zjawić.
Scena III - Mieszkanie bez mebli i tajna organizacja
Po godzinie 12 dr. Tadeusz Keller rzeczywiście udał się do pacjentki i już na ul. Lubicz spotkał go tajemniczy mężczyzna by odprowadzić pod wskazany adres. Gdy weszli do mieszkania ów człowiek zaczął lekarza przepraszać za remont, który aktualnie trwa, gdy zaś poszli dalej nagle drzwi drugiego pokoju się otworzyły, Kellera pchnięto w stronę zamaskowanego bandytę, który to skierował w jego stronę rewolwer. Obok niego również z rewolwerem stał młodzieniec bez maski, który oświadczył: "Proszę zaniechać oporu, w przeciwnym razie krótko się z panem załatwimy. Jesteśmy tajną organizacją, która postanowiła zdobyć 4000 dolarów (według innych źródeł 1000 dolarów, a jeszcze innych 10 000) od kilku lekarzy krakowskich". Następnie odczytał listę na której figurowały nazwiska: prof. Zubrzyckiego, prof. Szymanowicza, prof. Tempki, prof. Glatzla, dr. Feliksa i dr. Kramarzyńskiego.
Pod dyktando bandytów dr. Keller napisał do powyższych lekarzy listy, jakoby wzywając ich na konsylium do chorej pacjentki, na których dopisywał „Cave et salve me!" (Strzeż się i ratuj mnie!) Po napisaniu tych listów dr. Keller został związany i rzucony w kąt pokoju obok pieca.
Scena IV - profesor Jan Glatzel i jego wierna żona w pułapce
Około godziny 15 przyjechał na ul. Zygmunta Augusta prof. Glatzel. Bandyci mu otworzyli i wprowadzili do drugiego pokoju, gdzie ku wielkiemu swemu przerażeniu Jan Glatzel zobaczył związanego dr. Kellera. Złoczyńcy pod groźbą zastrzelenia obu kazali prof. Glatzlowi napisać list do żony, aby wystarała się o 4000 dolarów i przyniosła je pod obecny adres ul. Zygmunta Augusta 5/11.
List ten jeden z bandytów dostarczył do Elżbiety Glatzlowej. Doktorowa w tej samej chwili udała się do jednego z banków, do swego krewnego, który wypłacił jej 4000 dolarów i dał jako asystę woźnego tegoż banku. Gdy zaś Glatzlowa przybyła z pieniędzmi do mieszkania na Wesołej została sterroryzowana tak samo i towarzyszący jej woźny. Pieniądze odebrano. Wówczas bandyci oświadczyli, że sprawa jest załatwiona i że za pół godziny ofiary będą wolne. Uczyni to służąca prof. Glatzla, której zaniosą klucz i zlecą jej otworzenie mieszkania. Po chwili zatrzasnęli drzwi i wyszli.
Scena V - prof. Glatzel Supermanem
W tej samej sekundzie dr. Glatzel zdążył się uwolnić, wyskoczył przez okno na balkon i począł wołać o ratunek. Przy pomocy mieszkańców kamienicy rozwalono drzwi. Wszyscy uratowani udali się na I piętro do mieszkania Wiktorii Rakisz, gdzie zatelefonowano na policję i zawiadomiono, że bandyci mogli się udać na ul. św Tomasza 22 do mieszkania prof. Glatzla, lecz to mało prawdopodobne.
Scena VI - W której padają strzały
Policja postanowiła jednak sprawdzić trop i gdy przybyli na ul. Tomasza służąca prof. Glatzla opowiedziała, że faktycznie przed chwilą był jakiś mężczyzna z kluczem od jakiegoś mieszkania i właśnie teraz schodzi schodami od podwórza. Rzeczywiście zauważono jakiegoś osobnika, który widząc policję skoczył z półpiętra, zaczął uciekać, a gdy policja w pościgu poczęła do niego strzelać bandyta wyjął rewolwer i ... strzelił do siebie trzykrotnie, acz nie śmiertelnie.
Scena VI - prof. Glatzel superbohaterem po raz drugi
Wezwano pogotowie. Przestępca cały czas był przytomny, groził policji i złorzeczył. Przy rannym znaleziono spis lekarzy, przeważnie profesorów uniwersytetu, a także dokumenty na nazwisko Tomasz Sławiński, lat 43, z Brześcia nad Bugiem oraz 4000 dolarów. W szpitalu operację na rannym przeprowadził sam prof. Jan Glatzel, jak zwykle po mistrzowsku!
Dwaj inni bandyci zbiegli.
Z różnych źródeł, dostępnych w internecie wiem, że zielonkawo-niebieski piec kaflowy stoi dalej na swoim miejscu.
P.S. Równowartość 4000$ teraz to około 71 000$, czyli około 339 000 zł.